Od decyzji eurodeputowanych zależą zasady wysyłania polskich pracowników do innych krajów Unii Europejskiej.
W Parlamencie Europejskim (PE) odbędzie się dziś finalne głosowanie w sprawie dyrektywy wdrożeniowej względem dyrektywy dotyczącej delegowania pracowników w ramach świadczenia usług (nr 96/71/WE,Dz.U. WE L 18/1 z 21 stycznia 1997 r.). Zgłoszono do niej 13 poprawek, przy czym każda z nich może spowodować, że akt nie zostanie ostatecznie przyjęty. Sytuacja jest napięta, ponieważ aktualne posiedzenie jest ostatnim przed końcem obecnej kadencji Parlamentu Europejskiego. To ostatnia szansa na zakończenie prac nad nowymi przepisami.
Poprawki zostały zgłoszone głównie przez lewicowe ugrupowania PE. To propozycje, które pojawiały się już wcześniej na etapie negocjacji treści dyrektywy. W większości są one niekorzystne dla polskich przedsiębiorstw. Wypracowane dotychczas, pomyślne dla polskich firm rozwiązania będą więc poddane ciężkiej próbie.
– Na naszą niekorzyść działa również to, że w przypadku każdej ze zgłoszonych poprawek będzie przeprowadzone głosowanie imienne. Jesteśmy w okresie kampanii i wiele decyzji jest podejmowanych pod publikę. Mimo iż mamy zapewnienia m.in. ze strony ugrupowań liberalnych, że opowiedzą się za przyjęciem ustalonego dotychczas kompromisowego tekstu dyrektywy, to jednak taki sposób głosowania może zadecydować o przełamaniu dyscypliny partyjnej przez niektórych europosłów – stwierdza Danuta Jazłowiecka, europoseł PO, sprawozdawca dyrektywy w PE.
Ugrupowania socjaldemokratów oraz zjednoczonej lewicy zaproponowały m.in. zmianę katalogu środków kontroli delegowania z – ich zdaniem – zamkniętego na otwarty. Umożliwi to stosowanie przez państwa wszelkich działań w tym zakresie, które uznają za konieczne. Skutkiem będzie niepewność prawa dla firm delegujących. Wspomniane frakcje domagają się także skreślenia wymogu, że środki kontroli mają być uzasadnione i proporcjonalne, a ich stosowanie – nadzorowane przez Komisję Europejską.
– Problemem jest sam fakt zgłoszenia poprawek. Istnieje bowiem ryzyko, że mogą one skutecznie zablokować przyjęcie dyrektywy, która w aktualnym brzmieniu zawiera przejrzyste i korzystne dla polskich firm regulacje – przekonuje Stefan Schwarz, prezes zarządu Inicjatywy Mobilności Pracy (IMP).
Jego zdaniem szczególnie niepożądane jest wykreślenie warunku, by środki kontrolne stosowane wobec firm były uzasadnione i proporcjonalne.Tym bardziej że już wcześniej z projektu wykreślono zakaz dyskryminacji.
– Czy europosłowie naprawdę uważają, że formy kontroli, które będą dyskryminujące, nieuzasadnione i nieproporcjonalne, wzmocnią ochronę prawpracowników – pyta.
Oburzenie przedsiębiorców z IMP budzi również to, że współautorem szkodliwych poprawek jest polskie SLD, należące do frakcji socjaldemokratycznej w PE.
– Popierane przez europosłów tej partii rozwiązania prowadzą de facto do wprowadzenia embarga na polskie usługi w Europie – przekonuje Stefan Schwarz.