Amerykańskie koncerny szpiegują, inwigilują, zbierają informacje o każdym z nas? Nawet gdybyśmy chcieli to tak nazywać, to pamiętajmy, że w większości przypadków sami się na to godzimy, a działania firm są zgodne z prawem. Ideałem byłaby pełna i rzetelna informacja jakie dane i w jakim celu są zbierane. I transparentna zgoda na co pozwalamy gigantom zza oceanu, a na co nie.

Kiedy kilka miesięcy temu belgijski odpowiednik GIODO wniósł skargę na Facebooka, że ten wykorzystuje dane nie tylko tych użytkowników, którzy mają konta na portalu, podniosła się ogromna wrzawa. Bo jak to możliwe, że bez zgody. Jednak jeśli przyjrzymy się działaniom każdego koncernu technologicznego zza oceanu to zauważymy podobną praktykę. Wiele zgód jest domniemanych, bardzo często sami użytkownicy nie czytają choćby jednej strony akceptowanego pochopnie regulaminu serwisu. A jeśli nie daj Boże jakaś funkcjonalność nam nie działa i musimy ściągnąć aktualizację wraz kolejnym regulaminem robimy to bez żadnego przemyślenia.

Ten swoisty handel danymi „coś za coś” postrzegany jest bardzo często jako nieuczciwy i nieprzejrzysty. Ale czy pytamy naszych operatorów co robią z danymi dotyczącymi naszych rozmów, częstotliwości wysłania smsów, wykorzystywania transferu? Tak tak, te dane również są przetwarzane. Bardzo często wcale nie w Polsce, ale robią to zagraniczne (czyt. amerykańskie) hurtownie danych, otrzymując pakiety danych na swoje serwery, przetwarzając je i tworząc oferty, jakie mogą później znaleźć się w ofercie operatora. Czy ktoś nas o tym informuje? Czy dane zbierane przez sklepy internetowe w których robimy zakupy, zbierane w celu optymalizacji zysków jak i przedstawieniu nam lepszej oferty to coś złego? Oczywiście, warto, aby ten fakt był dla użytkownika oczywisty.

Posłowie europarlamentu w połowie kwietnia zatwierdzili nowe unijne przepisy dotyczące ochrony danych, które mają zapewnić użytkownikom internetu lepszą niż dotychczas kontrolę nad swoimi danymi osobowymi oraz jednakowy, wysoki poziomu ochrony danych w całej UE, dostosowany do wyzwań ery cyfrowej. Tym samym wydaje się, że idzie lepsze.

W skrócie zmiany obejmą:

- "prawo do bycia zapomnianym"
- warunki wyrażenia zgody na przetwarzanie danych prywatnych
- prawo do przenoszenia danych do innego usługodawcy (art. 20)
- zgłaszanie naruszenia ochrony danych osobowych i prawo osoby, której dane dotyczą, do informacji o naruszeniu ochrony danych
- zapewnienie, że polityka prywatności jest wyjaśniona w sposób przejrzysty i zrozumiały dla użytkownika
- nakładania administracyjnych kar pieniężnych (nawet w wysokości 4 proc. całkowitego rocznego światowego obrotu przedsiębiorstwa z poprzedniego roku obrotowego) i ich zdecydowane egzekwowanie.




W poszczególnych krajach pilnować tego będzie specjalnie powołana do tego „Rada GIODO” ze wszystkich państw członkowskich. - Niestety, przyzwyczajamy się do coraz większej ilości darmowych usług w sieci, nie zważając na to, że w zamian zgadzamy się na ujawnienie danych. Musimy być bardziej krytyczni!” – ostrzegał po uchwaleniu zmian Peter Hustinx, Europejski Inspektor Danych Osobowych, którego zadaniem jest kierowanie ww. radą i zapewnienie respektowania przez instytucje UE prawa do prywatności.

