Działacze związkowi zamiast akcji protestacyjnych organizują happeningi. Co robią pracodawcy? Wręczają dyscyplinarki mimo trwającej ochrony.
/>
/>
Wyobraźmy sobie taką sytuację: prezes dużego zakładu produkcyjnego nie może dostać się na teren firmy, bo ku jego zdziwieniu zarówno w budynkach, jak i przed nimi demonstruje zorganizowana grupa osób. Czemu protestują i dlaczego kierownictwo firmy o tym nie wie? Nie wie, bo związkowcy, organizując akcję protestacyjną, poszli na skróty. Zamiast ustawy z 23 maja 1991 o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (Dz.U. nr 55, poz. 236 z późn. zm. – dalej: ustawa o sporach zbiorowych) zastosowali wyłącznie przepisy prawa o zgromadzeniach publicznych (ustawa z 5 lipca 1990 r.; Dz.U. nr 51, poz. 297 – dalej: ustawa o zgromadzeniach), które wymagają jedynie zgłoszenia takiej akcji do wójta, burmistrza bądź prezydenta miasta.
Nie chodzi o konsensus
Tymczasem ustawa o sporach zbiorowych zastrzega, by każda akcja protestacyjna była poprzedzona nie tylko formalną informacją o niej, ale też, co istotne, rokowaniami. Nie chodzi przecież o to, by od razu wejść w spór z pracodawcą, ale by osiągnąć kompromis. Niestety związki zawodowe chcą wywrzeć presję na pracodawcy, a swoje cele osiągnąć nagłośnieniem sprawy. Rozmowy schodzą na dalszy plan. Działacze przekonują, że prawo do publicznych zgromadzeń ma każdy, członkowie związków zawodowych także. Owszem, tylko ważny jest jeszcze cel takiej pikiety oraz cel przepisów, na podstawie których jest ona organizowana.
Tradycyjne demonstracje to zgromadzenia zwoływane w celu wspólnych obrad lub wyrażenia wspólnego stanowiska, m.in. także w sprawie złych warunków pracy i płacy. Ustawa o zgromadzeniach ma zapewnić bezpieczeństwo publiczne temu towarzyszące i do tego ogranicza ten cel. Nie jest istotne zaś porozumienie i ustalenie wspólnych interesów. To domena ustawy o sporach zbiorowych, której istotą jest sprowadzenie konfliktu w ramy dialogu społecznego i osiągnięcie konsensusu. Żeby tak się jednak stało, to każda ze stron musi być do rozmów przygotowana.
Działanie z zaskoczenia odbiera to prawo. Zatem związkowcy organizujący pikietę w sprawie złych warunków pracy i płacy nie powinni poprzestać tylko na przepisach o zgromadzeniach. Chcąc, by taki protest był legalny, powinni spełnić dodatkowe warunki z ustawy o sporach zbiorowych, tj. w pierwszej kolejności zawiadomić pracodawcę o swoich postulatach oraz o terminie, z upływem którego mają być zrealizowane. Dopiero gdy pracodawca na nie nie przystanie, można wszcząć spór zbiorowy. Wtedy jednak rozpoczyna się etap rokowań, a gdy te nie zakończą się konsensusem, spisuje się protokół rozbieżności, i dopiero wówczas możliwe jest przeprowadzenie innej niż strajk akcji protestacyjnej. Pominięcie tych etapów powoduje, że akcja protestacyjna jest bezprawna.
Rozstanie mimo ochrony
Czy to jednak daje prawo do rozwiązania umów o pracę z chronionymi działaczami związkowymi? W zasadzie tak, bo przecież jako szefowie związku umyślnie zorganizowali nielegalny protest, a jako pracownicy firmy świadomie w nim uczestniczyli. Konsekwencją tego mogą być w najlepszym wypadku kary porządkowe, a w najgorszym nawet zwolnienia dyscyplinarne. Te jednak w przypadku chronionych związkowców, będą bezprawne, bo przecież ich zwolnienie musi poprzedzać zgoda organizacji związkowej, czyli ich samych, bo w końcu oni stoją na jej czele. Zatem w takim przypadku pytanie o zgodę na rozwiązanie umowy o pracę mija się z celem. W praktyce wygląda to tak, że zwalnia się z naruszeniem przepisów, ale sądy pracy i tak nie orzekają o przywróceniu do pracy. Zasądzają jedynie odszkodowanie. Przywrócenie do pracy osoby, która świadomie działała na szkodę pracodawcy, uznają bowiem za bezcelowe. Pamiętajmy, że ochrona przed zwolnieniem ma swój społeczny i gospodarczy cel. Bezprawna działalność związkowców go wypacza. Sąd Nawyższy nie raz potwierdził, że w przypadku działaczy związkowych bezprawne zwolnienie nie zawsze oznacza, że zapisane w kodeksie pracy roszczenia z tego tytułu zostaną zaspokojone (wyrok z 11 października 2005 r., sygn. akt I PK 45/05, M.P.Pr. 2006/4/203; z 27 lutego 1997 r., sygn. akt I PKN 17/97, OSNP 1997/21/416 oraz z 22 grudnia 1998 r., sygn. akt I PKN 509/98, OSNP 2000/4/133).
