Szczepienia na Covid-19 po pierwszych trzech tygodniach przyjęło 800 najmłodszych dzieci. Ministerstwo zamówiło preparaty dla niemal 180 tys.

Na początku grudnia zapadła decyzja, że szczepić na COVID-19 mogą się także młodsze dzieci – od szóstego miesiąca do czwartego roku życia. Dla tej populacji, liczącej ok. 1,7 mln, zamówione zostało 500 tys. dawek szczepionki firmy Pfizer na COVID-19. Jak tłumaczy MZ, tę liczbę należy podzielić na trzy. Tyle dawek bowiem stanowi standardowy pakiet dla jednej osoby. To oznacza, że zabezpieczony jest pełen cykl szczepień dla 177 tys. dzieci, czyli dla ok. 10 proc. najmłodszych. Koszt – 50 mln zł. Dwie dawki podaje się w odstępie trzech tygodni, a trzecią po upływie co najmniej dwóch miesięcy od przyjęcia drugiej. Na razie boomu jednak nie widać – po trzech tygodniach działania programu zostało zapisanych 1,5 tys. dzieci, a preparat przyjęło ok. 800 z nich.
Zapytaliśmy resort zdrowia, na jakiej podstawie zrobiono zamówienie, biorąc pod uwagę, że zainteresowanie szczepieniami w kraju jest niewielkie. I czy wydatek nie był zbyt pochopny? MZ wskazuje, że podstawą były analizy przeprowadzone na bazie poziomu zaszczepienia wśród starszych dzieci. W grupie 5–11 lat, czyli populacji liczącej 2,7 mln dzieci, zaszczepiło się 478 tys. z nich, czyli niemal 17 proc. Tyle przyjęło pierwszą dawkę, większość zgłosiła się też na drugie szczepienie. Zainteresowanie spadło przy trzeciej.
Według pediatrów i ekspertów od szczepień zamówienie jest optymalne. Ich zdaniem wyznacznikiem jest też to, ile dzieci jest szczepionych na inne choroby, na które szczepienia są zalecane, a nie obowiązkowe. Jak zauważa Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych, jeśli chodzi o pneumokoki czy ospę, mówimy o jednej czwartej populacji.
Co się stanie ze szczepionkami w razie ich niewykorzystania? Zamówienie na preparat zostało zrobione na podstawie umowy ramowej, którą zawarła na szczepienia KE. Nie przewidziano w niej opcji ewentualnego zwrotu niewykorzystanych dawek.
Obecnie trwają renegocjacje umowy z Pfizerem, dzięki którym być może pojawią się zapisy o nieprzyjmowaniu dodatkowych szczepionek, mimo zakontraktowania. Na razie jednak nie ma konsensusu między firmą a Komisją Europejską, a co za tym idzie – krajami członkowskimi.
Jeżeli chodzi o Polskę, to sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Nasz kraj na własną rękę wstrzymał odbiór od Pfizera i płatność, nie płaci też za dostawy, choć pierwotnie było zapisane, że do końca stycznia ma jeszcze przyjąć 64 mln preparatów. Polska odmówiła, bo wiadomo, że nie zostaną wykorzystane.
Co więc się stanie, jeżeli w przypadku preparatów dla dzieci będzie mniej chętnych niż zamówionych dawek? Trzeba będzie je zutylizować, czyli wyrzucić. Jednak, jak podkreśla MZ, o tym, jaka będzie sytuacja, będzie można powiedzieć dopiero w połowie 2024 r. – termin ważności zakupionej szczepionki to 18 miesięcy.
Tak się może jednak zdarzyć – przy grypie, gdzie szczepienie nie jest obowiązkowe, a jedynie zalecane małym dzieciom i przy której to jedyna profilaktyka pozwalająca na uniknięcie tej choroby, z takiej możliwości skorzystało zaledwie 5,5 tys. dzieci w populacji 0–6 lat.
Pojawia się jednak pytanie, jaki sens ma szczepienie dzieci przeciw COVID-19, jeżeli to głównie osoby starsze są narażone na ciężki przebieg choroby lub zgon? A część rodziców obawia się nowego preparatu, którego skutki mogą nie być znane. – Ta szczepionka nie chroni przed zachorowaniem, ale przed groźnymi powikłaniami, takimi jak zatorowość czy przewlekłe stany zapalne – zaznacza Paweł Grzesiowski. Dlatego, jak uważa, w pierwszej kolejności powinna zostać podana dzieciom z chorobami przewlekłymi.
Podobnego zdania jest prof. Ewa Bernatowska z pediatrycznego zespołu ekspertów ds. programu szczepień ochronnych, która zwraca również uwagę na to, że ciężki przebieg COVID-19 występuje też u małych pacjentów. – Nie należy tego bagatelizować, a szczepienie daje ochronę przed tym, podobnie jak przed następstwami choroby. Niestety rodzice tego nie rozumieją, dlatego trzeba koniecznie ich uświadamiać o ewentualnych ryzykach – twierdzi prof. Ewa Bernatowska.
Jak to wygląda w innych krajach? Państwa europejskie wydały rekomendacje do szczepień. Nigdzie nie ma obowiązku. W połowie grudnia francuski urząd zdrowia zalecił podawanie szczepionki „dzieciom w wieku od sześciu miesięcy do czterech lat, które są uważane za szczególnie podatne na COVID-19, ponieważ wirus aktywnie się rozprzestrzenia”. Zalecenie dotyczy również dzieci z chorobami współistniejącymi, takimi jak przewlekłe choroby serca lub układu oddechowego, otyłość, zespół Downa i niedobór odporności. Wskazanie opiera się na badaniach przeprowadzonych przez rządową agencję zdrowia Santé Publique France, które wskazują, że niemowlęta poniżej pierwszego roku życia stanowią 70 proc. hospitalizacji i 84 proc. przyjęć na intensywną terapię wśród osób w wieku 0–17 lat. Małe dzieci wykazują również tolerancję na szczepionkę: „w różnych przeprowadzonych badaniach nie odnotowano zgonów, żadnych przypadków zapalenia mięśnia sercowego lub zapalenia osierdzia”. W Wielkiej Brytanii również szczepionka jest rekomendowana dla najmłodszych. Trwają też dyskusje nad tym, czy zostanie wprowadzona do krajowego programu szczepień. W Czechach lekarze mówią o tym, że szczepienie na COVID-19 może się stać szczepieniem sezonowym, jak przy grypie. Także dla najmłodszych.