John Velissarios: Blockchain sam w sobie nie niesie wartości, dopiero jego konkretne zastosowania mogą zapewnić realne korzyści. Prawdziwym sukcesem tej technologii będzie to, że za pięć lat nikt nie będzie o niej mówić, ale będzie ona obecna wszędzie
Choć pojęcie „blockchain” funkcjonuje już od paru lat, zawrotną karierę robi od niedawna, a już na pewno mało kto potrafi powiedzieć, co to naprawdę takiego…
Algorytmy kryptograficzne, szyfrowanie, deszyfrowanie, rozproszone bazy danych, haszowanie, podpisy cyfrowe – wszystko, co kojarzy się dzisiaj z blockchainem, było wykorzystywane już od jakiegoś czasu. Blockchain pozwolił natomiast na połączenie wszystkich tych technologii, co oczywiście otwiera zupełnie nowe możliwości. Jeśli miałbym prosto określić, czym jest blockchain, to powiedziałbym, że zdecentralizowanym zaufaniem. Przy tej technologii nie potrzeba już bowiem centralnych systemów zawiadywania zaufaniem, czyli instytucji, które pełnią rolę pośredników przy każdej transakcji. Technologia blockchain to nowy rodzaj systemu baz, który przechowuje i rejestruje dane w sposób umożliwiający wielu interesariuszom bezpieczne współdzielenie dostępu do tych samych informacji.
Czyli blockchain jest społecznością, której członkowie budują mechanizmy weryfikacyjne wobec siebie?
Tak. Budują zaufanie, korzystając z łańcuchów bloków, które są chronione przez kryptografię. To z kolei zapewnia poziom bezpieczeństwa pozwalający użytkownikom sieci na zbiorowe prowadzenie wspólnej księgi bez potrzeby zagwarantowania pełnego zaufania między węzłami. Mechanizm ten daje pewność, że dopóki większość użytkowników sieci dokonuje walidacji wpisów (tj. bloków) umieszczonych w łańcuchu, można ufać przechowywanym w nim informacjom.
Entuzjaści blockchaina twierdzą, że jest on równie przełomowy jak internet. Czy pan by się pod tym podpisał?
Z pewnością blockchain będzie odgrywał ważną rolę w przyszłości, ale dokładnych obszarów jego oddziaływania jeszcze nie znamy. Podobnie było w przypadku internetu. Na początku podstawową, najbardziej angażującą aplikacją był e-mail. Dzisiaj ta usługa nie jest w centrum sieci. To pokazuje, jak nieprzewidywalne są losy pewnych technologii i wynalazków.
Wspomniał pan o początkach technologii, ale kiedy blockchain powstał taki, jakim go dzisiaj znamy?
Można powiedzieć, że technologia powstała wtedy, kiedy został opublikowany „white paper” bitcoina, czyli w 2008 roku. Natomiast warto podkreślić, że blockchain mocno ewoluował od tamtej pory i w takiej postaci, w jakiej go znamy dziś, powstał ok. 2014 roku.
Które branże są najbardziej podatne na wdrożenie technologii blockchain?
Przede wszystkim bankowość i finanse, które były kolebką tego rozwiązania. Obecnie jesteśmy świadkami udanych prób wykorzystania blockchaina także w wielu innych branżach, m.in. spedycyjnej czy farmaceutycznej. Przemysł może odnieść wyraźne korzyści z łańcucha dostaw, w którym dostępna jest pełna historia produktu, począwszy od źródła pochodzenia surowca, poprzez proces produkcji aż po końcowego odbiorcę. Takie możliwości daje właśnie blockchain. Technologia ta może również posłużyć do stworzenia niepowtarzalnej, weryfikowalnej i bezpiecznej tożsamości cyfrowej. Należy podkreślić, że w niektórych sektorach blockchain jest rozwiązaniem przynoszącym niesamowite korzyści, podczas gdy w innych potencjał tej technologii może nie zostać w pełni wykorzystany ze względu na specyfikę branży. Ta technologia jest przydatna zwłaszcza tam, gdzie sieć powiązań jest rozległa i do jej funkcjonowania potrzebne jest zaufanie.
A może pan podać konkretne przykłady?
