Jeśli wprowadzenie 12-złotowej stawki godzinowej dla zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych nie ograniczy nadużywania takich kontraktów, możliwe są bardziej radykalne kroki, włącznie z likwidacją umów-zleceń. Rozważane są też zmiany zasad ustalania najniższego wynagrodzenia – tak aby rosło szybciej.
Stanisław Szwed sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej / Dziennik Gazeta Prawna
Prof. Jacek Męcina Konfederacja Lewiatan, przewodniczący zespołu ds. prawa pracy Rady Dialogu Społecznego / Dziennik Gazeta Prawna
Dr Barbara Godlewska-Bujok Uniwersytet Warszawski, ekspert prawa pracy / Dziennik Gazeta Prawna
Andrzej Radzikowski wiceprzewodniczący OPZZ / Dziennik Gazeta Prawna
Piotr Lewandowski prezes Instytutu Badań Strukturalnych / Dziennik Gazeta Prawna
Już od lipca tego roku 12-złotową minimalną stawką godzinową mają być objęci zleceniobiorcy oraz samozatrudnieni wykonujący usługi osobiście. Czy taka zmiana jest potrzebna i jakie skutki może wywołać?
Stanisław Szwed Zmiany są konieczne. Stosowanie w niektórych przypadkach stawek godzinowych na poziomie 0,25 zł najdobitniej tego dowodzi. To kolejny element walki z nadużywaniem zatrudnienia na podstawie umów cywilnoprawnych. Nie powinny one zastępować umów o pracę. Od 1 stycznia 2016 r. zmieniły się zasady oskładkowania zlecenia, dzięki czemu ograniczono możliwość unikania wpłat na ZUS od takich kontraktów. Wprowadzone zostaną też modyfikacje w zakresie działalności Państwowej Inspekcji Pracy, które mają na celu uskutecznić nadzór nad przestrzeganiem warunków zatrudnienia. Projekt w sprawie 12-złotowej minimalnej stawki godzinowej dla zleceniobiorców i samozatrudnionych dopełnia te zmiany legislacyjne. Jeśli te elementy nie rozwiążą dzisiejszych problemów na rynku pracy, być może sięgniemy po bardziej radykalne środki jak np. całkowita likwidacja umów-zleceń. Pozostałby jedynie umowy dzieło, które można byłoby stosować na zmodyfikowanych zasadach. Moim zdaniem należy rozpocząć wreszcie realne działania w omawianym zakresie, a nie jedynie mówić o problemach. To najlepszy czas na takie zmiany. Stopa bezrobocia jest obecnie na niskim poziomie i sytuacja na rynku pracy pod tym względem jest stabilna. Jednocześnie nie wierzę, że wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej lub inne obostrzenia w zakresie zawierania umów cywilnoprawnych spowodują zwolnienia. Trzeba liczyć się z możliwym powiększeniem szarej strefy, choć wątpię, aby takie zjawisko miało masowy charakter. Jestem za to pewien, że musimy działać zdecydowanie, bo mamy do czynienia ze skandalicznymi niskimi zarobkami na zleceniu. Ważnym aspektem będzie także zmiana prawa o zamówieniach publicznych. Nie może być tak, że praktyka preferowania oferty z najniższą ceną za realizację usługi determinuje stosowanie przez pracodawców stawek na poziomie kilku złotych za godzinę.
