Ze względu na konsekwencje dla gospodarki i środowiska naturalnego problem zmian klimatycznych uważany jest za jedno z głównych wyzwań stojących przed nami w nadchodzących dekadach. To przekonanie podzielają dzisiaj chyba wszyscy, włącznie z tymi, którzy negują antropogeniczny charakter zachodzących zmian, bo przecież nawet wtedy potrzebne są działania mitygujące drastyczne efekty niekwestionowanych anomalii pogodowych.
ikona lupy />
Michał Kleiber, prezes Polskiej Akademii Nauk / Media
W codziennym chaosie informacyjnym warto więc chyba powiedzieć sobie dobitnie, które opinie można uznać za solidnie udokumentowane naukowo, które jedynie za prawdopodobne, a które wręcz za wątpliwe. Postawimy poniżej wiele zasadniczych pytań, próbując dać na nie krótkie, z pewnością uproszczone odpowiedzi, świadomi potrzeby podejmowania poszczególnych wątków przez specjalistów z wielu dziedzin. W odpowiedziach bazować będziemy na wnioskach z paru dogłębnych analiz przeprowadzonych przez kompetentne światowe instytucje i organizacje, w tym przez Royal Society, czyli brytyjską Akademię Nauk.
Czy klimat na Ziemi się ociepla? Tak, średnia temperatura powierzchni Ziemi jest dzisiaj wyższa o około 0,8 st. C niż w roku 1900.
Dlaczego nas to tak martwi, biorąc pod uwagę, że wydaje się to niewiele, a zmiany występowały przecież zawsze? Wbrew pozorom zmiany zachodzą znacznie szybciej od zmian znanych z przeszłości – a te wielokrotnie doprowadzały do wyginięcia wielu gatunków zwierząt, migracji całych populacji i istotnych zmian na powierzchni Ziemi i w cyrkulacji oceanów.
Czy mamy prawo przypuszczać, że to ludzie są istotnym czynnikiem powodującym zmiany? Tak, przekonanie o tym wynika z głębokich fizycznych podstaw dokonywanych analiz oraz z porównywania zachowania modeli teoretycznych z prowadzonymi obserwacjami. Zaawansowane badania wskazują przekonująco, że naturalne przyczyny zwiększającej się koncentracji gazów cieplarnianych (zmiany natężenia promieniowania słonecznego, położenie orbity Ziemi wokół Słońca, erupcje wulkanów, zmiany przebiegu prądów oceanicznych) nie pozwalają na satysfakcjonujące wyjaśnienie zmian klimatu. Zastosowane w analizie metody znalazły pełne potwierdzenie w odniesieniu do rozwoju sytuacji w minionym stuleciu – uwzględnienie w analizie samych czynników naturalnych nie prowadziło do wzrostu temperatury w tym okresie, niezgodnie z zacytowanym poprzednio ustaleniem.
Czy zawartość CO2 w atmosferze jest dzisiaj wyższa niż kiedykolwiek w historii? Naukowcy są przekonani, że obecny poziom koncentracji CO2 nie miał miejsca w ciągu ostatniego miliona lat. Wcześniej tak zapewne bywało, ale – co charakterystyczne – towarzyszyły temu wtedy także wyższe temperatury i wyższe poziomy wód w oceanach.
Skąd pewność, że to ludzie są istotną przyczyną wzrostu zawartości CO2 w atmosferze? Pomiary zawartości pewnych izotopów węgla potwierdzają, że akumulacja stężenia CO2 pochodzi ze spalania geopaliw – ropy, węgla i gazu ziemnego. Dwutlenek węgla jest naturalnym składnikiem atmosfery, ale w latach 70. ubiegłego wieku rozpoczął się gwałtowny wzrost jego koncentracji, co odpowiada momentowi ogromnej intensyfikacji zużycia energii przez człowieka. Proces ten zakłócił naturalny cykl węglowy, zapewniający poprzednio wyrównywanie zawartości CO2 w atmosferze.
Czy obserwowane ostatnio spowolnienie wzrostu temperatury nie oznacza, że groźba istotnego ocieplenia przestaje obowiązywać? Niestety nie. Zmiany w tempie wahań temperatury są zjawiskiem naturalnym i znanym z historii. Wykres temperatury w dłuższym okresie nie pozostawia wątpliwości – tendencja rosnąca jest ewidentna.
