Szkoły zawodowe są owocem nieformalnego związku szkółek niedzielnych z uniwersytetami. I choć długo nie były potomstwem kochanym, okazały się niezbędne w każdym nowoczesnym państwie.
Szkoły zawodowe są owocem nieformalnego związku szkółek niedzielnych z uniwersytetami. I choć długo nie były potomstwem kochanym, okazały się niezbędne w każdym nowoczesnym państwie.
Dobry ślusarz jest tysiąckrotnie więcej wart na rynku niż słaby politolog, a o polityku już w ogóle nie mówię – powiedział premier Donald Tusk podczas inauguracji nowego roku szkolnego w Zespole Szkół Zawodowych w Kurzętniku. Po raz nie wiadomo który okazuje się, że aby coś w Polsce było jak dawniej, najpierw należy wiele zmienić.
Jak feniks z popiołów odradzają się szkoły zawodowe, które kilkanaście lat temu powszechnie uznano za zbędny element systemu edukacji. Nowe zawodówki, wedle deklaracji MEN, będą kształcić poszukiwanych na rynku pracy specjalistów. A swoje profile dostosowywać do wymagań pracodawców, naśladując tym sprawdzone wzorce niemieckie, gdzie od dziesięcioleci korporacje pracodawców i rzemieślników utrzymują kontakt ze szkolnictwem, dbając, aby absolwent zawodówki opuszczał ją z kompletną wiedzą. Co więcej, często od razu czeka na niego praca.
W kraju pełnym bezrobotnych i sfrustrowanych absolwentów szkół wyższych brzmi to jak bajka. A przecież to nie uniwersytety, lecz zawodówki radykalnie zmieniły jakość życia europejskich społeczeństw.
Wydawanie gazety „Gloucester Journal” widocznie nie dawało Robertowi Raikesowi dość satysfakcji, skoro postanowił zająć się poprawianiem świata. W jego rodzinie nie stanowiło to żadnego novum. Dziadek był znanym anglikańskim duchownym, ojciec wydawcą i dziennikarzem – a na dodatek każdy z nich angażował się w działalność filantropijną. Jednak dopiero wnuk odkrył, jak skutecznie wpłynąć na bieg dziejów.
Redagując „Gloucester Journal”, wielokrotnie odwiedzał fabryki i widział pracujące tam przez sześć dni w tygodniu dzieci. Bieda i okoliczności skazywały je na bycie analfabetami pozbawionymi szansy, żeby kiedykolwiek poprawić nędzną egzystencję. Raikes, sam będąc ojcem dziesięciorga dzieci, postanowił zadbać o przyszłość nie tylko swoich maluchów.
Przypomniał sobie, że jego dziadek prowadził w niedzielę przy parafii w East Yorkshire szkółkę dla dzieci. Uczył je czytać i przekazywał im podstawową wiedzę na temat Pisma Świętego. Raikes postanowił skorzystać z doświadczeń przodka i w 1780 r. założył w Gloucester podobną szkołę. Zgodziła się ją prowadzić w swoim domu niejaka pani Meredith, zaś pomysłodawca przygotował cztery podręczniki dla przyszłych uczniów oraz zadbał o rozreklamowanie na łamach prasy całego przedsięwzięcia. Odniosło ono wielki sukces, bo do finansowanej przez filantropa szkoły ubodzy rodzice chętnie wyprawiali w niedzielę pociechy. Tam uczyły się czytać, pisać i rachować, a nauczyciele starali się wpajać im zasady moralne, co w czasach, gdy robotnicy masowo przepijali wszystko, co zarobili, okazywało się nadzwyczaj potrzebne.