Jacek Męcina Bardzo wiele patologii na ryku pracy wynika z tego, że firmy prześcigały się, aby wygrać przetargi po najniższej cenie, nawet kosztem pracownika. Zmiany w zakresie zamówień publicznych były konieczne. I dodajmy – były one konsekwentnie wprowadzone jeszcze przez poprzedni rząd, podobnie jak promowanie zatrudnienia na umowę o pracę i ozusowanie zbiegów umów-zleceń, ale z wydłużonym vacatio legis. W tym zakresie państwo ma prawo kreować pewne standardy, które wykonawca musi uwzględniać. I dlatego warto pochwalić sam kierunek regulacji, jednak zaproponowane metody zwalczania patologii na rynku pracy uważam za błędne, choć zgadzam się z samym ich celem, czyli działaniami na rzecz poprawy jakości zatrudnienia w Polsce. Proponowana tak duża ingerencja w swobodę zawierania umów cywilnoprawnych, jaką przewiduje projekt w sprawie 12-złotowej stawki minimalnej, powoduje zagrożenia i może doprowadzić do prawnej fikcji. Na przykład wspomnianą stawką objęci będą tylko ci samozatrudnieni, którzy osobiście świadczą pracę. A przecież mogą oni zlecać realizację zadań osobom trzecim albo np. korzystać z pomocy członków rodzin. Łatwo będzie można te rozwiązania obchodzić. Moim zdaniem powinniśmy rozważyć inny model rozwiązania problemów nadużywania umów cywilnoprawnych na rynku pracy, na przykład poprzez wprowadzenie jednolitej umowy o zatrudnienie, w której moglibyśmy przewidzieć domniemanie trwania stosunku pracy, gdy więź prawna między dwiema stronami trwa dłużej niż sześć miesięcy. To uporządkowałoby rynek pracy bez wywracania go do góry nogami. Taki skutek mogą natomiast wywołać kolejne obostrzenia w zatrudnieniu na umowach cywilnoprawnych, nie mówiąc już o propozycji likwidacji umów-zleceń. Wprowadzenie stawki 12 zł za godzinę popieram, jednak nie takimi metodami. Moim zdaniem Rada Dialogu Społecznego to forum, na którym uda nam się znaleźć efektywne rozwiązania realizujące wspomniany cel.
Stanisław Szwed Pojęcie swobody zawierania umów cywilnoprawnych w omawianym przez nas zakresie jest fikcją. Ostatnie badania GUS wskazują, że osoby zatrudnione obecnie na zleceniach są do nich przymuszane, nie mają wyboru i decydują się na takie warunki pracy. Zaproponowana przez nas 12-złotowa stawka będzie nieznacznie wyższa niż ta obowiązująca pracowników, bo chcemy w ten sposób zachęcić do zawierania umów o pracę, a nie cywilnoprawnych. To tylko jeden z celów omawianego projektu. Kolejnym jest wzrost płac, bo dziś – jak wspomniałem – płace na kontraktach cywilnoprawnych są żenująco niskie.
Andrzej Radzikowski Omawiany projekt oznacza realizację od dawna zgłaszanego postulatu, który ma likwidować lukę prawną, jaką w praktyce jest obecnie możliwość powszechnego zatrudniania na podstawie umów cywilnoprawnych. Luka ta objęła już obecnie około 1,3 mln pracowników. Pan minister ma rację – według GUS aż 80 proc. osób wykonujących obowiązki na kontraktach cywilnoprawnych przymuszono do tej formy zatrudnienia. Jednocześnie proponowane rozwiązania realizują konstytucyjną zasadę równości, która jest obecnie naruszana. Zatrudnieni pracują na tych samych stanowiskach, ale otrzymują różne wynagrodzenia, bo firmy stosują różne umowy. Takie przypadki, które można ujawnić w wielu przedsiębiorstwach, stanowią jawne naruszenie kodeksu pracy. Art. 22 k.p. wskazuje wyraźnie, w jakich warunkach niezbędne jest zawarcie umowy o pracę i niedopuszczalne jest stosowanie innych form zatrudnienia. Państwo, które dopuszcza do masowego łamania tej zasady, sankcjonujące powszechność zatrudnienia na zleceniu, to państwo bezprawia. Pamiętajmy, że praca ma zapewniać normalny byt rodzinom. Tak niskie stawki, jakie dziś przewiduje się w umowach cywilnoprawnych, nie dają żadnych szans na utrzymanie. W Polsce od lat nie zmniejsza się skala ubóstwa. Dotyka ono co szóstego Polaka. Z danych GUS wynika, że w latach 2013–2014 zwiększył się wręcz odsetek osób żyjących poniżej granicy ubóstwa skrajnego – z 6,8 proc. do 7,4 proc. Ponadto obecna samowola firm w wyborze kontraktów, jakie proponują zatrudnionym, sprzyja nieuczciwej konkurencji. Wprowadzenie ustawowego minimum płacowego ograniczy te negatywne zjawiska. Ważne są też wpływy do budżetu, które dzięki podwyżkom pensji będą wyższe. Nie zgadzam się też z opinią, że 12-złotowa stawka spowoduje zwolnienia. Wzrost zamożności społeczeństwa będzie przyczyniał się do przyrostu miejsc pracy.
