Sąd Najwyższy orzekł, że jeśli nasze auto zostanie uszkodzone w wypadku, ubezpieczyciel będzie musiał pokryć nam koszty wynajmu auta zastępczego. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kierowcy powinni skakać ze szczęścia.
Do tej pory towarzystwa ubezpieczeniowe nie były tak hojne i niechętnie ułatwiały życie swoim klientom. Nareszcie będzie inaczej. Samochód zastępczy należy się poszkodowanym jak psu zupa. Ubezpieczyciel nie ma prawa, jak wynika z wyroku, zmuszać nas do jazdy komunikacją miejską, co było praktyką nagminną. Powody do radości jednak znikają, gdy w wyrok wczytać się głębiej. Żeby bowiem z prawa do samochodu zastępczego skorzystać, poszkodowany musi uprawdopodobnić, że jest mu on niezbędny. Zaczynają się schody.
To, że mieliśmy wypadek, w którym nasze auto zostało zniszczone, jeszcze nie daje nam gwarancji uzyskania samochodu zastępczego. Nie należy się, gdy z własnego auta korzystaliśmy rzadko. Co to znaczy „rzadko” ? Raz na dwa tygodnie czy może cztery razy w tygodniu? Jeździliśmy nim do pracy, czy też załatwialiśmy inne sprawy, z których niekoniecznie mamy ochotę się tłumaczyć? Według jakich kryteriów będzie rozstrzygane, które są ważniejsze ? Nie będziemy też mogli liczyć na auto zastępcze, jeśli mamy drugie. Co to znaczy – drugie? Jeśli zarejestrowane jest na współmałżonka, to liczy się, jakbyśmy je mieli, czy raczej nie ? A jeśli małżeństwo zdążyło się rozwieść, ale nadal mieszka pod jednym dachem? Czy na samochód zastępczy może liczyć osoba, która swoim codziennie dojeżdżała do pracy, a nie może pracująca na umowę śmieciową, czyli zlecenie? Mimo że każda z nich zapłaciła tyle samo za polisę?
Ubezpieczyciel nie da nam też auta zastępczego, jeśli leżymy po wypadku w szpitalu. Wtedy jednak należy nam się zwrot kosztów za taksówkę. I znów nasuwa się ciąg pytań. Czy ta taksówka może nas wozić do pracy, czy tylko do lekarza? A do sklepu? Jeśli należy nam się zwolnienie lekarskie, ale nie chcemy z niego korzystać, to na auto od ubezpieczyciela liczyć możemy, czy już nie? Jaki stopień niesprawności upoważnia nas do jeżdżenia na koszt towarzystwa ubezpieczeniowego? Noga w gipsie zapewne tak, a ręka? Czy emeryt też może jeździć taksówką, czy tylko osoba pracująca na pełnym etacie? Znów – a taka na zlecenie czy umowę o dzieło?
Wyrok, który miał rozstrzygnąć sprawę, w praktyce tylko ją zamącił. W ciemno można założyć, że ubezpieczyciele będą się uciekać do interpretacji bardziej korzystnej dla siebie, a klienci wręcz odwrotnie. Kto rozstrzygnie sprawę? Sądy? Kolejka do nich zrobi się jeszcze dłuższa. Pewne jest, że otwiera się rynek sporego zarobku dla różnej maści kancelarii, które będą oferować poszkodowanym pomoc w dochodzeniu racji. Czyim kosztem zarobią? Ubezpieczycieli? Niekoniecznie. Im bardziej korzystne będą wyroki sądów dla posiadaczy polis, tym szybciej rosnąć będą koszty ubezpieczeń. Zarówno dla tych, którzy z prawa do samochodu zastępczego skorzystają, jak i dla tych, którym się on należeć nie będzie. I woleliby za ubezpieczenie zapłacić mniej, bo na taką luksusową polisę ich nie stać.

Sąd Najwyższy orzekł, że ubezpieczyciel musi zapewnić samochód zastępczy każdemu, kto rozbił auto w wypadku. Jednak to my będziemy za to płacić

Podobny problem przed laty mieli Niemcy. Ich sądy także orzekły, że prawo do auta zastępczego lub taksówki należy się każdemu ubezpieczonemu. Stworzyły ogromny popyt na wypożyczalnie, które wyrastały jedna po drugiej. Zacierali ręce taksówkarze, którym też nagle przybyło klientów. Euforia opadła, gdy tamtejszy urząd ochrony konkurencji zaczął liczyć, ile to naprawdę kosztuje i kto za to płaci. Wcale nie bogate towarzystwa ubezpieczeniowe, ale klienci. U nas też tak będzie. Powodów do radości nie ma. Tak jak nie ma się z czego cieszyć, że od stycznia możemy już łatwiej dochodzić roszczeń od szpitali za błędy lekarskie. Im bowiem szpitale więcej zapłacą za polisy, żeby ryzyko odszkodowań przerzucić na ubezpieczyciela, tym mniej im zostanie na leczenie.
Od samego tworzenia przepisów mających zrobić konsumentom dobrze nasza sytuacja się nie poprawia. To my bowiem za to hojne prawo płacimy.