Jeśli klimat się ociepla, to dlaczego ciągle zdarzają się nam bardzo zimne okresy pogody? I jak wyjaśniać coraz liczniejsze pogodowe anomalie? Mówimy tu cały czas o trendzie długoterminowym, niemającym wiele wspólnego ze zmianami z miesiąca na miesiąc i z roku na rok. Ponieważ dolne warstwy atmosfery stają się coraz cieplejsze i bardziej wilgotne, narasta potencjał generujący ekstremalne zjawiska pogodowe. Rosnąca częstość występowania gwałtownych opadów deszczu i śniegu z jednej strony, a okresów wyjątkowych upałów z drugiej jest całkowicie zgodna z teoretycznymi przewidywaniami. Dotyczy to na szczęście tylko niektórych części świata, w tym jednak niestety Ameryki Północnej i pewnych obszarów Europy.
Czy możemy być pewni, że globalne ocieplenie jest procesem nieuniknionym? Naukowcy są przekonani, że kontynuacja dzisiejszego trendu oznacza do końca XXI wieku wzrost temperatury od 2,8 do nawet 4,6 st. C, któremu towarzyszyć będzie wzrost poziomu oceanów od 0,5 do 1,0 m. Przyspieszenie zmian spowodowane będzie wzajemnym oddziaływaniem na siebie rosnącego stężenia gazów cieplarnianych ze zjawiskami dającymi podobny efekt, takimi jak przyspieszone parowanie wody, topnienie lodowców czy dalsze naruszanie cyklu węglowego powodowanego m.in. przez zmniejszającą się zdolność oceanów do absorpcji węgla. Natychmiastowa, znacząca redukcja emisji gazów cieplarnianych zmieniłaby sytuację na korzyść, spowalniając proces ocieplenia, choć w skali naszego życia nie miałoby to zasadniczego znaczenia.
Dla przykładu, zmniejszenie do 2020 r. globalnej emisji gazów cieplarnianych o 10 proc. w stosunku do stanu obecnego byłoby według uczonych dobrym krokiem w kierunku ograniczenia wzrostu temperatury do końca wieku o nie więcej niż 2 st. C. A właśnie to uważane jest za graniczną wartość nieprowadzącą jeszcze do poważnego globalnego problemu (istotne zmiany linii brzegowych mórz w wyniku podniesienia się poziomu wód, dramatyczne konsekwencje dla rolnictwa w Afryce itp.). Przy obecnym stałym wzroście globalnej emisji z roku na rok taka jej redukcja jawi się jednak jako nierealna.
Dotychczas mówiliśmy głównie o klimatologii, a co mówią nam ekonomiści? Tu sytuacja wydaje się niestety znacznie mniej jasna. Kluczowe jest pytanie o relację wydatków potrzebnych do trwałej redukcji emisji do strat wynikających z narastających negatywnych konsekwencji ocieplenia klimatu. Pytanie to jawi się oczywiście jako beznadziejnie trudne, zawiera bowiem w sobie dziesiątki elementów, co do których istnieje olbrzymi poziom niepewności. Prezentowane odpowiedzi różnią się w związku z tym w sposób diametralny. Najnowszy raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) stawia sprawę jasno – koszty polityki klimatycznej byłyby znaczne (rosnąc do być może nawet 10 proc. globalnego PKB pod koniec wieku), ale i tak znacznie niższe od konsekwencji katastrofy klimatycznej. Zasadniczo odmienne opinie wypowiadają ekonomiści tacy jak np. B. Lomborg, który potwierdza wysokie koszty polityki klimatycznej, ale szacuje koszt ewentualnych skutków ocieplenia na maksimum 2 proc. PKB pod koniec wieku, czyli parokrotnie mniej niż IPCC. Wygląda na to, że na razie musimy zaakceptować tę niewiedzę i podejmować decyzje w warunkach dużej niepewności.