Barbara Godlewska-Bujok Ważna jest również kwestia godności. Osoby pracujące np. za mniej niż dwa złote na godzinę mają prawo czuć się poniżone. A konstytucja wskazuje przecież, że godność ludzka jest niezbywalnym źródłem wolności i praw każdego obywatela. Państwo jest zobowiązane ją chronić. Tymczasem warunki pracy stanowią obecnie często zaprzeczenie tej gwarancji. W praktyce nagminnie nieprzestrzegany jest art. 22 par. 1 k.p., który wskazuje, że zatrudnienie w konkretnych warunkach musi wiązać się z zawarciem umowy o pracę. Miała być to metoda ochrony, ale nie jest egzekwowana. Ponadto tacy pracownicy muszą zwykle korzystać z pomocy społecznej. Pozytywnie oceniam w szczególności powiązanie 12-złotowej stawki godzinowej dla zleceniobiorców i samozatrudnionych ze zwiększeniem uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy. Przedwojenne regulacje dotyczące ochrony pracy i nadzoru nad jej warunkami były jednymi z pierwszych wprowadzonych przez suwerenne władze. Wówczas PIP pełniła ważną rolę, np. przy stosowaniu układów zbiorowych. Państwo dawało dobry przykład i przekonywało pracodawców do podobnych działań. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że dopiero w zeszłym roku minister Jacek Cichocki zarządził sporządzenie sprawozdania na temat realizacji klauzul społecznych, dzięki którym w procedurze zamówień publicznych liczy się nie tylko cena, ale też warunki pracy, jakie oferuje startujący w przetargu. Z rozmów z osobami zaangażowanymi w ten proces wynika zresztą, że instytucje publiczne ich nie stosują, bo albo nikt nie wie, jak to zrobić, albo nie chce przedłużać całej procedury zamówień. Trzeba też pamiętać, że 12-złotowa stawka w różnym stopniu dotknie konkretne branże, w największym – rynek tanich usług, np. ochroniarskich czy sprzątających. Na sektor np. prawny czy informatyczny nie będzie miała raczej żadnego wpływu. To także ma istotne znaczenie społeczne. Dla przykładu ochroniarz pracujący na osiedlu, w którym mieszkam, po 12-godzinnej zmianie rozpoczyna pracę w myjni samochodowej. Nie widzi swojej rodziny przez blisko dwa miesiące, dopiero po tym okresie bierze tygodniowy urlop, by się zobaczyć z bliskimi. To ma ogromny wpływ na całą rodzinę. Płacy minimalnej nie da się oddzielić od tych niemierzalnych wartości.
Andrzej Radzikowski Znajduje to potwierdzenie w statystykach. Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów. To pokazuje, jak bardzo nietrafione są argumenty mówiące o tym, że gdy zwiększymy wsparcie publiczne dla najuboższych, to wzrośnie bezrobocie. Polak średnio pracuje dwa tysiące godzin rocznie. To czołówka światowa. Dlatego też mamy jednak taki duży odsetek niepracujących, bo pracodawcy wolą przyzwalać na pracę w nadgodzinach, niż przyjmować nowe osoby.
Piotr Lewandowski Zgadzam się z ideą wprowadzenia stawki godzinowej i objęciem płacą minimalną osób zatrudnionych na innej podstawie niż umowa o pracę. W Polsce umowy-zlecenia są bowiem usankcjonowanym prawnie sposobem na obchodzenie płacy minimalnej. Jednocześ- nie płacenie za pracę poniżej takiego minimum niechlubnie nas wyróżnia na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Z naszych badań wynika, że gorsza sytuacja pod tym względem ma miejsce jedynie na Łotwie. Mam jednak zastrzeżenia co do szczegółów zaproponowanego rozwiązania. Wątpliwości budzi to, czy powinniśmy wprowadzać stawkę dla zleceniobiorców i samozatrudnionych, która będzie wyższa od tej przysługującej pracownikom. Jestem zwolennikiem wprowadzenia takiej płacy, ale powinniśmy zaczynać od nieco niższego jej pułapu, bo konieczność wypłacenia 12 zł za godzinę pracy może być obecnie szokiem dla firm z niektórych sektorów. Warto rozważyć wdrożenie początkowo niższej stawki i stopniowe zwiększanie jej wysokości wraz z upływem czasu. Dobrym przykładem na to, że takie rozwiązanie się sprawdza, jest Wielka Brytania. Wprowadzając w 1998 r. płacę minimalną ustanowiono ją na bardzo niskim poziomie i konsekwentnie zwiększano w kolejnych latach. Uniknięto w ten sposób gwałtownych reakcji na rynku pracy. W Polsce między 2002 a 2007 r. płaca minimalna rosła jedynie o wskaźnik inflacji. W 2008 i 2009 r. nastąpiły gwałtowne jej podwyżki. Badania wykazały, że przez te dwa lata liczba zwolnień była dwukrotnie wyższa, bo podwyżka wynagrodzenia objęła bardzo dużo osób. Drobne kroki są lepsze niż radykalne zmiany.
