Czy czas zamknąć Twittera? Medium przejęte przez Elona Muska i przemianowane na X staje się coraz ważniejsze jako źródło nie tylko informacji, lecz także wpływania na politykę (jedną z pierwszych decyzji miliardera jako nowego właściciela było przywrócenie zawieszonego wcześniej konta Donalda Trumpa). Może to znacząco wpłynąć na to, jakie treści dominują w przestrzeni publicznej.
Dwie strony wolności
Musk promuje ideę „wolności słowa”. Konsekwencje? Jego podejście do moderacji treści polega na równym traktowaniu skrajnych poglądów politycznych. Choć może to być korzystne dla grup, którym trudno się przebić do tradycyjnych mediów z przekazem, równocześnie stwarza ryzyko dla stabilności debaty publicznej. Miliarder ostatnio opublikował na swojej platformie wywiad z polityczką niemieckiej AfD Alice Weidel, co wywołało gigantyczne kontrowersje w Europie. Do tego stopnia, że – według „Politico” – rozmowę miało później analizować 150 urzędników Komisji Europejskiej.
Za jego przykładem idą już inni gracze – ostatnio Mark Zuckerberg ogłosił, że ogranicza fact-checking i moderację na swoich platformach. Algorytmy Facebooka i Google'a mają odtąd pompować do niedawna wyciszaną przez nie politykę. Na razie X jest przedmiotem postępowania KE. Pojawiają się jednak głosy, by platformę po prostu zablokować. W Polsce mówiła o tym wprost np. Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy na prezydenta, w Radiu ZET.
W debacie DGP Krzysztof Izdebski, członek zarządu Fundacji Batorego ds. rzecznictwa, zwrócił uwagę, że postulaty o wyłączaniu platformy są ściśle powiązane z postacią miliardera. Zauważył, że przypomina to wcześniejsze dyskusje na temat Facebooka, zwłaszcza w kontekście skandalu z Cambridge Analytica. Na pytanie, czy zamykać platformy, odpowiedział jednak twardo „nie”. – Postulaty takie jak „zamknijmy” i „zablokujemy” bardzo upraszczają skomplikowane problemy, które wiążą się z rozwojem mediów społecznościowych – przekonywał. Przypomniał też, że dynamiczny rozwój mediów społecznościowych wiąże się z kryzysem także tych tradycyjnych.
Izdebski zwrócił uwagę, że ludzie utrzymują uwagę na treściach w internecie przez ledwie kilka sekund, a skupienie na dłuższych formach to prawdziwa rzadkość. – Możemy dyskutować, co było pierwsze, czy media społecznościowe odpowiedziały na pewne potrzeby czytelników i czytelniczek, czy po prostu je wykreowały – zastanawiał się.
Dogadać się z wilkiem
Katarzyna Kozłowska, ekspertka ds. rynku medialnego i była redaktorka naczelna dziennika „Fakt”, przekonywała, że X to przede wszystkim narzędzie, które zwiększa dostęp do wiedzy i informacji. Według Kozłowskiej serwisy społecznościowe należy traktować jako medium, a nie wyłącznie technologię. Problemem jest bowiem to, że specjaliści z Doliny Krzemowej często mówią o sobie jako – tylko – technologicznych innowatorach. Tymczasem ich platformy tworzą de facto sferę publiczną – pełnią funkcję przestrzeni do wymiany myśli i idei. W odpowiedzi na to społeczeństwa powinny zawrzeć z nimi nową umowę, która uwzględni także tę rolę, zamiast zakazywać ich działania.
– Bardzo lubię opowieść o św. Franciszku i mieszkańcach włoskiej miejscowości Gubbio. Otóż terroryzował ich groźny wilk zakradający się do domostw. Oni się go bardzo bali, nie wiedzieli, co z nim zrobić. Zdawali sobie sprawę z tego, że mimo iż mają broń, będzie im trudno go zabić. Święty Franciszek postanowił wprowadzić innowacyjne rozwiązanie. Zaproponował pewną umowę pomiędzy mieszkańcami i wilkiem: poprosił zwierzę, żeby przestało terroryzować mieszkańców, a oni w zamian za to zaczną mu wydawać jedzenie. I tak się stało, a wilk żył już do końca pod opieką mieszkańców. W tym wypadku wilkiem jest X – mówiła Kozłowska.
W jej ocenie to społeczeństwa powinny mieć wpływ na kształt platform. – Włodarze Doliny Krzemowej bardzo lubią stawiać nas przed takim pojęciem jak nieuchronność. Według nich pewne cechy technologii, które już dzisiaj postrzegamy jako negatywne, są nieuchronne. Całkowicie się z tym nie zgadzam – zaznaczyła. – Moje podejście do technologii jest konstruktywistyczne. Gdy ktoś prześledzi historię roweru, to rozumie, że to, na czym dzisiaj jeździmy, to zupełnie nie jest to, co na początku nazywano rowerem. Tak samo platforma X już ewoluowała, ale myślę, że etap jej kształtowania się nie zakończył – dodała.
Równocześnie ewoluowały także europejskie zasady działania mediów społecznościowych. Co się stanie, gdy okaże się, że platforma nie gra zgodnie z nimi? Thierry Breton, który w poprzedniej kadencji KE był komisarzem ds. rynku wewnętrznego i usług, po wprowadzeniu unijnego aktu o usługach cyfrowych przekonywał, że blokada mieści się w spektrum konsekwencji.