Kiedy słyszymy o „inwigilacji”, musimy pamiętać czemu to zbieranie danych służy. Nie chodzi tylko o maksymalizację kosztów i zwiększenie skuteczności reklam. Oto kilka przykładów wykorzystania Big Data w służbie użytkownikom:

Kupisz taniej i szybciej

Wyobraź sobie: chcesz kupić buty do biegania. Odwiedzasz jeden sklep, drugi, trzeci. Mimo wielu prób i przymiarek, żadne nie przypadają ci do gustu. A jeśli już w którymś z modeli czujesz się dobrze, to w żaden sposób nie odpowiada ci kolor obuwia albo cena. Dziś jedynym wyjściem jest kompromis – kupno butów, które odpowiadają ci w największym stopniu. Dzięki Big Data będzie można jednak stworzyć model obuwia dostosowując go do potrzeb wąskiej grupy konsumentów w oparciu o dane o ich zainteresowaniach i preferencjach. Czyli można będzie stworzyć np. but nieprzemakalny w jaskrawym zielonym kolorze, przystosowany do anatomii osób z płaskostopiem, bo dzięki zebranym informacjom producentowi uda się określić, że w danej lokalizacji, w której często panuje zmienna pogoda, mieszka liczna grupa amatorów aktywnego wypoczynku, zamawiająca wkładki ortopedyczne do butów – Dziś produkcja pojedynczych sztuk jest nieopłacalna. Maszyny właściwie nie komunikują się na linii produkcyjnej z oprogramowaniem wspierającym zarządzanie firmą, co sprawia, że możliwości optymalizacji kosztów i wprowadzania szybkich zmian na produkcji są ograniczone. W niewielkim stopniu korzysta się też z analityki biznesowej. Jeśli jednak udałoby się w pełni zautomatyzować przepływ informacji, analizować dane z wielu źródeł, to produkt można byłoby wytworzyć znacznie taniej i szybciej, do minimum zmniejszając jednocześnie liczbę awarii czy zużytego do produkcji materiału – tłumaczy Dawid Paruzel z firmy BPSC, która wdrożyła system wspierający zarządzanie w ponad 650 firmach produkcyjnych, handlowych i usługowych.

Koniec z reklamowym śmietnikiem

Twoja skrzynka ugina się pod ciężarem spamu? Atakują cię banery zachęcające do zakupu środka na haluksy lub hemoroidy, choć masz dopiero 20 lat? Jak obliczyli analitycy comScore w ciągu miesiąca statystycznemu internaucie przelatuje przed oczami 1707 banerów z treściami reklamowymi. Dzięki Big Data można powiedzieć stop reklamowym cwaniakom. Wszystko za sprawą silnika behawioralnego, który zbiera i analizuje anonimowe dane o preferencjach i zainteresowaniach internautów – Dzięki analizie anonimowych informacji jakie pozostawiają po sobie Internauci, reklamodawca wie, że dana osoba przeglądała fora internetowe w poszukiwaniu suszarki w określonym przedziale czasowym i cenowym o takich a nie innych parametrach. Wie też, że przeglądała stronę internetową sklepu z produktami do włosów, ale ostatecznie nie sfinalizowała zakupu. Dzięki temu reklamę można bardzo dobrze targetować. Baner o zniżce na dany model suszarki wyświetli się tylko temu użytkownikowi, który może z takiej oferty skorzystać a mail o cenowej promocji trafi do osoby faktycznie zainteresowanej produktem. I to wtedy gdy ta zamierza go kupić a nie tydzień po sfinalizowaniu transakcji – wyjaśnia Piotr Prajsnar, CEO Cloud Technologies, firmy specjalizującej się w Big Data Marketingu.

Bądź zdrów

Ze szczególną nadzieją należy spoglądać na wykorzystanie Big Data w medycynie. W 2008 roku, w prestiżowym magazynie „Nature”, analityka danych została określona jako „przyszłość leczenia”. Dzięki wymianie gigantycznych ilości danych między lekarzami i placówkami medycznymi, możemy usprawniać kuracje nawet najbardziej skomplikowanych chorób a także opracowywać nowe leki. W samych tylko Stanach Zjednoczonych w latach 2009-2011 szpitale podwoiły bazy danych w swoich cyfrowych kartotekach medycznych (EHR, Electronic Health Records).

Dziś z tych możliwości korzystają już także lekarze w Polsce. Przykładem może być wdrożony w Instytucie Kardiologii w Aninie Remedizer, który monitoruje stan pacjentów z wszczepionymi pompami serca. Remedizer wykorzystując Bluetooth komunikuje się z ciśnieniomierzem, termometrem, czy glukometrem i przesyła dane do centrum monitorowania -. Dane zebrane przez aplikację są przesyłane bezpośrednio do koordynatorów w Instytucie, gdzie podlegają analizie i ocenie. Pacjenci szybko, bo średnio w ciągu dwóch godzin otrzymują informację zwrotną na temat swoich wyników. W przypadku, gdy wyniki są niepokojące, koordynator natychmiast wysyła informację o konieczności wizyty u lekarza – wyjaśnia Michał Jakubowski, twórca Remedizera.

