Studenci nie mogą mieć już pewności, że dokończą naukę na rozpoczętym kierunku w swojej placówce. Walka o zwrot czesnego może skończyć się w sądzie
Coraz mniej studentów na uczelniach / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) szacowało, że w roku akademickim 2013/2014 studentów będzie 1,613 mln, a jest ich 1,549 mln.
Ta niekorzystna dla szkół wyższych tendencja może oznaczać, że będą one zamykane szybciej, niż przewidywano. Ich liczba miała spaść z 460 do ok. 300. Jednak na rynku może ich pozostać znacznie mniej. Tylko obecnie w trakcie likwidacji jest 27 uczelni niepublicznych.

Brakuje chętnych

Już teraz na niektórych uczelniach kształci się zaledwie kilkanaście lub kilkadziesiąt osób. Przykładowo w Wyżej Szkole Nauk Prawnych i Administracji w Wołominie uczy się 28 osób, w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie – 40. Z kolei w Lubuskiej Wyższej Szkole Zdrowia Publicznego w Zielonej Górze 13 studentów.
– Nie obserwujemy jeszcze masowego zamykania uczelni, ale kierunków – jak najbardziej – przyznaje prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA).
Wyjaśnia, że już w tym roku PKA podjęła 50 uchwał o odstąpieniu od oceny jakości kształcenia tylko dlatego, że szkoła nie będzie już prowadziła danego fakultetu. To efekt drastycznego spadku liczby studentów, który w praktyce doprowadzi do likwidacji wielu placówek, zwłaszcza tych niepublicznych.
– Założyciele tych uczelni, którzy byli nastawieni na zysk, po prostu je zamkną, ponieważ nie będą chcieli ponosić kosztów dalszego utrzymywania działalności, która jest nierentowna. Inni będą podejmowali rozpaczliwe próby przetrwania – uważa prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Wskazuje jednak na prognozy, z których wynika, że kryzys w szkolnictwie wyższym skończy się za sześć lat.
– To oznacza, że uczelnie muszą jeszcze przetrwać sześć rekrutacji, a potem liczba studentów będzie stopniowo rosnąć – mówi prof. Waldemar Tłokiński.
Dodaje, że niektóre tworzą niestandardowe kierunki studiów tylko po to, aby zachęcić maturzystów do wyboru uczelni.
– Młodzież jest kapryśna, a uczelnie starają się za nią nadążyć. Często okazuje się, że kierunek, który był hitem poprzedniej rekrutacji, w kolejnym roku może nie znaleźć wystarczającej liczby chętnych potrzebnych do jego uruchomienia – wskazuje.
Szkoły wyższe zaciskają też pasa. A to ma wpływ na wynagrodzenie kadry dydaktycznej.
– Aby móc kształcić, trzeba spełnić minima kadrowe, czyli zatrudniać wskazaną w przepisach liczbę nauczycieli akademickich o określonych stopniach awansu naukowego. Dlatego w najbliższych latach zatrudniać będą tylko tyle osób, ile wskazuje ustawa, i to w najmniejszym wymiarze czasu pracy – podkreśla prof. Tłokiński.

Kasa za obietnice

Problemy likwidowanych uczelni odbiją się także na studentach. Na przykład wspomniana już Lubuska Wyższa Szkoła Zdrowia Publicznego w Zielonej Górze nadal prowadzi nabór i reklamuje się pod szyldem „Studiuj z przyszłością”. Jeśli jednak w danej placówce studiuje niewiele osób, to w praktyce może mieć ona problemy z prowadzeniem działalności. Jeśli trzeba będzie ją zamknąć, problemy będą miały zwłaszcza osoby, które podjęły w niej naukę.
– Obecne przepisy w niewystarczającym stopniu chronią prawa studentów zamykanych szkół – przyznaje Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej (PSRP).
Dodaje, że ustawa zobowiązuje uczelnię, która jest w stanie likwidacji, do tego, aby zapewniła kontynuację nauki.
– Może jednak wskazać studia w szkole wyższej na drugim końcu Polski i to wystarczy, aby zrealizować ustawowy wymóg. A to nie rozwiązuje problemu studenta – wyjaśnia.
W takich sytuacjach okazuje się, że student zainwestował czas i pieniądze w kształcenie, którego zakończyć nie może, bo szkoła nie zrealizuje pełnego cyklu. Nie uzyska więc dyplomu. Musi na własną rękę szukać uczelni, która prowadzi podobny kierunek studiów, aby w niej kontynuować naukę.
– Wpływają do nas sygnały od studentów, którzy podjęli fakultet, a uczelnia nie jest w stanie go dalej prowadzić. Pracujemy nad tym, aby osoby, które są w takiej sytuacji, odważyły się złożyć skargę do sądu – zapowiada Piotr Müller.
Tłumaczy, że powinny wnioskować o rekompensatę poniesionych kosztów.
– W tym celu trzeba wykazać, że student faktycznie poniósł stratę oraz że w żaden inny sposób nie jest w stanie kontynuować rozpoczętych studiów – tłumaczy.
Dodaje, że jeśli sąd przyznałby rację studentom, byłby to precedens.
– Chodzi o to, aby uczelnie, które mają przecież informację o tym, czy będą w stanie przetrwać trzy najbliższe lata, nie składały kandydatom na studia obietnic, z których nie są w stanie się wywiązać – zaznacza.
Dodatkowo PSRP domaga się, aby student mógł odzyskać zainwestowane w naukę pieniądze z masy upadłościowej uczelni.
– Obecnie w pierwszej kolejności środki te przeznaczane są na realizację zobowiązań wobec pracowników. Chcemy, aby wydatkowano je również na zaspokojenie roszczeń studentów – mówi Piotr Müller.
Prace nad nowelizacją ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym trwają właśnie w Sejmie. Wówczas posłowie będą mieli możliwość wprowadzenia takiej poprawki.
– Już teraz kandydat, który decyduje się na studia, powinien uważnie zapoznać się z umową, którą podpisuje z uczelnią. Powinna ona określać, co przysługuje uczącemu się w razie likwidacji szkoły – twierdzi Urszula Augustyn, poseł PO.
Do pomysłu studentów nie jest też przekonany prof. Marek Rocki.
– Nie powinni oni oczekiwać, że uczelnia zwróci im czesne, np. jeśli po roku nauki placówka zostanie zamknięta – uważa.
Wyjaśnia, że w takim przypadku szkoła przeprowadziła przecież wykłady i inne zajęcia, w których ta osoba brała udział. Fundusze, które przekazała na czesne, zostały wydane zgodnie z przeznaczeniem.
MNiSW zapowiada, że już wkrótce ruszy portal, na którym kandydaci na studia będą mieli możliwość sprawdzenia, czy dana uczelnia jest w likwidacji oraz jak PKA – ocenia jej jakość kształcenia.
– Chcielibyśmy, aby portal ostrzegający studentów został otwarty w drugiej połowie maja, aby jeszcze tegoroczni maturzyści mogli łatwo sprawdzić, czy szkoła wyższa, na którą się decydują, ma uprawnienia do prowadzenia fakultetu – mówi Łukasz Szelecki, rzecznik prasowy MNiSW.
Od 1 października 2014 r. ma obowiązywać też zasada, że uczelnia, która ma być zamknięta, powinna zawierać informację o tym w swojej nazwie (będzie znajdował się w niej dopisek „w likwidacji”).