Wkrótce Raikes uruchomił jeszcze kilka niedzielnych szkół w okolicach Gloucester, znajdując całkiem spore grono filantropów gotowych je sponsorować. Początkowo nauki mogli pobierać w nich tylko chłopcy, ale już trzy lata po powstaniu pierwszej szkółki zaczęto przyjmować do nich także dziewczęta. Nadzorujący proces nauczania Raikes zadbał o zestaw instrukcji dla nauczycieli oraz harmonogram dnia. Dzieci zaczynały naukę o dziewiątej rano i trwała ona do dwunastej, kiedy szły do domu na obiad. Potem wracały na mszę, kończoną czytaniem katechizmu. Wystarczyły cztery dekady, by powstające spontanicznie w całym kraju szkółki niedzielne stały się podstawowym elementem angielskiego systemu edukacji. W 1820 r. co tydzień uczęszczało do nich 1,25 mln dzieci, co stanowiło wówczas 25 proc. ich całej populacji w Wielkiej Brytanii. Program nauczania stopniowo rozszerzano, uzupełniając o elementy nauczania konkretnych profesji, tak by absolwenci mogli się pochwalić wyższymi kwalifikacjami niż prości robotnicy.
Także dorośli zaczęli otrzymywać możliwość dokształcenia się za sprawą profesora fizyki i filozofii naturalnej uniwersytetu w Glasgow Johna Andersona. Zaraz po objęciu w 1760 r. katedry filozofii uczony postanowił zrobić coś dla ubogich, lecz pragnących poprawić swój los robotników. Ogłosił rozpoczęcie cyklu darmowych, wieczornych wykładów o najnowszych osiągnięciach techniki. Podczas zajęć tłumaczył zasady funkcjonowania maszyn, przeprowadzał eksperymenty chemiczne, opowiadał o nowych odkryciach. Pod koniec życia zgromadzony przez lata majątek zapisał koledze z katedry George’owi Birkbeckerowi, pod warunkiem iż ten będzie kontynuował kursy. Birkbeck dotrzymał zobowiązania i co więcej, namówił do uczestniczenia w wieczornej Akademii Andersona innych naukowców. Założył także jej filię w Londynie.
Zajęcia o najnowszych zdobyczach techniki cieszyły się tak wielkim powodzeniem, że w 1823 r. nieformalną akademię przekształcono w oddzielny Instytut Mechaniczny w Glasgow. Tym sposobem na terenie Wielkiej Brytanii powstała pierwsza politechnika.
Szkoła Sztuki i Rzemiosła założona przez księcia Alexandre'a de La Rochefoucaulda działała w Liancourt siedem lat, kiedy w 1787 r. król Ludwik XVI zaproponował jej fundatorowi korzystny układ. Ucząca podstaw rzemiosła placówka miała przekształcić się w pierwszą we Francji wszechnicę zajmującą się edukowaniem przyszłych żołnierzy niebędących oficerami (tym od połowy XVIII w. zajmowała się paryska Akademia Wojskowa). W zamian król postanowił fundować naukę w Liancourt dzieciom stu okaleczonych weteranów wojennych.
Już wkrótce specjalizujący się w żołnierskim rzemiośle absolwenci akademii w Liancourt przydali się Francji. Po rewolucji republika musiała toczyć wojnę ze wszystkimi europejskimi mocarstwami, najpierw walcząc o przetrwanie, potem sama stając się agresorem. Rolę szkół zawodowych dla przyszłych żołnierzy docenił sprawujący władzę Konwent Narodowy – w 1794 r. powołał w Paryżu pierwszą na świecie politechnikę. Na studia przyjmowano szesnastolatków i przez trzy lata uczono: metod wytwarzania dział, amunicji i karabinów oraz uczono budowania mostów, dróg oraz fortyfikacji. Po ukończeniu politechniki absolwenci mogli kontynuować naukę w szkołach wojskowych i zdobyć patent oficera albo od razu trafiali w szeregi armii.
