Pracodawcy oczekują pracowników wydajnych, a nie przepracowanych. Coraz częściej jest wręcz źle widziane, jeśli pracownik pozostaje w pracy po godzinach. - mówi Monika Ciesielska, założycielka i prezes firmy Carpenter Consulting

Work – life balance. Co oznacza to angielskie określenie?

Tłumaczenie jest w zasadzie dosłowne. Jest to umiejętność zarządzania czasem własnym, zarówno zawodowym, jak i prywatnym, w sposób umożliwiający zachowanie równowagi pomiędzy tymi dwoma światami. Równowagi, która umożliwi nam wydajną pracę i rozwój zawodowy, bez jednoczesnego uszczerbku na sferze prywatnej, która jest równie ważna, bo związana z rodziną, przyjaciółmi, rozwojem pasji, uprawianiem sportów.

Dlaczego powstała taka tendencja? Czy to efekt nadmiernego „wyzysku” pracowników.

Pojęcie to znane jest od lat, jednak nabrało mocy i znaczenia w ostatnich latach, które były ciężkie dla pracowników ze względu na kryzys gospodarczy. Obok pojęcia „work – life balance”, często powtarzanym w ostatnim czasie sformułowaniem, była również „optymalizacja kosztów”, która wiązała się z redukcjami etatów, również tych niezbędnych z punktu widzenia prawidłowego funkcjonowania przedsiębiorstwa. W praktyce skutkowało to obciążeniem menedżera rozszerzonym zakresem obowiązków, przypisanych wcześniej nawet do dwóch stanowisk. To tylko jeden z przykładów. Presja jaką zarządy spółek i akcjonariusze wywierali na kluczowych pracownikach, a także odpowiedzialność za losy firmy, była tak duża, że dyrektorzy i menedżerowie spędzali i – niestety – nadal spędzają dodatkowe godziny w biurze opracowując strategie działania, sposoby na zwiększenie rentowności i zoptymalizowanie kosztów.
Podczas rozmów kwalifikacyjnych, miałam okazję okazję rozmawiać z menedżerami, którzy pracowali pod dużą presją, wieloprojektowo, wielotorowo, bez chwili wytchnienia. Brak możliwości odpoczynku odbił się na ich ogólnej kondycji, odczuwają symptomy wypalenia zawodowego i ubolewają nad słabym kontaktem z rodziną.

Czy pracodawcy podchodzą do tego poszukiwania równowagi zrozumieniem? Czy jednak woleliby aby pracownik poświęcał się pracy firmie w sposób wyjątkowy?

Pracodawcy oczekują pracowników wydajnych, a nie przepracowanych. Coraz częściej jest wręcz źle widziane, jeśli pracownik pozostaje w pracy po godzinach. Otrzymane zadania powinny zostać zrealizowane w trakcie 8-godzinnego dnia pracy, a następnie pracownik powinien opuścić „zakład pracy” i spędzać czas z rodziną, przyjaciółmi, na aktywności fizycznej lub umysłowej, w zależności od upodobań i chęci. W rzeczywistości bywa różnie, jednak im wyższy szczebel zarządzania, tym większy nacisk kładziony jest na równowagę pomiędzy życiem zawodowym, a osobistym. Dyrektorzy i menedżerowie to osoby, które dbają nie tylko o rozwój umysłowy, ale również o kondycję fizyczną. W budowaniu i rozwoju biznesu zawsze będzie miało znaczenie, co robimy w wolnym czasie. Relacje biznesowe najlepiej buduje się na gruncie wspólnych pasji i zainteresowań np. jazdy konnej, lotnictwa, gry w golfa czy tenisa.

Czy pracodawca powinien w jakiś szczególny sposób zorganizować pracę w firmie tak aby zasada work – life balance mogłaby być przestrzegana?

To byłby właściwy kierunek działania. Posiadając wypoczętych pracowników, pracodawca ma większą szansę na efektywną realizację zadań, wysoki stopień kreatywności i dynamikę rozwoju firmy, której integralną część stanowią ludzie. Przemęczony pracownik wykona mniej zadań, z utratą jakości, ponieważ będzie miał problemy z koncentracją, tracił percepcję, a realizując projekty nie udźwignie tempa, narzuconego przez dbających o kondycję, kolegów z zespołu. Coraz częściej firmy i to bez względu na rozmiar i pochodzenie, stosują zasadę szkolnego dzwonka. Po 8 godzinach pracy ogłaszają fajrant. Z opowiadań kandydatów wiem, ze prezes firmy potrafi wpaść do departamentu księgowości o 17:10 zadając pytanie księgowym, dlaczego jeszcze pracują i czy to oznacza, że nie są w stanie wykonać powierzonych im zadań w trakcie regularnego czasu pracy.

Czyli w uproszczeniu work – life balance oznacza osiem godzin pracy i do widzenia...

Work – life balance nie oznacza jednak pracy od-do. Przestrzeganie tej zasady związane jest również z rozliczaniem pracowników z wykonania zadań, a nie czasu pracy spędzonego przy biurku. I tu znowu wracamy do kwestii wydajności. To samo zadanie można wykonać załóżmy w dwie godziny w skupieniu i odosobnieniu, lub w cztery godziny pracując w gabinecie, do którego co chwilę ktoś wpada z niecierpiącą zwłoki sprawą.

Dając sobie czas na odpoczynek, mamy możliwość dokonania pewnych przemyśleń, poczytania książek, spotkania interesujących ludzi, wymiany poglądów. Rozwijamy się. A jeśli idziemy do przodu, mamy szansę przenieść tę ekstra wartość do firmy. To nie zawsze jest policzalne, ale są sytuacje, w którym możemy to wręcz zmierzyć. Przykład - zainspirowani wywodem poczynionym w artykule przez jednego z menedżerów, zaimplementujemy w firmie pomysł, który zrodził się w oparciu o przeczytany materiał i przyniesie to firmie mierzalne korzyści finansowe. Inny przykład – grzecznościowa rozmowa w klubie jeździeckim, przerodzi się w relację, dzięki której rozwiniemy biznes, bo tak się złożyło, że nasz rozmówca okazał się być potencjalnym kontrahentem. Lecz choć to wszystko brzmi tak prosto i pięknie, work – life balance w praktyce jest trudny do zastosowania.