Odchodzący rząd obiecywał najuboższym emerytom jednorazowy dodatek wypłacony w przyszłym roku. Ci jednak mogą go wcale nie zobaczyć.
Odchodzący rząd obiecywał najuboższym emerytom jednorazowy dodatek wypłacony w przyszłym roku. Ci jednak mogą go wcale nie zobaczyć.
/>
Rząd Ewy Kopacz chciał objąć dodatkiem 6,5 mln osób, których emerytury i renty pod koniec lutego 2016 r. wynosiłyby nie więcej niż 2 tys. zł brutto. Im niższe świadczenie, tym dodatek byłby wyższy – od 100 do 350 zł, co ważne – zwolniony z podatku dochodowego. Niestety, błąd popełniony przez kancelarię ustępującej premier stawia pod znakiem zapytania to świadczenie.
Spóźniona inicjatywa
Projekt ustawy o jednorazowym dodatku pieniężnym dla niektórych emerytów, rencistów i osób pobierających świadczenia przedemerytalne, zasiłki przedemerytalne, emerytury pomostowe albo nauczycielskie świadczenia kompensacyjne w 2016 r. rząd Ewy Kopacz przyjął 20 października, czyli już po ostatnim posiedzeniu Sejmu. Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz od razu zapowiedział, że dokument zostanie złożony już w nowej kadencji, po to, by nie objęła go dyskontynuacja prac parlamentarnych. Tyle że Kancelaria Premiera wysłała projekt do Sejmu 26 października, czyli dzień po wyborach. A powinna w czwartek, 12 listopada, czyli w dniu rozpoczęcia VIII kadencji Sejmu.
Prawnicy oraz Biuro Sejmu nie mają wątpliwości co do tego, że projekt ustawy złożony w październiku nie może być procedowany. – Trafił do Sejmu poprzedniej kadencji i nie został przyjęty, więc nie można kontynuować nad nim prac – mówi dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Kadencja Sejmu trwa do dnia poprzedzającego dzień zebrania się Sejmu następnej kadencji – wtóruje Katarzyna Wróblewska, radca prawny z Kancelarii Chmaj i Wspólnicy. A Sejm w nowym składzie zebrał się pierwszy raz 12 listopada.
Rzecznik Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej Janusz Sejmej powiedział nam, że w planach jest ponowne złożenie projektu ustawy w Sejmie, ale musi to zrobić Kancelaria Premiera. Jednak w Centrum Informacyjnym Rządu w piątek po południu o takich planach nie słyszano. Wszystko wskazuje na to, że rozgardiasz w kancelarii ustępującej premier trwa już od dłuższego czasu. Do projektu, który wpłynął do Sejmu 26 października, doklejono uzasadnienie i ocenę skutków regulacji od całkiem innej ustawy – nowelizacji ustawy o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zorganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach publicznych.
Deflacja wrogiem
Niestety pod znakiem zapytania stoi też przyszłoroczna waloryzacja świadczeń dla wszystkich emerytów.
Do 2008 r. świadczenia waloryzowane musiały być dopiero wtedy, gdy od poprzedniej waloryzacji ceny wzrosły o przynajmniej 5 proc. Uznano, że to zapisy zbyt rygorystyczne. Po nowelizacji ustawa z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 748) określa, że emerytury i renty rosnąć mają o inflację połączoną z minimum 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia. Ale nie myślano wtedy o tym, że w Polsce może być większa deflacja, czyli spadki cen. Rząd w rozporządzeniu z 8 lipca 2015 r. w sprawie wysokości zwiększenia wskaźnika waloryzacji emerytur i rent w 2016 r. (Dz.U. z. 2015 r. poz. 1461) zdecydował, że nie wyda na waloryzację w 2016 r. więcej, niż musi. Jedna piąta prognozowanego wzrostu wynagrodzeń dała 0,72 proc. Od tego odjęto 0,2 proc. przewidywanej deflacji i zaplanowano waloryzację na poziomie 0,52 proc. Dla najniższych emerytur i rent to dodatkowe 4,57 zł brutto miesięcznie. Ale prognozy NBP i OECD wskazują na deflację 0,8 proc., wynik będzie więc ujemny. Emerytur nikt nie obniży, ale podwyżek może nie być. Chyba że nowy rząd zmieni rozporządzenie i wpisze w nie wskaźnik wyższy niż 20 proc. wzrostu płac.