Zapotrzebowanie na tak wyedukowaną młodzież wzrosło, kiedy władzę we Francji przejął Napoleon Bonaparte. Cesarz wysoko cenił edukację i chciał na pole walki wysyłać jak najlepiej wykształconych fachowców. Dlatego w 1803 r. znacjonalizował Szkołę Sztuki i Rzemiosła w Liancourt i przekształcił w wyższa uczelnię techniczną. Zakładał również kolejne placówki tego typu. Jedną ze spuścizn pozostałych Francji po epoce napoleońskiej było aż siedem politechnik. W bardziej pokojowych czasach upodobniły się one do Instytutu Mechanicznego w Glasgow, oferując studentom wiedzę na temat najnowszych zdobyczy techniki, niekoniecznie związaną z zabijaniem ludzi.
Z kolei w Wielkiej Brytanii kierunku rozwoju wyższego szkolnictwa zawodowego nie wytyczały politechniki, lecz ufundowany przez prezesa Kompanii Wschodnioindyjskiej Charlesa Granta – East Indian College. Założona w 1806 r. w Haileybury uczelnia miała za zadanie kształcić kadry potrzebne do zarządzania brytyjskimi koloniami w Indiach i na Dalekim Wschodzie. Grant, będąc zadeklarowanym postępowcem, tak rozpoczynał wcielanie w życie swej idee fixe, którą realizowali wyedukowani w jego placówce młodzi urzędnicy (naukę kończyli w wieku 18 lat). Obok dobrego zarządzania interesami Kompanii Wschodnioindyjskiej obarczono ich zazdaniem niesienia europejskiej cywilizacji w głąb Azji, chcąc zmieniać kontynent na brytyjską modłę. Jeśli spojrzeć na to, jak wygląda współczesny ustrój polityczny Indii oraz sposób funkcjonowania aparatu tego państwa, trzeba przyznać, iż Charles Grant odniósł na polu edukacyjnym spory sukces.
Szkółki niedzielne Raikesa oraz politechniki i wyższe szkoły administracji wzorowane na uczelniach Birkbecka czy Granta nie tworzyły jednego systemu edukacji zawodowej. Na niemal oczywisty pomysł, by etapy edukacji powiązać ze sobą, jako pierwszy wpadł Robert Owen. Stało się to elementem społecznego eksperymentu, który prowadził w swoich zakładach włókienniczych w New Lanark. Najmłodszym dzieciom, do 6. roku życia, przedszkole Owena dawało opiekę i możliwość zabawy, do ukończenia 10. roku trwała edukacja podstawowa. Po ukończeniu tego wieku zapewniano uczniom przyuczenie do zawodu i możliwość doskonalenia umiejętności. Za jeden ze swoich największych sukcesów Owen uważał otwarcie w 1816 r. w New Lanark uczelni dla dorosłych nazwanej Nowym Instytutem Kształcenia Charakteru (The New Institution for the Formation of Character). Połączył w niej wykładanie wiedzy ogólnej z nauką zawodów oraz umiejętności potrzebnych, aby umieć się odnaleźć w wyższych sferach, np. tańca.
Idee Owena długo nie mogły się przebić w Wielkiej Brytanii, za to bardzo szybko podchwycono je na kontynencie. Do końca lat 20. XIX w. wszystkie kraje niemieckie usankcjonowały prawnie obowiązek edukacji szkolnej dzieci i zabroniły zatrudniania ich w zakładach przemysłowych. Jednocześnie zlikwidowano istniejący od średniowiecza zwyczaj kształcenia młodych rzemieślników przez cechy i zaczęto tworzyć państwowe szkoły zawodowe dla młodzieży. Pierwsze powstały w Akwizgranie, Monachium, Gdańsku, Królewcu i Legnicy. W ślad za Niemcami podążyła Francja, gdzie w 1833 r. minister edukacji Francois Guizot ogłosił program uruchomienia szkoły podstawowej w każdej gminie, zaś piętnaście lat później jego następca Lazare Hippolyte Carnot zadbał o stworzenie sieci szkół technicznych i rzemieślniczych dla młodych ludzi kończących podstawówki. W połowie stulecia także w Austrii i Rosji kształtował się podobny trzystopniowy system edukacji, przygotowującej kadry dla nowoczesnej gospodarki, składający się ze szkoły podstawowej kończonej w wieku 12–14 lat, trzyletniej szkoły zawodowej oraz przeznaczonych dla najzdolniejszych wyższych uczelni technicznych.