Podopieczni Instytutu udostępniają klika razy dziennie dane o swoim ciśnieniu, pulsie, temperaturze i zażytych lekach tworząc w pewnym sensie mapę zależności, na podstawie których lekarze są w stanie określić, jak np. pora dnia, posiłki, czy zażycie lekarstw wpływa na ich wyniki. Lekarze w USA używają algorytmów nie tylko do monitorowania stanu zdrowia, ale także zidentyfikowania w dostępnych bazach danych pacjentów ryzyka wystąpienia konkretnej choroby, a następnie dopasowują najskuteczniejsza metodę leczenia do określonego przypadku.

Big Data – młot na terrorystów

CIA zamierza wykorzystywać Big Data przede wszystkim do przewidywania ewentualnych zagrożeń i wzmocnienia bezpieczeństwa kraju, ponieważ to właśnie CIA jest pierwszą linią systemu obrony USA. Analityka internetowa pełni w tym bezpieczeństwie rolę kluczową: pozwala udaremniać, wychwytywać i namierzać ataki hakerskie, a także lokalizować potencjalne zagrożenia dla bezpieczeństwa obywateli.

W Richmond, w stanie Virginia, analityka wielkich zbiorów danych pełni funkcję „nocnego stróża prawa”. Badacze danych na bieżąco doszukują się wzorców i sensów w cyfrowym strumieniu Big Data, sygnalizując na bieżąco funkcjonariuszom służb porządkowych możliwe zagrożenia naruszenia prawa oraz dopasowując do tych zagrożeń profile behawioralne potencjalnych podejrzanych.

Świat bez hejterów

Niedawno naukowcy z dwóch renomowanych uniwersytetów: Cornell University oraz Stanford University, wspierani finansowo przez Google opracowali algorytm, który – wyciągając wnioski z treści 10 postów opublikowanych przez internautę – jest w stanie ocenić, czy można uznać go za internetowego trolla. Paliwem dla tego oprogramowania było oczywiście Big Data, czyli wielkie zbiory danych. Jak wielkie? Przez półtora roku trwania eksperymentu przeanalizowano ponad 40 mln postów napisanych przez 1,7 mln użytkowników, z czego ponad 50 tys. z nich zostało wyrzuconych z witryn za trolling.

Pod lupę wzięto takie jaskinie trollingu jak CNN czy IGN. Okazało się, że trolle wyróżniają się na tle standardowego użytkownika Sieci: generują znacznie więcej treści (nawet do 12 razy więcej), częściej sięgają po wyrazy potoczne i wulgaryzmy oraz mają tendencję do odpowiadania niemal na każdy komentarz, w którym ktoś inny odnosi się do ich słów. Z algorytmu skorzystają z pewnością moderatorzy witryn internetowych, którzy będą informowani o potencjalnych trollach, ukrywającymi się pośród użytkowników danej witryny czy forum dyskusyjnego. Oczywiście to rozwiązanie nie jest bez wad, mimo że jego skuteczność sięga 80 proc., to wciąż jako troll może zostać błędnie zaklasyfikowany nawet co piąty użytkownik. W przyszłości jego skuteczność może być jednak zdecydowanie większa.

Broń w walce z suszą

Big Data spełnia też dziś funkcję syreny alarmowej. Używa jej choćby Terra Seismis, organizacja, która – jak wskazuje sama jej nazwa – na bieżąco bada ruchy sejsmiczne ziemi, posługując się m.in. danymi wysyłanymi przez satelity. Skuteczność prognoz sięga 90
procent.

W Kalifornii rozwiązania analityczne pomagają w walce z suszą. Analizując roczne statystyki jej zużycia wody dla każdego z 650 tysięcy swoich klientów East Bay Muncipal Utility District wygenerował listę 10 tysięcy gospodarstw domowych znacznie przewyższających uśrednione zużycie i natychmiast uruchomił zaadresowaną do nich upominającą kampanię informacyjną. Efekt okazał się być lepszy niż zakładano, a ogólne zużycie wody niemal natychmiast spadło o 5%. Władze stanu wierzą, że oprogramowanie WaterSmart Software, z którego korzystał EBMUD, pomoże zmniejszyć zużycie wody, w dłuższej perspektywie czasu, nawet o 20%.