Większość mojej pracy jest związana z usługami finansowymi. Zajmujemy się m.in. tematem kryptowalut banków centralnych. Jesteśmy także zaangażowani w budowanie anonimowych, kryptograficznych systemów głosowania. Żadna inna technologia nie umożliwia tak dokładnego śledzenia każdego głosu. Dzięki blockchain osoby głosujące zachowują anonimowość, a jednocześnie możemy monitorować drogę oddanego głosu. Accenture jest także zaangażowane w projekt ID 2020. Na świecie jest ponad miliard ludzi, którzy nie mają żadnej formy identyfikacji. Za pomocą blockchaina i z wykorzystaniem biometrii chcemy stworzyć rozwiązanie, dzięki któremu będą mogli ją uzyskać. W Polsce natomiast prowadzimy prace nad wdrożeniem trwałego nośnika informacji opartego właśnie na blockchainie. Trwały nośnik to rozwiązanie, które skupia się na zapewnieniu zaufania w komunikacji pomiędzy instytucją – w pierwszej fazie mówimy o bankach – a jej klientami.
Czy Polska ma szansę stać się producentem rozwiązań blockchain?
Niewykluczone. Obserwuję rozwój tej technologii globalnie i nie widzę powodów, żeby akurat ten region Europy był bardziej lub mniej zaawansowany w tej dziedzinie niż inne. To, co jest potrzebne, to inspiracje do wykorzystania technologii i ludzie gotowi je spieniężyć. Chciałbym jednak podkreślić, że technologię trzeba wykorzystywać w sposób przemyślany, a nie wdrażać wszędzie tam, gdzie to możliwe. Blockchain sam w sobie nie niesie wartości, dopiero jego konkretne zastosowania i wykorzystanie mogą zapewnić realne korzyści. To nie może być młotek szukający gwoździ.
Czy blockchain całkowicie zmieni oblicze systemu finansowego?
Myślę, że zmieni wiele znanych nam gałęzi rynku. Nie oznacza to jednak, że zostaną one zastąpione. Firmy i instytucje mogą nadal dostarczać te same usługi, które dostarczają teraz, tylko w nieco inny sposób. Zmiany w szczególności czekają podmioty, które sprawują obecnie role centralne, gdyż blockchain daje możliwość decentralizacji zaufania. Jednakże większość z tych podmiotów jest uregulowanych, ma za sobą dość długą historię i z tego względu ludzie im ufają. Uważam więc, że te podmioty dalej będą istnieć, ale rola klienta będzie w nich o wiele większa.
Jak konsumenci mogą zyskiwać na rozwoju blockchaina?
Uważam, że mówienie o samej technologii, bez przybliżania korzyści, jakie przynosi użytkownikom, nie ma sensu. To powinno być rozwiązanie niewidzialne. Przecież ludzie nie wiedzą, jak działa internet, a jednak z niego korzystają. Prawdziwym sukcesem tej technologii będzie to, że za pięć lat nikt nie będzie o niej mówić, ale będzie ona obecna wszędzie. Wtedy będziemy mogli powiedzieć o największym zysku konsumentów.
Blockchain powinien być prywatny czy publiczny?
Większość pracy i innowacji na świecie pochodzi z sektora prywatnego. Jednak nie widzę przeszkód, żeby ta technologia rozwijała się w modelu mieszanym. Optymalny model zostanie określony na podstawie konkretnych zastosowań.
Czy istnieje zagrożenie monopolizacją blockchaina przez te podmioty, które rozwijają go najdłużej, największymi nakładami?
Nie wydaje mi się, żeby prywatny sektor mógł to rozwiązanie zmonopolizować. Może raczej robić badania, aby zrozumieć, w jaki sposób ta technologia wpłynie na biznes. Trzeba pamiętać, że małe podmioty fintechowe są bardziej konkurencyjne pod względem niektórych produktów niż duże banki.
Czy blockchain może doprowadzić do tego, że ludzie będą mieć własne konta ze środkami i dysponować nimi bez pośrednictwa banków?
To jest droga, którą blockchain może pójść, ale nie mamy co do tego pewności. Wiemy natomiast, że już teraz banki centralne pytają się uczestników rynków, na których działają, czy coś takiego jak kryptowaluta banku centralnego jest atrakcyjna z biznesowego punktu widzenia. Jednym z takich rozwiązań jest posiadanie przez obywateli kraju kryptowaluty banku centralnego w swoim „portfelu”. Ten portfel to nic innego jak wirtualne miejsce,w którym zdeponowane są pieniądze.