Nieco inaczej ewoluowały angielskie szkoły. Nie odbywało się to pod bezpośrednim patronatem państwa, lecz w wyniku nowych rozporządzeń prawnych. W 1833 r. parlament nałożył na właścicieli przedsiębiorstw obowiązek organizowania przyfabrycznych szkół dla zatrudnianych w zakładach dzieci. Większość przedsiębiorców dostosowała się do obowiązującego prawa, lecz uznawała narzucony im obowiązek za zbędny. Po kontroli szkół przyfabrycznych, przeprowadzonej pod nadzorem rządowego inspektora Leonarda Hornera w 1857 r. odnotowano w raporcie, iż jedynie 76 placówek zapewniało uczniom zadowalający poziom edukacji. Reszta z 427 skontrolowanych szkół prezentowała się fatalnie i wedle tego, co opisuje w „Dziejach kultury brytyjskiej” Wojciech Lipoński – „pełne były nadużyć i biedy”. Powoływane w następnych latach komisje rządowe, badające stan brytyjskiej edukacji, potwierdzały te obserwacje, postulując przejęcie przez państwo nadzorowania i finansowania szkolnictwa. Ostatecznie placówki edukacyjne podzielono na publiczne podstawówki, utrzymywane i zarządzane przez instytucje państwowe, z kolei średnie szkoły zawodowe tworzono przy współpracy z przedsiębiorcami, prywatnymi fundatorami lub wyższymi uczelniami.
Takie zmiany przyniosły w krótkim czasie bardzo wymierne efekty. W drugiej połowie XIX w. Wielka Brytania mogła się pochwalić najgęściejszą siecią szkół zawodowych w Europie. W ponad 600 placówkach kształcono co roku ok. 100 tys. młodych ludzi na techników fabrycznych i rzemieślników. Najwięcej szkół znajdowało się w Londynie i głównych centrach przemysłowych kraju, choć tworzono je też w prowincjonalnych miastach. „Programy obejmowały kursy matematyki stosowanej, nauk naturalnych i eksperymentalnych, w skład których wchodziły: chemia, fizyka i mechanika, wreszcie nauka rysunku technicznego” – opisuje Wojciech Lipoński. Dodatkowo uczono jeszcze literatury angielskiej i języków obcych. „Oto prawdziwa tajemnica wielkiego skoku cywilizacyjnego Wielkiej Brytanii w XIX stuleciu – ogromne rzesze kształconych (...) majstrów i mechaników znających podstawy nauk ścisłych, politechnicznych, ale także umiejących się kulturalnie wysłowić i znających podstawy literatury pięknej” – twierdzi Lipoński, nazywając absolwentów brytyjskich zawodówek „wojskiem przemysłowym”.
Śledzący z wielkim zainteresowaniem zagraniczne nowinki Stanisław Staszic, gdy w 1815 r. objął kierownictwo Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, postanowił jak najszybciej przenieść na polski grunt angielskie wzorce. Sukcesy Wielkiej Brytanii na niwie gospodarczej, dzięki którym kraj ten stał się światowym mocarstwem, bardzo pobudzały wyobraźnię polityka. Królestwo Polskie, połączone unią personalną z Rosją, mogło marzyć o odzyskaniu pełnej niepodległości jedynie po tym, jak wzmocniłoby się wewnętrznie.