Działanie na szkodę
Bezprawne akcje protestacyjne wiążą się także z odpowiedzialnością za ewentualne szkody. Firma może pociągnąć organizatorów do odpowiedzialności cywilnej na podstawie art. 415 i następnych kodeksu cywilnego. Niewykluczona jest także odpowiedzialność materialna poszczególnych pracowników. Przy udowodnionej winie umyślnej zatrudnieni zapłacą odszkodowanie w pełnej wysokości.
Inaczej, gdyby pracownicy poszli np. na protest, nie wiedząc o tym, że jest bezprawny. Wówczas ich odpowiedzialność będzie ograniczona do wysokości trzech miesięcznych pensji. W obawie przed ewentualnymi szkodami niektórzy pracodawcy świadomi zbliżających się protestów zwracają się do sądu o zablokowanie akcji protestacyjnej.
Tak było parę lat temu w przypadku Jastrzebskiej Spóki Węglowej. Sąd, powołując się na art. 439 k.c. o zapobieganiu szkodzie, zakazał protestu. Sprawa odbiła się echem, wielu ekspertów uznało, że ogranicza to ratio legis ustawy o sporach zbiorowych, ale byli i tacy, którzy takie działanie uznawali za zasadne.
Celowe działanie na szkodę pracodawcy to także uderzanie w jego wizerunek. Ten może być nadszarpnięty nie tylko na skutek zmasowanego bojkotu, np. sieci sklepów, ale także poprzez organizowanie takich happeningów jak strajk włoski czy akcja groszówkowa. Jedno i drugie prowadzi do świadomego uszczerbku w mieniu pracodawcy, a bojkot narusza dodatkowo art. 12 ust. 3 ustawy z 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 153, poz. 1503 z późn. zm.). Do tego naruszenia by nie doszło, gdyby związek stosował ustawę o sporach zbiorowych.
OPINIA EKSPERTA
Związkowe akcje protestacyjne nie prowadzą do dialogu z pracodawcą. Ich celem jest zastraszenie pracodawcy i wywarcie nacisku w spornych sprawach. Stoi to w rażącej sprzeczności z celami ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, której istotą jest sprowadzanie sporów w ramy dialogu społecznego. Dlatego też ustawa ta jest przy organizowaniu akcji protestacyjnych celowo pomijana przez związki. Związki nie chcą prowadzić dialogu i nie informują pracodawcy o swoich planach. Wolą działać z zaskoczenia, licząc, że ewentualne szkody oraz powiązane z nimi nadszarpnięcie marki firmy zmusi pracodawcę do szybkich ustępstw. Tego typu działalność wypacza sens sporów zbiorowych i z założenia jest bezprawna. Nadużyciem prawa są również akcje groszówkowe. Nie zmierzają one do zwrócenia uwagi na postulaty związkowe, ale do finansowego uszczerbku w majątku firmy. Tak samo zresztą jak namawianie do bojkotu działalności pracodawcy. Niestety związki zawodowe, które mają stać na czele praworządności, same uprawiają wolną amerykankę. Czy w obliczu takich działań działacze tych organizacji mogą korzystać z ochrony? Pytanie wydaje się retoryczne. Dlatego też zwolnienie z pracy za świadome obchodzenie ustawy o sporach zbiorowych nie powinno nikogo dziwić.
OPINIA EKSPERTA
Ustawa o sporach zbiorowych jest bardzo ogólna i krótka. W zasadzie wiadomo jedynie tyle, że akcja protestacyjna musi być zgodna z porządkiem prawnym oraz poprzedzona rokowaniami. Niestety ustawodawca nie wyjaśnia np., co się kryje pod takim pojęciem, na czym taka akcja protestacyjna ma polegać, co ją charakteryzuje. Jeżeli nawet niezadowolenie związków z warunków zatrudnienia zostanie wyrażone pod płaszczykiem happeningu – na podstawie przepisów o zgromadzeniach publicznych, to i tak z prawnego punktu widzenia ich działanie może nosić znamiona akcji protestacyjnej, regulowanej ustawą o sporach zbiorowych. Celem takiego zachowania było przecież wywarcie określonej presji na pracodawcy – tak aby doprowadzić do realizacji zbiorowych postulatów związkowych. To z kolei oznacza, że akcję protestacyjną zorganizowano bezprawnie, bo z pominięciem etapu rokowań. Na uwagę zasługuje jeszcze namawianie do bojkotu, np. danej sieci sklepów. Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji zakazuje takich praktyk, ale zastrzega, że nie dotyczy to podejmowanych przez związki zawodowe działań zgodnych z przepisami o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. I tu kółko się zamyka, bo stosując ustawę o zgromadzeniach publicznych, związki nie korzystają z tego wyjątku i tym samym organizowane przez nie akcje bojkotujące zakupy w danej sieci sklepów są bezprawne.