Największym problemem związanym z wprowadzeniem minimalnej stawki godzinowej będzie konieczność ewidencjonowania godzin pracy zleceniobiorców i samozatrudnionych. Już pojawiają się obawy co do rzetelności takiej dokumentacji i zarzuty, że taki obowiązek będzie fikcją.
Jacek Męcina To największa słabość tego projektu. Dlatego moim zdaniem początkowo zmiany powinny dotyczyć tylko sfery zamówień publicznych. Minimalną stawką godzinową najpierw należałoby objąć osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych do realizacji takich zamówień, zwłaszcza że w tych przypadkach łatwo będzie można wyegzekwować obowiązek ewidencji czasu pracy. Następnie trzeba stopniowo zachęcać do takiego rozwiązania innych pracodawców i branże. W ostatecznym rozrachunku powinniśmy zunifikować obie płace minimalne – tzn. godzinową dla zleceniobiorców i określaną w wartości miesięcznej dla pracowników – i wprowadzić jednolitą stawkę godzinową dla wszystkich zatrudnionych. Jeśli zaś chodzi o rozbudowane obowiązki związane z ewidencją czasu pracy, to mogą być one bardzo poważnym problemem zwłaszcza dla firm małych i średnich oraz w przypadkach, gdy zleceniobiorca – co jest dość częstą praktyką – nie ma jednego miejsca pracy. Z takich właśnie powodów często zawiera się zlecenie, bo ono nie wymaga dokładnego precyzowania miejsca i czasu pracy. Zwracam też uwagę, że w projekcie brakuje mechanizmu waloryzacji wysokości stawki godzinowej.
Stanisław Szwed Zgadzam się z opiniami, że niektóre rozwiązania zaproponowane w obecnej wersji projektu przewidującego wprowadzenie godzinowej stawki mogą być obchodzone przez pracodawców. Dotyczy to w szczególności wymogu prowadzenia ewidencji czasu pracy zatrudnionych, co sygnalizowano nam w trakcie konsultacji społecznych projektu. Nie chcemy wprowadzać rozwiązania, które może okazać się fikcją. W tym zakresie trudno jednak znaleźć jakąś prostą receptę na problem, bo bez ewidencjonowania godzin pracy trudno wyobrazić sobie egzekwowanie wynagradzania w wysokości co najmniej 12 zł na godzinę. Nawet większe uprawnienia kontrolne Państwowej Inspekcji Pracy w omawianym zakresie nie są receptą, bo inspektorzy pracy są w stanie sprawdzić maksymalnie około 10 proc. firm. Często otrzymują oni sygnał o nieprawidłowościach już po zakończeniu zatrudnienia, co powoduje, że trudniej jest wykazać naruszenia. Liczymy na wypracowanie jakiegoś skutecznego rozwiązania omawianego problemu we współpracy z partnerami społecznymi.
Barbara Godlewska-Bujok Moim zdaniem prowadzenie ewidencji godzin pracy przy realizacji zamówień publicznych byłoby łatwe do wyegzekwowania – przepisy umożliwiają to pracodawcom. Dokumentacja przy pracach wynagradzanych powyżej 12 zł za godzinę także nie byłaby problemem, bo ze względu na koszty pracodawcy zwykle starannie pilnują przepracowanego czasu. Trudności może wywoływać zatrudnienie przy pracach niskopłatnych i sezonowych. A to jednak bardzo duży sektor. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że byłaby to już kolejna regulacja przewidziana w kodeksie pracy, która obejmuje inne stosunki prawne niż umowa o pracę. Zatrudnionych na podstawach cywilnoprawnych obejmują już przecież przepisy bhp czy rodzicielskie. Teraz dotyczyć będzie ich także obowiązek ewidencjonowania czasu pracy. Takie rozszerzanie stosowania prawa pracy do umów cywilnoprawnych może być problematyczne, bo prowokuje pytanie, czym zlecenia mają różnić się od umów o pracę.