Za sprawą Staszica rozpoczęły się zakrojone na dużą skalę inwestycje rządowe w budowę ośrodków przemysłowych i kopalń. W lutym 1816 r. rozpoczęła w Kielcach działalność pierwsza polska wyższa uczelnia techniczna: Szkoła Akademiczno-Górnicza, która miała wykształcić kadry dla polskiego przemysłu wydobywczego. Nie dość, że jej uczniowie otrzymali możliwość pobierania nauk za darmo, to jeszcze państwo zapewniało im bezpłatne mieszkania. Jednocześnie Staszic przekonał zarządzającego Królestwem Polskim carskiego namiestnika gen. Józefa Zajączka, aby wydał dekret nakazujący tworzenie w większych miastach szkół niedzielno-rzemieślniczych. Od szkółek niedzielnych Raikesa różniły się tym, iż fundowano je przeważnie na koszt państwa i miały stanowić od razu jeden z elementów szkolnictwa zawodowego.
W zacofanym i ubogim kraju program szybkiego uprzemysłowienia mógł się powieść jedynie wówczas, jeśli zadbano by o kadry. Niedzielne zawodówki zapewniały kwalifikacje zarówno młodzieży, jak i dorosłym, oprócz czytania i pisania uczono w nich podstaw: mechaniki, matematyki, geometrii i rysunku technicznego. Kadrę nauczycielską zapewniało początkowo sławne warszawskie Collegium Nobilium. Oficjalnymi opiekunami takich szkół byli zawsze burmistrzowie lub prezydenci miasta, którzy wchodzili nawet w skład komisji przeprowadzającej wśród uczniów egzaminy końcowe.
Niestety rewolucja przemysłowo-edukacyjna zainicjowana przez Staszica straciła tempo zaraz po jego śmierci w 1826 r. Mury Szkoły Akademiczno-Górniczej opuściło ledwie 40 absolwentów, gdy niedługo po zgonie jej twórcy zapadła decyzja, że zostanie przeniesiona do Warszawy. Zabrano z Kielc bogato wyposażoną bibliotekę, gabinet mineralogiczny i zbiór pomocy naukowych, przewieziono do stolicy, po czym słuch po nich zaginął. Akademia nigdy nie wznowiła działalności, a cztery lata później, po klęsce powstania listopadowego, Królestwo Polskie utraciło autonomię.
Z ambitnych planów Staszica pozostały zgliszcza, a ocalały jedynie szkoły niedzielne. Przez całe stulecie dawały w zaborze rosyjskim szansę na społeczny awans dziesiątkom tysięcy absolwentów. Niewątpliwie swoją szansę bardzo dobrze wykorzystał specjalista od krawiectwa, który edukację zakończył na trzeciej klasie warszawskiej szkoły niedzielno-rzemieślniczej Władysław Reymont.
Ciekawa sprawa, że po powstaniu styczniowym jednym z elementów represji władz carskich stała się walka z polskim szkolnictwem zawodowym. Nie prowadzono jej konsekwentnie, gdyż rozwój przemysłu wymuszał podnoszenie kwalifikacji robotników. Dlatego już w 1873 r. wyrażono zgodę na utworzenie przy Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej Warsztatów Instruktorskich, kształcących maszynistów, obsługę techniczną i urzędników dla spółki. Wkrótce placówka przekształciła się w Szkołę Techniczną wychowującą nowe kadry dla kolei. Złagodzenie polityki przez zaborców skrzętnie w Warszawie wykorzystano. Twórca Banku Handlowego Leopold Stanisław Kronenberg w 1875 r. ufundował Szkołę Handlową, zaś bankierzy Hipolit Wawelberg i Stanisław Rotwand w 1895 r. sfinansowali powstanie Szkoły Mechaniczno-Technicznej. Trzy lata później właściciel większości linii kolejowych na terenie Królestwa Jan Gotlib Bloch przekonał carskie władze, by w 1898 r. pozwoliły utworzyć w Warszawie Instytut Politechniczny.
Odradzanie się dwustopniowego szkolnictwa zawodowego miało się okazać rzeczą bezcenną, gdy Polska pokusiła się o odzyskanie niepodległości. Przy budowie nowoczesnego państwa oprócz idealistów i patriotów przydają się bowiem także fachowcy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama