Dzieciom i młodzieży ustawicznie wpaja się, że ukończenie studiów jest gwarancją świetlanej przyszłości, dobrej pracy i wysokich zarobków. W rezultacie zmalała liczba szkół zawodowych i techników a liczba ludzi z wyższym wykształceniem znacząco wzrosła. Tym sam wytworzyła się nowa kategoria społeczna – prekariat.

Słowo prekariat stworzone zostało przez Guya Standinga - profesora Uniwersytetu w Bath i pochodzi od łacińskiego precarium, jak w średniowieczu określano ziemię wydzielaną na prośbę biednym chłopom, która podlegała zwrotowi na każde żądanie, oraz proletarius, jak Rzymianie nazywali obywateli najniższej klasy. Prekariat, jak widzą go zaś dzisiejsi socjologowie, to grupa wyzyskiwana w gospodarce usługowej: zatrudniona na niepewnych umowach, za płacę niepozwalającą się utrzymać ani planować przyszłość. Brak stałej pracy, trudności w dostępie do kredytów, kłopoty mieszkaniowe to zaś niepewność jutra i brak stabilizacji. Ponadto niskie zarobki, brak dostępu do świadczeń socjalnych i możliwości planowania budżetu w dłuższej perspektywie to brak godnego życia i trudności w założeniu rodziny. Te cechy mogą charakteryzować członków prekariatu.

Porównaj kredyty gotówkowe i wybierz najlepszy dla siebie

Trzeba zaznaczyć jednak, że nie jest to problem występujący tylko na naszym rodzimym podwórku, ale także chociażby w wielu - wydawałoby się zamożnych - państwach Europy Zachodniej. Długo nie widziano tego zjawiska jako wspólnego dla pewnej różnorodnej grupy społecznej w Europie. Jest to jednak problem systemowy - w pewnym sensie pokłosie globalizmu, który ułatwił dostęp do taniej siły roboczej z rynków światowych. Do końca lat 60-tych praktycznie cała złożona produkcja odbywała się w Europie, a ruchy wolnościowe z owych czasów protestowały przeciwko sztampowej pracy, kieratowi, nudzie i powtarzalności. Spełniło się, ale jest gorzej - otwarcie globalnych rynków spowodowało przeniesienie większości produkcji tam, gdzie siła robocza jest tańsza.

Prekariusze (infografika) / Media

W Europie w wyniku tych przemian siła po stronie pracowników stała się dużo mniejsza. Wprowadzono tzw. elastyczne formy zatrudnienia, umowy na czas określony, o dzieło itp. Sprawdzają się one w przypadku wysokiej klasy specjalistów, osiągających ponadprzeciętne dochody oraz bardzo młodych osób zaczynających dopiero swoją karierę zawodową. Dla całej reszty młodych, często dobrze wykształconych ludzi, tzw. „umowy śmieciowe” to bariera do stabilizacji i lepszego jutra. Zwłaszcza gdy wykształconych ludzi po studiach - często niepraktycznych - są setki tysięcy, na co oczywiście rynek nie ma zapotrzebowania.

Młodzi pomiędzy 18 a 34 rokiem życia stanowią już w Polsce ponad połowę bezrobotnych. A jeśli już znajdą pracę (przeważnie czasową), większość nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Studia wyższe nie gwarantują obecnie dobrej pracy i płacy tak jak to było na początku lat 90-tych. Biorąc pod uwagę z kolei już tylko zatrudnionych młodych Polaków, to ponad 62% jest zatrudnionych na podstawie umów czasowych. Podobnie jest np. w Słowenii, niewiele lepiej w innych krajach Zachodu. Zaniżane ponadto są płace, przedłużane są staże i praktyki - często w ogóle niepłatne.

Oblicz ratę kredytu gotówkowego w 3 krótkich krokach. Przejdź na porównywarkę

W czasie gdy młodzi Polacy jeszcze ambitnie wierzą w przyszły dobrobyt i prestiż, ich koledzy w Hiszpanii, Grecji czy Francji powoli tracą nadzieję. W początkowym okresie młodzi przeżywają swój trudny los indywidualnie - wstydzą się gorszej pracy czy niskich zarobków. Z czasem powstaje jednak gniew, zaczynają się organizować (jak w Hiszpanii czy Grecji) i domagają się zmiany. Widzą, że ten problem nie dotyczy tylko ich, lecz całego systemu. Nie chcą godzić się z losem, próbują coś zmienić i zwrócić uwagę rządzących na swój obecny i przyszły los.

Przyszłość prekariuszy pozostaje nieznana. Być może zjednoczą się w swoim niezadowoleniu na tyle, by wyjść na ulice i powiedzieć dość? Problem jednak w tym,że nie mają żadnego konkretnego wroga – w pewnym sensie winien całej sytuacji jest kapitalizm. Ale jak z nim walczyć?