Co zrobi PiS? Przyszła minister pracy Elżbieta Rafalska powiedziała nam, że musi zapoznać się z tym, co zostawili jej poprzednicy, i porozmawiać z szefem resortu finansów. – Jestem za rozwiązaniem mieszanym, ponieważ podwyższenie emerytur tylko o wskaźnik inflacyjny i część wzrostu płac spowoduje, że wzrost świadczeń będzie bardzo niewielki. A mamy problem zwłaszcza z najniższymi emeryturami – stwierdziła Rafalska. Wolałaby też nie pomijać całkiem przy podwyżce emerytów z wyższymi świadczeniami. Podkreśla jednak, że to, jakie rozwiązanie i kwoty będą wybrane, zależy od sytuacji budżetowej.
Nowy rząd ma trudny orzech do zgryzienia. Chciałby potwierdzić swój socjalny charakter, ale przedwyborczych deklaracji złożył tak wiele, że sfinansowanie ich może być bardzo trudne. Już wspomina się o możliwości nowelizacji budżetu i podwyższeniu deficytu. Koszty wynikające z jednorazowego dodatku oszacowano na maksymalnie 1,41 mld zł i uwzględniono w budżecie. Ale to, czy pieniądze te zostaną rozdysponowane w ten czy inny sposób, dopiero się okaże.
W przyszłym roku w dyskusje o waloryzacji włączą się znów partnerzy społeczni w ramach Rady Dialogu Społecznego. Jeżeli RDS nie uzgodni wspólnego stanowiska w sprawie waloryzacji wyższej niż ustawowe minimum, rząd może jeszcze coś dorzucić, ale nie musi. Na zgodę w tej kwestii będzie jednak bardzo trudno.
– Emerytury powinny wzrosnąć już teraz o przynajmniej 200 zł brutto, jednorazowy dodatek problemu nie rozwiązuje. Świadczenia muszą być przynajmniej na poziomie minimum socjalnego, bo to gwarantuje nam konstytucja, a zwłaszcza świadczenia rolnicze wynoszące po 500 zł tego warunku nie spełniają – mówi Wiesława Taranowska, wiceszefowa OPZZ zasiadająca w radzie nadzorczej ZUS. Jej zdaniem potrzebne są zmiany w modelu podnoszenia emerytur. – W Komisji Trójstronnej dyskutowaliśmy na ten temat, a teraz powróci on z pewnością w Radzie Dialogu Społecznego. Moim zdaniem waloryzacja powinna wynosić nie mniej niż 50 proc. realnego wzrostu płac – dodaje Taranowska.
Pracodawcy podkreślają, że los emerytów jest im bliski, ale ich świadczenia nie powinny rosnąć zbyt szybko. – Waloryzacja powinna wynieść tyle, ile przewidziano w ustawie. Nowy rząd już bardzo wiele obiecał różnym grupom społecznym, a trudno będzie te obietnice sfinansować. Nie wierzę w to, że nagle banki i sklepy wielkopowierzchniowe zaczną płacić w Polsce wysokie podatki. Raczej będzie tak jak zawsze, że koszty spadną na małe i średnie firmy – mówi prof. Jan Klimek, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego, który w Komisji Trójstronnej szefował zespołowi ds. ubezpieczeń społecznych. Obecnie jest członkiem RDS. – Inwestycje w przyszłość firm i miejsca pracy to także inwestycje w przyszłość systemu ubezpieczeń społecznych – dodaje Klimek.
Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, członek rady nadzorczej ZUS, uważa, że waloryzacja emerytur i rent powinna chronić je przed skutkami inflacji. A manipulowanie przy jej wysokości podważa zaufanie do systemu emerytalnego i wzmacnia postawy roszczeniowe.
– Jeśli każdego roku rząd jest zobowiązany do podjęcia decyzji w sprawie podwyżki tych świadczeń, automatycznie poddawany on jest potężnej presji grup i organizacji społecznych oczekujących, że wykaże się on dużą hojnością – stwierdza z kolei Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
PSL zna konstytucję
Problemu z wyznaczeniem pierwszego dnia pracy nowego parlamentu nie mieli za to ludowcy. PSL już w czwartek 12 listopada złożył projekt poselski umożliwiający przejście na emeryturę już po 40 latach pracy i opłacania składek. Takie rozwiązanie ma złagodzić skutki podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat i zrównanie go dla kobiet i mężczyzn. Podobną propozycję po pierwszej turze wyborów prezydenckich zapowiedział Bronisław Komorowski, ale po przegranej wycofał ją z konsultacji.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama