Rodzice dostaną list tłumaczący konieczność ochrony dziecka przed chorobami, a potem sypną się mandaty zamiast kar administracyjnych, których wymierzanie trwa teraz latami
Główny inspektor sanitarny chce ograniczyć problem nieszczepienia dzieci w Polsce. Już zmienił się sposób tworzenia bazy danych o konkretnych przypadkach, jest rozważana zmiana systemu kar.
– Do tej pory skupiano się na kartach szczepień i odmowach. To zaburzało obraz faktycznego stanu rzeczy, czyli ile dokładnie dzieci nie jest szczepionych. Teraz do bazy trafia PESEL i adres osoby uchylającej się od obowiązku. To pozwoli nam nie tyko lepiej monitorować sytuację, lecz także interweniować – mówi Paweł Grzesiowski, główny inspektor sanitarny. Liczy, że najlepszy efekt w walce z problemem mogą przynieść lepsza komunikacja z pacjentem i edukacja.
Szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego podaje przykład z Elbląga. Powiatowa stacja sanitarno-epidemiologiczna wysłała listy przypominające o konieczności wykonania szczepienia i tłumaczące znaczenie profilaktyki do rodziców wszystkich niezaszczepionych dzieci. – Okazało się, że 50 proc. zareagowało pozytywnie, czyli zgłosiło się z dzieckiem do przychodni – wyjaśnia Paweł Grzesiowski. Podkreśla, że dzięki rozbudowanej bazie nie tylko będzie można bezpośrednio docierać do każdego z rodziców, by zachęcić ich do szczepień, lecz także będą dostępne szczegółowe dane o tym, jakich szczepień dzieci nie przyjęły, czy są to wszystkie dawki, czy tylko przypominające. Szerokie działania według nowych zasad zaplanowano po wakacjach.
Jak wyjaśnia resort zdrowia, uchylanie się od ustawowego obowiązku powoduje dziś wszczęcie postępowania, które ma doprowadzić do zaszczepienia dziecka, a działania są prowadzone na podstawie art. 26 ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji. Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizująca się w prawie medycznym, tłumaczy, że sanepid najpierw wzywa rodziców i ich upomina. Jeśli to nie przynosi efektu, sprawa na wniosek powiatowego inspektora sanitarnego trafia do wojewody, który może nałożyć na rodziców karę grzywny. Pierwsza wynosi zwykle kilkaset złotych, kolejne są podwyższane nawet do kilku tysięcy.
Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarka rodzinna z Białegostoku i ekspertka Porozumienia Zielonogórskiego, rodziców, którzy nie zgłaszają się z dzieckiem na szczepienie obowiązkowe, od razu zgłasza do sanepidu. – Nie ma folgowania. Po pierwsze, mam taki obowiązek, a po drugie, wiem, że telefon z sanepidu działa na rodziców jak zimny prysznic. Większość natychmiast przybiega z dziećmi na szczepienie. Jest jednak grupa osób, często z wyższym wykształceniem, których racjonalne argumenty nie są w stanie przekonać. Nie działają na nich nawet grzywny – mówi lekarka.
Również z obserwacji GIS wynika, że kary się nie sprawdzają. Tylko 5 proc. rodziców pod ich wpływem decyduje się zmienić zdanie. Na tym polu również przewidywane są zmiany.
– System karania jest zbyt skomplikowany, a przez to długotrwały, bo od trybu administracyjnego przysługuje odwołanie. W rezultacie od decyzji o nałożeniu kary do momentu jej ściągnięcia może upłynąć nawet kilka lat. W tym czasie nieraz dochodzi do sytuacji, że dziecko osiąga pełnoletność i nie można go już w żaden sposób przymusić do szczepienia. Dlatego chcemy, by mandaty mogły być nakładane bezpośrednio przez sanepid. Wówczas kara będzie bardziej odczuwalna, a przez to bardziej odstraszająca – mówi Paweł Grzesiowski.
Zdaniem ekspertów to dobry kierunek, bo konieczne są działania kompleksowe. – Nie jesteśmy jeszcze tak dojrzałym społeczeństwem jak te skandynawskie, gdzie wystarczającą zachętą jest świadomość, że walka o powszechność szczepień służy wytworzeniu odporności środowiskowej będącej gwarancją bezpieczeństwa dla osób z obniżoną odpornością – uważa prof. Marcin Czech, specjalista epidemiologii i były wiceminister zdrowia ds. polityki lekowej. – Być może sprawdziłby się model australijski, w którym wprawdzie nie ma przymusu szczepień, ale rodzice niezaszczepionego dziecka ponoszą wszystkie koszty hospitalizacji, jeśli zachoruje ono na chorobę, przeciw której nie zostało zaszczepione – tłumaczy. Zaznacza jednak, że jest to jedna z decyzji najmniej popularnych politycznie. – Nie sądzę więc, by rząd się na nią zdecydował, choć takie rozwiązanie na pewno byłoby skuteczne – uważa.
Profesor Ewa Bernatowska, wiceprzewodnicząca Pediatrycznego Zespołu Ekspertów ds. Programu Szczepień Ochronnych, uważa, że dobrym rozwiązaniem jest to, na które zdecydowała się Warszawa, gdzie przyjęcie dzieci do żłobka jest uzależnione od posiadania kompletu obowiązkowych szczepień. – Mam jednak zastrzeżenie do wykonania. Są placówki, które nie przestrzegają tej zasady, dając w ten sposób furtkę rodzicom – zauważa i dodaje, że przydałyby się też zmiany w przepisach o karaniu rodziców odmawiających szczepień obowiązkowych. – Dziś łatwo uniknąć kary – podkreśla. ©℗