W debacie DGP Krzysztof Izdebski podkreślił, że to jest clou sprawy – w UE istnieją bowiem określone prawnie kryteria dotyczące przejrzystości i transparentności działania platform. To właśnie może być podstawą do blokady, a nie deklaracje poszczególnych polityków. – Oczywiście zamknięcie jest najbardziej drastycznym krokiem, ale zależy ono również od rodzaju treści, które są publikowane – zaznaczył.
– W raporcie, który w grupie czterech think tanków przygotowywaliśmy w ramach zainicjowanej przez prezydenta Macrona debaty o przyszłości Europy, doszliśmy do wniosku, że potrzebne jest bardzo poważne i jasne określenie, jaki jest status mediów społecznościowych. Czy to są media, czy tradycyjni dostawcy usług internetowych, czy dostawcy infrastruktury krytycznej – mówił Bartłomiej Michałowski, członek zarządu Instytutu Sobieskiego. Przypomniał, że władze obficie korzystają z platform jako miejsca publikowania informacji. – Wszyscy polscy ministrowie, zanim informacja pojawi się na oficjalnej stronie ministerstwa, umieszczają ją na portalu społecznościowym (choć według mnie trudno uznać je za społeczności, skoro mają po miliardzie użytkowników). I to jest, wydaje mi się, główny klucz do dyskusji. Powinniśmy się zastanowić nad tym, w jaki sposób to uregulować.
Strażnicy bram
Michałowski przypomniał, że ze względu na szerokie zastosowania platformy nie mieszczą się w dotychczasowych ramach prawnych. – To nie znaczy, że nie mają się zmieścić w jutrzejszych – zaznaczyła Katarzyna Kozłowska. – W tym zakresie dzieją się rzeczy nowe. Komisja Europejska wprowadziła np. pojęcie „gatekeeperów”, które znamy z medioznawstwa od wielu lat – stwierdziła i przekonywała, że chociażby dla eksperymentu myślowego warto zacząć się zastanawiać nad tym, czy premier piszący na X nie powinien być traktowany jako twórca treści i jakie konsekwencje mogą z tego wynikać. – Czy taką platformę X można nazwać redakcją? – zastanawiała się.
Katarzyna Kozłowska przekonywała, ze istotne jest zrozumienie kluczowych mechanizmów rządzących rynkiem platform. Praktyki te obejmują m.in. ustalanie agendy – podczas tego procesu redakcje decydują, które wydarzenia zasługują na szczególną uwagę. Omawia się to, jakie tematy będą publikowane zarówno w wersji online, jak i papierowej, oraz to, jakie komentarze będą im towarzyszyć. W opinii Kozłowskiej media pełnią również funkcję gatekeeperów – decydują o tym, co nie zostanie opublikowane. Istnieją różne przesłanki, które mogą prowadzić do decyzji o zablokowaniu pewnych treści lub ich modyfikacji. – Warto jednak zauważyć, że podobne praktyki są obecnie realizowane przez platformy społecznościowe takie jak Twitter czy Facebook. Uważam, że te platformy również stosują mechanizmy selekcji treści, ale w inny sposób: poprzez algorytmy. Te algorytmy, choć stworzone przez ludzi, działają jako nieludzcy aktorzy, którzy decydują o zasięgu tweetów czy postów – mówiła ekspertka. – To pokazuje, że władza algorytmów staje się nowym wymiarem w dyskusji o wolności słowa i rzetelności informacji w erze cyfrowej.
Konkluzja była taka, że może w przyszłości należy stworzyć specjalny katalog platform kształtowania opinii.
Kosmos pod Suwałkami
Zdaniem Michałowskiego na dzisiejszym status quo cierpi demokracja. – Nie mamy obecnie mediów, które śledzą aferę w Suwałkach, za to wiemy, co Musk powiedział na temat lotów w kosmos. Nagle wszyscy żyjemy megatematami – stwierdził. Innym kosztem, który widzi, jest też indywidualne dobro użytkowników. – Media społecznościowe mogą mieć kolosalnie zły wpływ na młodych ludzi. Wszyscy na pewno czytaliśmy o sytuacjach, że ktoś był mobbingowany przez kolegów z klasy, bo na Twitterze czy Facebooku pojawił się jakiś krytyczny mechanizm, nagonka. Jeżeli taka nagonka na ucznia z jednej klasy zostałaby opublikowana w jakiejś gazecie, to ktoś by za to odpowiedział. Dzisiaj media społecznościowe są właściwie bezkarne. Musimy to zmienić, bo inaczej jakość życia młodych ludzi i jakość naszej demokracji będzie słabła – ocenił.
Krzysztof Izdebski zwrócił uwagę na konieczność stworzenia takich regulacji, które zmuszą firmy do odpowiedzialności. – Definiowanie ich jako media i włączenie w ten zakres odpowiedzialności byłoby interesującym rozwiązaniem, bo całkowicie zmieniłoby zasady gry. Zwróćcie uwagę, że przepisy o radiofonii i telewizji określają, gdzie ma być siedziba podmiotu, który ma koncesję. Brakuje tego typu przepisów dotyczących kwestii, gdzie ma być siedziba podmiotu, która ma wpływ na użytkowników, w naszym kraju. A może takie przepisy byłyby możliwe? – zastanawiał się.
Regulacje są ważne, ale kluczowy problem stanowi ich skuteczne egzekwowanie. Interesujące będzie obserwowanie, jak Komisja Europejska poradzi sobie z wdrażaniem przepisów Digital Services Act (DSA). Trwa właśnie postępowanie dotyczące platformy X, co może się stać testem dla całego systemu. Zobaczymy, jak Unia Europejska, która wprowadziła dość restrykcyjne prawo, zrealizuje swoje zobowiązania w praktyce. ©Ⓟ