Piotr Lewandowski Osoby zatrudnione na innej podstawie niż umowa o pracę są już objęte obowiązkami bhp i uprawnieniami zasiłkowymi związanymi z rodzicielstwem. Nie można też zapominać o szczelniejszym oskładkowaniu zleceń, które obowiązuje od początku tego roku. Sytuację tę można oceniać tak, że poprzez ujmowanie w przepisach k.p. niestandardowych form zatrudnienia lub ich obejmowanie przepisami zarezerwowanymi dotychczas dla umów o pracę w praktyce przyzwalamy na stosowanie kontraktów cywilnoprawnych w sferze zatrudnienia. Dlatego krytycznie oceniam takie rozwiązania.
Andrzej Radzikowski Również związki zawodowe negatywnie oceniają takie próby usankcjonowania niestandardowych form zatrudnienia. Powinniśmy ściśle przestrzegać reguły zawartej we wspomnianym art. 22 k.p., który wskazuje, w jakich warunkach niedopuszczalne jest zawieranie innych umów niż ta o pracę. Postulowaliśmy też likwidację umów-zleceń przewidzianych w k.c., bo są one masowo nadużywane do obchodzenia prawa pracy. Zdajemy sobie sprawę, że to skomplikowane zagadnienia i niełatwo będzie osiągnąć porozumienie w takich sprawach z pracodawcami. Dlatego moim zdaniem powinniśmy przyjąć oddzielną ustawę o zatrudnieniu niepracowniczym. Nie sądzę, żeby wyeliminowanie z k.p. przepisów, które obecnie dotyczą takiej formy pracy, było zagrożeniem. Obowiązują już przecież osobne ustawy o pracownikach tymczasowych lub delegowanych. Dobrym rozwiązaniem byłoby też wyłączenie z kodeksu uprawnień rodzicielskich. To kwestie związane z rodziną, a nie pracą. Jednocześnie OPZZ negatywnie ocenia propozycję wprowadzenia jednolitego kontraktu o pracę, ponieważ zatrudnienie byłoby wówczas jeszcze bardziej niestabilne.
Czy obecnie obowiązujące zasady ustalania płacy minimalnej są dobrze skonstruowane? Teoretycznie jej wysokość powinna zależeć od negocjacji z partnerami społecznymi, ale w praktyce i tak zawsze decydował o tym rząd. Płaca minimalna jest więc uwarunkowana ustawowymi wskaźnikami wzrostu PKB i inflacji, a także kalendarzem wyborczym. Czy powinniśmy to zmienić? Czy należy powrócić do pomysłów, aby jej wysokość była zróżnicowana regionalnie lub branżowo?
Stanisław Szwed W tym zakresie interesujący jest projekt obywatelski, przygotowany przez NSZZ „Solidarność”, który został odrzucony w ubiegłej kadencji Sejmu. Zakładał on szybszy wzrost płacy minimalnej w zależności od tego czy wzrost PKB przekracza 3 proc. lub 4 proc., tak aby minimalne wynagrodzenie osiągnęło pułap połowy tego przeciętnego. Propozycja ta może być bazą do zmian. Trudno jednak już dziś wskazać konkretną datę wprowadzenia nowych rozwiązań. Na pewno jednak cały ten proces będzie rozłożony w czasie. Nie chcemy wprowadzać nagłej zmiany polegającej na tym, że płaca minimalna stanowi połowę tej przeciętnej. Należy też zauważyć, że ze względu na coroczną waloryzację płacy minimalnej – obowiązującej pracowników – w pewnym momencie zrówna się ona z 12-złotową stawką godzinową dla zleceniobiorców i samozatrudnionych. Zastanawiamy się więc nad wprowadzeniem mechanizmu waloryzacji stawki godzinowej, bo uwagę na to zwracali partnerzy społeczni. Jest to temat dyskutowany w resorcie. Nie jestem natomiast zwolennikiem regionalizacji płacy minimalnej, gdyż doprowadziłoby to do jeszcze większej degradacji obszarów biednych.