To jaka jest rola banków centralnych w całym procesie?
Banki centralne powinny przede wszystkim badać wpływ blockchaina na rynek. Fundamentalna jednak jest perspektywa pieniądza elektronicznego wydawanego przez bank centralny, a nie jak obecnie przez banki komercyjne. Wymiany walutowe nie narażałyby wówczas użytkowników na zmiany relacji do innych walut czy spekulacje. Bank centralny może wykorzystać wszystkie zalety konwencjonalnych walut i połączyć je z zaletami kryptowalut, a konsumenci zyskaliby więcej pewności.
To pewna sprzeczność, z jednej strony decentralizujemy, z drugiej strony centralizujemy bankiem centralnym.
Aspekt decentralizacyjny polega na tym, że kiedy waluta zostanie umieszczona w obiegu, może ona podróżować od użytkownika do użytkownika bez udziału systemu bankowego.
Niedawno doszło do ataku hakerskiego na koreańską giełdę kryptowalut. Zniknęło 30 proc. aktywów i kurs bitcoina zaczął mocno spadać. Po co nam tak narażone na spekulacje i wrażliwe kryptowaluty? Co jest złego w konwencjonalnych walutach, żeby trzeba było tworzyć np. hybrydy, o których pan mówił, lub je zastępować?
Ja patrzę na to, w jaki sposób ludzie przyswoili coś takiego jak kryptowaluty i jak je wykorzystują. Nie podważam słuszności istnienia konwencjonalnych walut. Ludzie zaczęli używać kryptowalut, bo były one atrakcyjne przy dokonywaniu płatności w internecie. Bardzo szybko kryptowaluty padły ofiarą spekulantów. Było w nich także dużo ideologii – choćby działania poza głównym systemem finansowym. Odnosząc się natomiast do kwestii ataków, to od samego początku nie były to ataki na kryptowalutę, ale na podmioty końcowe, czyli miejsca, gdzie pieniądze są przechowywane – konta oraz giełdy kryptowalut.
Czy kryptowaluty napędzają rynki, na których handluje się nielegalnymi produktami, ludźmi, narządami?
Żadna z tych technologii nie jest anonimowa. Jeśli ktoś używa kryptowalut do takich celów, to jest słabo poinformowany. Transakcje z użyciem kryptowalut są łatwe do śledzenia, a ich szlak można odtworzyć.
Kryptowaluty ułatwiają jednak przepływy z jednego kraju do drugiego. Łatwiej transferować bitcoina niż złotówkę.
Tak, to prawda, ale te transakcje są transparentne. Jeśli więc ktoś używa kryptowalut do wymiany na czarnym lub czerwonym rynku, nie wybiera dobrego sposobu, ponieważ można taką osobę zidentyfikować. Żeby pozostać anonimowym, należałoby wykonać tylko jedną transakcję.
Czy decentralizacja może narazić system finansowy na niestabilność?
Wszystko musi być wprowadzane powoli i stopniowo. Bardzo ważne jest, żeby pieczę nad tym sprawował bank centralny. Naszą rekomendacją jest, aby część generowanych pieniędzy była przechowywana jako rezerwy w formie krypotwalut.
Według pana dużą przeszkodą we wdrażaniu kryptowalut jest wolna legislacja. Już dzisiaj mamy z tym problem, gdyż rynek jest praktycznie nieuregulowany. Koncepcje są realizowane szybciej niż umieszczane w ramach prawnych.
Regulatorzy mają obecnie twardy orzech do zgryzienia, ponieważ ludzie chcą inwestować w kryptowaluty. Użytkownik często nie patrzy na regulacje, a jedynie na to, że słupki idą w górę – choć, jak wiemy, z tym bywa różnie – stąd biorą się różnego rodzaju wyzwania związane z zachowaniem stabilności kursu czy odpowiednim wyedukowaniem inwestorów. Trzeba rozwiązać również kwestię wymiany, ICO (initial coin offering), bezpieczeństwa czy braku spójności rynku. Słowem, czeka nas jeszcze dużo pracy.
Adam Pawluć