W ciągu dwóch ostatnich lat ilość osób palących papierosy w naszym kraju wzrosła o trzy procent. Nie pocieszajmy się, że to efekt napływu setek tysięcy Ukraińców: te dane dotyczą obywateli polskich. Rośnie liczba palaczy, rośnie sprzedaż klasycznych papierosów. Natomiast nie zmienia się jedno: brak kompleksowej i skutecznej wizji walki z paleniem. Polscy decydenci uznali, że wytyczne WHO, wedle których jednocześnie i tak samo ostro należy zwalczać zwykłe papierosy i alternatywne wyroby bezdymne, są cudownym panaceum na społeczną plagę. Jak widać – nie są.
W naszym kraju pali około 8 milionów osób, jedna trzecia populacji. Co gorsza, tylko co ósmy palacz deklaruje, że chce zerwać z nałogiem, co jest prawdziwym obrazem klęski polityki rządu w zakresie walki z paleniem. W całej Polsce działa zaledwie pięć publicznych poradni, gdzie można szukać wsparcia w odstawieniu nikotyny. Korzysta z nich kilkaset osób. Prywatne placówki nie podejmują się tego rodzaju terapii, gdyż środki z NFZ na ten cel są za małe – i to się po prostu nie opłaca. Jednocześnie w Polsce papierosy należą do najtańszych w całej Unii Europejskiej. To droga donikąd.
Kilka lat temu Polska Akademia Nauk oszacowała społeczne straty spowodowane paleniem papierosów na 57 miliardów dolarów rocznie. Co charakterystyczne, z tej kwoty aż 50 mld zł to straty dla gospodarki, związane np. z utraconym czasem pracy i z częstszymi urlopami zdrowotnymi palaczy.
Polityka antynikotynowa WHO jest dla polskiego Ministerstwa Zdrowia wygodnym wytłumaczeniem dla braku racjonalnych, skutecznych działań. Takich jak podejście do bezdymnych wyrobów tytoniowych – od saszetek z tytoniem po e-papierosy – nie jako alternatyw dla palaczy, ale jako pierwszego kroku do całkowitego zerwania z nałogiem. Tymczasem wśród polskich urzędników pokutuje podejście, że wszystkie produkty są tak samo szkodliwe. Po pierwsze, co pokazują badania, nie są – co nie znaczy oczywiście, że należy promować beztroskie z nich korzystanie. Po drugie – skoro w Polsce tylko kilkanaście procent palaczy deklaruje, że chce rzucić nałóg, to drastycznymi obrazkami na opakowaniach papierosów nie zniechęcimy ich do zmiany trybu życia.
Mitem jest, że można wypracować jedną, tak samo skuteczną dla wszystkich krajów politykę walki z paleniem. W Szwecji znacząco zredukowano liczbę palaczy dzięki dostępności saszetek z nikotyną – produktu, który z kolei w innych krajach jest niszowy, więc kopiowanie szwedzkiego modelu nie miałoby sensu. W Wielkiej Brytanii z kolei w rzucaniu palenia mają pomóc e-papierosy. To tylko przykłady, które dla wielu mogą być kontrowersyjne. Łączy je jednak to, że stanowią próbę radykalnego ograniczenia palenia wśród obywateli. U nas nie robi się nic, zasłaniając się Światową Organizacją Zdrowia. A miarą skuteczności polityki antypapierosowej tejże jest fakt, że globalna liczba palaczy nie spada. W Polsce zaś – niczym w krajach mniej rozwiniętych – rośnie. Rząd, który chętnie żongluje liczbami, mającymi pokazywać dobrobyt Polaków, tymi wstydliwymi trzema procentami akurat się nie chwali. Czemu trudno się dziwić.
Partnerem publikacji jest Instytut ESG