Jacek Męcina Mechanizmy dialogu społecznego w zakresie płacy minimalnej działają dość dobrze. Co prawda algorytm określający zasady podwyższania jego wysokości jest chyba jednym z najbardziej skomplikowanych w Europie, ale w praktyce nie powoduje problemów. Gwarantuje on szybki wzrost wynagrodzenia minimalnego, które stanowi już 45 proc. przeciętnej płacy, a nawet ponad 50 proc. mediany płac. Moim zdaniem przemawia to za tym, że niepotrzebne są systemowe zmiany w zakresie ustalania minimalnego wynagrodzenia. Oczywiście są jeszcze w Polsce sektory, w których płace są ewidentnie najniższe – np. ochrona osób i mienia, hotelarstwo i gastronomia, usługi sprzątające – ale trzeba pamiętać, że również produktywność w sektorze usług jest niższa. Moim zdaniem najlepszym sposobem na unikanie problemów w zakresie wynagrodzeń jest skuteczny dialog rządu i partnerów społecznych. Co do możliwości zróżnicowania wysokości płacy minimalnej sądzę, że możemy rozważyć takie rozwiązanie w odniesieniu do niektórych branż. Jestem zwolennikiem zawierania sektorowych porozumień w zakresie stawki minimalnej, może określanej godzinowo. Takie próby już były podejmowane w budownictwie. Jednocześnie nie można zapominać, że rynek pracy to system znacznie bardziej skomplikowany niż regulacje prawa pracy. Na wysokość płac i poziom życia w Polsce wpływa wiele różnorodnych czynników. Moim zdaniem najbardziej efektywny wzrost przychodów pracowników i gospodarstw domowych jest możliwy poprzez podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Dopóki minister pracy nie będzie miał więcej instrumentów, za pomocą których będzie mógł wpływać na warunki wynagradzania, trudno o optymalne i bezpieczne dla poziomu zatrudnienia rozwiązania. Podsumowując: obecna dynamika wzrostu płacy minimalnej jest korzystna dla zatrudnionych, sam mechanizm ustalania jej wysokości nie wywołuje kontrowersji, a dialog z partnerami społecznymi się rozwija i to on powinien być najważniejszą metodą realizacji prawidłowej polityki państwa w zakresie wynagrodzeń.
Piotr Lewandowski Regionalizacja płacy minimalnej nie jest dobrym pomysłem. Tylko w przypadku wielkich państw takich jak Chiny czy Indie wydaje się to uzasadnione. Poza tym w Polsce nie występują większe regionalne nierówności co do zarobków niż np. w Hiszpanii lub Wielkiej Brytanii, a przecież w tych państwach też obowiązuje krajowe minimum. Brytyjczycy starają się rozwiązać ten problem poprzez dialog społeczny. Na przykład w Londynie na podstawie porozumień pracodawców – głównie z branży handlu i usług – obowiązuje tzw. living wage, czyli minimalna stawka wyższa niż ta ogólnokrajowa, ponieważ koszty życia w tej metropolii są znacząco wyższe niż w innych regionach kraju. I być może podobną praktykę można by przyjąć w Polsce – np. w stosunku do Warszawy, w której z polskiej płacy minimalnej też nie można się utrzymać. Zgadzam się z opinią, że bardzo ważną kwestią jest opodatkowanie. Z danych OECD wynika, że płaca minimalna w Polsce – w relacji do tej średniej lub mediany – jest przeciętna, a nawet ustalona na poziomie nieco wyższym niż np. w Czechach lub państwach bałtyckich. Ale równocześnie jest ona najbardziej opodatkowana we wszystkich krajach OECD. Kwota wolna od podatku jest kluczowa.