W związku z powyższym, co konkretnie powinniśmy robić? Mamy do wyboru parę scenariuszy działania. Możemy, bez wątpienia znacznym kosztem, usilnie ograniczać emisję w trosce o jakość życia następnych pokoleń. Możemy pokornie czekać i przygotowywać się jedynie do zwalczania szkodliwych następstw ewentualnych zagrożeń. Możemy wreszcie pokładać nadzieję w rozwoju tzw. geoinżynierii, czyli poszukiwanych dzisiaj metodach celowego obniżania zawartości gazów cieplarnianych w atmosferze. Możemy oczywiście opowiedzieć się także za jakimś rozwiązaniem mieszanym, łączącym powyższe. Kluczowym problemem wydaje się to, iż jakiekolwiek fundamentalne decyzje powinny zapadać na poziomie globalnym, a dotychczasowe doświadczenia nie pozwalają tu na choćby umiarkowany optymizm. Stały nacisk na globalizację problemu jest więc niezwykle wskazany.
Jakie konkretne działania powinniśmy podejmować w Polsce? Oczywiście opowiedzieć się za modelem mieszanym, z wyłączeniem geoinżynierii, na którą nie sposób dzisiaj liczyć. Czyli konsekwentnie działać na rzecz ograniczania emisji, starając się jednak minimalizować bieżące koszty takiej strategii, racjonalnie przewidując przyszłe korzyści (rozwój nowych niskoemisyjnych technologii w różnych sektorach gospodarki) i przygotowując się do zapobiegania ewentualnym pogodowym anomaliom. Powinniśmy także uważnie obserwować pojawiające się nowe fakty polityczne (wspólna polityka energetyczna Unii, ponadnarodowe regulacje) i naukowe (pogłębione rozumienie zjawisk) – sytuacja jutro może się okazać istotnie odmienna od dzisiejszej. Jak zawsze w takiej sytuacji kluczem musi być dobra koordynacja działań i stale prowadzona działalność monitorująco-prognostyczna. Należy zaczynać od konsekwentnego rozpoznawania możliwości poprawienia efektywności gospodarowania energią, bo to oczywiście najtańszy sposób ograniczania emisji. Możliwości tkwiące w przemyśle (w energetyce w szczególności), budownictwie czy transporcie z jednej strony, a regulacjach promujących i motywujących do oszczędzania z drugiej są olbrzymie. Z pewnością w naszej sytuacji nie powinniśmy pochopnie rezygnować z węgla, pod warunkiem jednak aktywnego rozwijania nowych technologii jego eksploatacji (gazyfikacja w złożu czy przechwytywanie i podziemne magazynowanie CO2 ) i zasadniczej poprawy efektywności tego sektora. Innowacyjne myślenie niezbędne jest także do rozwoju energetyki odnawialnej, dużej (wiatr, odpady, biogaz, głęboka geotermia) i małej (wiatr, fotowoltaika, małe elektrownie wodne, pompy ciepła), a także przy modernizacji i rozbudowie sieci przesyłowych i dystrybucyjnych w kierunku smart systems. Posłużyć to powinno do szybkiego rozwoju niezwykle korzystnej i z pewnością przyszłościowej energetyki prosumenckiej. Gaz to w naszej sytuacji usieciowienia białych plam szybkie dokończenie gazoportu, budowa transkonektorów i zbiorników. Gaz z łupków oczywiście też, pod warunkiem jednak niezbędnych dalszych pomyślnych informacji z wierceń poszukiwawczych i przeprowadzenia gruntownej analizy ekonomicznej oceniającej zasadność rozpoczęcia eksploatacji wobec ewentualnych inwestycji w energetykę jądrową – równoległe finansowanie obu przedsięwzięć nie wydaje się realne.
Naszkicowane rozumowanie stanowi według mnie szkielet odpowiedzi na wyzwania związane zarówno z klimatem, jak i z bezpieczeństwem energetycznym. Choć oczywiście trzeba być świadomym, że diabeł tkwi w szczegółach legislacyjnych, sektorowi lobbyści lansować będą konkurujące ze sobą podejścia, a życie przynosić będzie stale nowe wiadomości wpływające na ocenę sytuacji.
Powinniśmy działać na rzecz ograniczania emisji CO2, minimalizując koszty takiej strategii. Racjonalnie przewidywać przyszłe korzyści i przygotowywać się do zapobiegania pogodowym anomaliom