W Nowym Jorku burmistrz Bloomberg utworzył specjalną jednostkę zajmującą się Big Data, która ma pozwolić na bardziej efektywne zarządzanie miastem: ruchem, służbami bezpieczeństwa, reakcjami w sytuacjach kryzysowych. W Gliwicach zainstalowano urządzenia pomiaru ruchu, monitoring wideo korzystający z ponad 500 kamer, tablice zmiennej treści, uruchomiono także nowoczesne Centrum Sterowania Ruchem, który koordynuje wszelkie operacje. Efekt? Większe bezpieczeństwo, krótsze średnie czasy przejazdów na poszczególnych odcinkach oraz lepsza przepustowość głównych arterii. Aplikacje wspomagające inteligentne sterowanie ruchem dobierają fazy sygnalizacji do jego natężenia oraz wyłączają sygnalizatory, gdy w pobliżu nie ma żadnego auta. Ponadto zainstalowane w nich czujniki, mierząc poziom hałasu czy stopień zanieczyszczenia powietrza, dostarczają danych przydatnych do wdrażania kolejnych rozwiązań.

Wymarzone miejsce pracy

Firma Workday twierdzi, że jej nowa aplikacja nazwana „Workday Insight Applications” podpowie członkom zarządów oraz menadżerom kiedy dany pracownik planuje zmianę swojego zatrudnienia. Workday przekonuje, że wspomniane rozwiązanie będzie w stanie oszacować stopień determinacji pracowników. Analizując ich ogólną aktywność czyli przebieg zatrudnienia, liczbę awansów, zmiany miejsca zamieszkania czy ocenę jakości pracy a następnie konfrontując te informacje z trendami w danej branży i regionie oraz z aktualnymi ofertami zatrudnienia, ma pozwolić pracodawcom przewidzieć moment, w którym pojawią się w ich pokoju z wypowiedzeniem. Na rynku pracownika oznacza to jedno: możliwość renegocjacji warunków. Analityka w HR ma jednak znacznie większą rolę do odegrania - Dzisiaj firmy na ogół nie znają swoich pracowników, nie potrafią określić ich prawdziwego potencjału w związku z czym ci się marnują i na ogół nie planują się wiązać z firmą na dłużej. Tracą na tym wszyscy – i pracodawcy, bo efektywność pracy jest stosunkowo niska i pracownicy, bo nie potrafią rozwinąć skrzydeł – zwraca uwagę Anna Węgrzyn, wieloletni praktyk HR i kierownik projektu mHR EVO w firmie BPSC. Systemy informatyczne w powiązaniu z analityką ułatwiają podejmowanie racjonalnych decyzji w obszarze zarządzania pracownikami - począwszy od dopasowywania działań rozwojowych, diagnozy luk i preferencji pracownika, poprzez obiektywne powiązanie efektywności pracownika z systemem premiowania, po symulowanie możliwości zabezpieczenia personelu dla przyszłych potrzeb firmy – Technologie pozwalają po prostu stworzyć lepsze miejsce pracy w oparciu o dane na temat kwalifikacji, potencjału i oczekiwań pracowników oraz potrzeb przedsiębiorstwa – dodaje Anna Węgrzyn z BPSC.

Na koniec warto sobie zadać pytanie: Czy chcemy być zapomnianymi przez internet, czy chcemy aby nasze dane nie był wykorzystywane i przetwarzane? Jeśli tak, to musimy pogodzić się z tym, że wiele funkcjonalności z których korzystają na co dzień pozostali użytkownicy będzie dla nas niedostępne. I taki stan rzeczy powinny wprowadzić zmiany legislacyjne do których dąży Unia Europejska. Pełna transparentność zasad na jakich korzystamy z sieci i jej możliwości, pełna wiedza o tym gdzie są nasze dane, kto je przechowuje, jak i po co są przetwarzane. Amerykańskie koncerny muszą to zrozumieć i podporządkować się decyzjom na unijnym rynku. Być może wtedy klienci zechcą przekazać jeszcze więcej danych o sobie, zamiast blokować do nich dostęp.

Źródło: www.europarl.europa.eu, materiały prasowe, własne