Część lekarzy rodzinnych zapowiada pobieranie opłat od pacjentów, a część w ogóle nie zamierza testować.

– Pacjenci pytają i proszą o testy. Ale to dodatkowa praca personelu, choćby biurokracja związana z wpisaniem do systemu. Nie musimy tego robić, więc nie będziemy – mówi jeden z lekarzy rodzinnych. Inny dodaje, że rozważają wprowadzenie opłat w wysokości 30 zł, bo chociaż sam test mają za darmo, to wcześniej otrzymywali osobną wycenę za wykonanie usługi. Teraz nie została ona wpisana do koszyka świadczeń, które mają wykonywać, nie będzie też opłacana przez NFZ. To rezultat decyzji, że od kwietnia kończy się finansowanie COVID-19 na specjalnych zasadach. Od piątku zniesione zostały m.in. dodatki na leczenie pacjentów z koronawirusem oraz obowiązek robienia przesiewowych testów.

Koniec epidemii więc z katarem do lekarza

Przychodnie uważają, że w związku z ogłoszeniem końca pandemii pacjenci przestaną bać się wirusa. – Już zaczęło się przychodzenie z katarem do lekarza – zaznacza Bożena Janicka, szefowa Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, i dodaje, że wprowadziła nowe wytyczne w swojej przychodni w związku z tym, że robi się coraz tłoczniej. – Oczekujemy, że pacjent zacznie od teleporady organizacyjnej, kolejnym krokiem będzie ustalenie terminu wizyty. Dzięki temu będziemy w stanie oddzielić od siebie pacjentów chorych od zdrowych, którzy przychodzą na bilans, szczepienie czy konsultację, która wymaga badania ze strony lekarza – tłumaczy. Dodaje, że nie zamierza występować o darmowe testy antygenowe. Jak tłumaczy, nie ma warunków do tego, by je przeprowadzać. Zwłaszcza teraz, gdy pacjentów przybywa.
– Może gdyby liczba z podejrzeniem koronawirusa była mniejsza, 2–3 pacjentów dziennie, a nie 10–20 osób – mówi i jednocześnie przyznaje, że ma kłopot z kierowaniem chorych na testy, bo nie ma listy placówek, gdzie chorzy mogą je zrobić. – Pacjenci muszą ich szukać na własną rękę – dodaje. W efekcie chorym najłatwiej kupić test w aptece, ale wtedy wymaz robią sobie sami.
Trudniej będzie też o test PCR (czyli badania materiału genetycznego). Firma Diagnostyka już informuje, że będzie ograniczała liczbę punktów pobrań. Miała ich tysiąc, w tym 200 dedykowane tylko COVID-19. Z tych ostatnich chce zrezygnować. Podobne zapowiedzi płyną z innych firm diagnostycznych.
Profesor Andrzej Horban, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych, sugeruje, że być może nie ma potrzeby testowań, szczególnie jeżeli COVID-19 ma być traktowany jak inne choroby zakaźne. Inni eksperci podkreślają jednak, że testy mogą być ważne, szczególnie dla pacjentów z grupy ryzyka, u których przy COVID-19 może wystąpić nagłe pogorszenie stanu zdrowia.

Testy dla grup ryzyka?

Andrzej Zapaśnik, prezes BaltiMed, potwierdza, że powinno się zadbać o grupę, która nadal jest narażona na ryzyko i o której jest też mowa w zaleceniach opracowanych przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Chodzi o pacjentów z obniżoną odpornością, chorobami przewlekłymi, niezaszczepionych oraz po 60. roku życia obciążonych chorobami. – W moim przekonaniu chorzy ci powinni nadal mieć dostęp do bezpłatnej diagnostyki w kierunku SARS-Cov-2 w podstawowej opiece zdrowotnej, m.in. po to, żeby po rozpoznaniu zakażenia lekarz rodzinny mógł włączyć w warunkach domowych dostępne w Polsce leczenie przeciwwirusowe. Tymczasem wszyscy pacjenci bez wyjątku stracili dostęp do bezpłatnego wykonywania tych testów. Umowy przychodni POZ z NFZ nie obejmują ich wykonywania, a finansowanie z budżetu centralnego skończyło się z dnia na dzień – mówi Zapaśnik.
Szpitale, w których nie ma refundacji testów PCR, deklarują, że będą skupiały się przede wszystkich na darmowych antygenowych. Przede wszystkim dlatego, że testy PCR zdrożały. W nieoficjalnych rozmowach laboratoria przyznają, że dziś koszt ich wykonania na zlecenie szpitala jest wyższy. Przede wszystkim dlatego, że skala zlecanych badań będzie niższa. Nie chcą jednak mówić, jak bardzo podniosły ceny, bo to zależy od indywidualnej umowy z placówką zdrowotną. Jak udało nam się dowiedzieć, będą one kształtować się bliżej 200 zł (do tej pory ok. 100 zł). To koszt, który szpital będzie musiał ponieść sam.
Grzegorz Adamowicz, kierownik sekcji promocji, marketingu i sprzedaży z Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie, wylicza, że cena testu PCR to ok. 300 zł. – Dlatego mając własne laboratorium, będziemy wykonywać je we własnym zakresie. Od 1 kwietnia tylko te na zlecenie lekarzy z naszego szpitala oraz odpłatnie – mówi i przyznaje, że liczba testów ulegnie ograniczeniu. – Szacujemy, że zmaleje o ok. 95 proc. – dodaje.
Wykonywanie testów we własnym zakresie deklaruje też Łukasz Wojtowicz z Zespołu ds. Organizacji i Promocji Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. A Stanisław Stępniewski, dyrektor Szpitala Dziecięcego im. św. Ludwika w Krakowie, zaznacza, że testy PCR będą wykonywane nadal w przypadku uzasadnionego podejrzenia zakażenia koronawirusem, ale podstawowym testem zostanie test antygenowy. Dodaje, że potraktowanie przez resort COVID-19 jak zwykłej grypy będzie miało też przełożenie na organizację placówek. – Likwidacji ulegnie podział na tzw. izbę przyjęć czystą i brudną, dedykowaną tylko pacjentom covidowym – mówi Stępniewski.
Dyskusja o testach trwa w całej Europie. Między innymi w Wielkiej Brytanii, która w piątek częściowo od nich odeszła. Do bezpłatnych testów uprawnionych będzie jedynie 1,3 mln osób, w tym z osłabionym układem odpornościowym, pacjenci szpitalni (w celu zdiagnozowania ich stanu i dostosowania leczenia), personel medyczny i opiekuńczy. Reszta będzie musiała za nie zapłacić. Ceny za test zaczynają się na Wyspach od 2 funtów.