Barbara Godlewska-Bujok Moim zdaniem sztywnych reguł ustalania płacy minimalnej powinno być jak najmniej. Doświadczenie kryzysu ekonomicznego pokazało, że z ich powodu państwa nie mogą odpowiednio reagować na dynamicznie zmieniającą się sytuację gospodarczą, czyli dostosowywać do niej wysokości najniższych płac. Gdy osoby słabiej wynagradzane tracą pracę, szybciej rośnie średnie wynagrodzenie. A jeśli ze średnią pensją powiązana jest wysokość tej minimalnej, to również ta druga rośnie szybciej i błędne koło się zamyka. Wydaje się, że prawidłowy mechanizm ustalania minimalnej płacy powinien być oparty na dialogu społecznym, a ten w Polsce – odnośnie do najniższej pensji – nie zawsze zdaje egzamin. Mam też kilka znaczących zastrzeżeń do Rady Dialogu Społecznego, czyli nowego forum rozwiązywania problemów społecznych przez przedstawicieli rządu, pracodawców i związków zawodowych. Ma ona dokładnie taką samą konstrukcję jak zlikwidowana komisja trójstronna, której zarzucano nieskuteczność. Do prac w ramach RDS dopuszczono tylko trzy wyżej wymienione strony, a pominięto np. organizacje pozarządowe. Niepokoi także mała liczba kobiet powołanych do RDS. A to grozi brakiem pluralizmu i powoduje obawy, że ich problemy zostaną pominięte. Poza tym to właśnie kobiety zdecydowanie przeważają wśród osób gorzej wynagradzanych, a więc to ich w pierwszym rzędzie dotyczy polityka państwa w zakresie minimum płacowego.
Piotr Lewandowski Częściej tracą też pracę. Z badań, które przeprowadzaliśmy, wynika, że 50 proc. osób tracących etaty na skutek podwyższenia płacy minimalnej to kobiety zatrudnione na umowach czasowych.
Andrzej Radzikowski Obecny sposób waloryzacji płacy minimalnej nie jest zły. Co najwyżej warto wprowadzić mechanizm przejściowy, który doprowadziłby do tego, że osiągnęłaby ona pułap połowy przeciętnego wynagrodzenia. Byłby to oczywiście proces rozłożony w latach. Moim zdaniem uzależnianie wysokości najniższej pensji od kolejnych wskaźników nie ma sensu, bo nie zastąpią one negocjacji rządu, związków i pracodawców. Dodatkowo ustalając płacę na przyszły rok, operujemy jedynie prognozami makroekonomicznymi, a nie twardymi danymi z gospodarki. Zgadzam się jednocześnie z opiniami, że najniższe dochody z pracy są za wysoko opodatkowane. Dlatego m.in. proponujemy obniżenie najniższej stawki podatkowej do 15 proc. Jeśli zaś chcemy wiązać wzrost płacy minimalnej z wydajnością pracy, to trzeba zaznaczyć że w ostatnich latach ta ostatnia rosła szybciej niż najniższe wynagrodzenie, choć oczywiście różnie wartości te kształtowały się w poszczególnych branżach. W takim razie szybciej trzeba byłoby też podwyższać płacę minimalną. Chcę jednocześnie zwrócić uwagę na potrzebę dialogu w sprawie zbiorowych układów pracy, w których można w kompromisowy sposób regulować kwestie wynagrodzeń i innych świadczeń ze stosunku pracy. Niestety brakuje nam często partnerów ze strony pracodawców, którzy mogliby i chcieliby je zawierać.
Jacek Męcina Mamy w Polsce złe prawo układowe, które jest największą blokadą dla zawierania porozumień czy to na poziomie zakładowym, czy w jeszcze większym stopniu ponadzakładowym. Pracodawcy boją się zawierać układy, które de facto mają obowiązywać na zawsze. Sądzę, że jeśli skorzystalibyśmy z modelu niemieckiego – czyli możliwości zawierania układów na czas określony – takie porozumienia stałyby się znacznie bardziej popularne. Żeby to zrobić, trzeba jednak zgody związków zawodowych.
Andrzej Radzikowski Byliśmy gotowi rozluźnić wiele powszechnie obowiązujących przepisów pod warunkiem regulacji ich w poszczególnych branżowych układach. Pracodawcy chcieli jednak zawierać jedynie układy zakładowe, a nie branżowe, i negocjować je z przedstawicielami pracowników, jeśli w firmie nie byłoby związków. Moim zdaniem możliwe byłoby ustalanie najniższej pensji w sektorach. Niemniej jednak płaca minimalna obowiązująca w całym kraju jest potrzebna, układy branżowe mogłyby być uzupełnieniem.