Wprowadzenie nadzorców do szpitali nie wyeliminuje dublowania usług medycznych w skali regionów. Brakuje koedycji i projektowana ustawa, która zreformować ma szpitale, zdaniem ekspertów tego nie zmieni.
Wprowadzenie nadzorców do szpitali nie wyeliminuje dublowania usług medycznych w skali regionów. Brakuje koedycji i projektowana ustawa, która zreformować ma szpitale, zdaniem ekspertów tego nie zmieni.
Kończą się konsultacje projektu ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa. Przypomnijmy, jest to reforma zapowiadana już od końca 2020 r., kiedy to ruszyły prace zespołu odpowiedzialnego za opracowanie jej założeń. Pod koniec maja 2021 r. opublikował on raport, którego główne tezy projektowana regulacja ma wprowadzić w życie (m.in. nałożenie na podmioty szpitalne ocen od A do D, zmiany w tzw. sieci szpitali czy powołanie Agencji Rozwoju Szpitali jako instytucji odpowiedzialnej zarówno za rozwój placówek, jak i za inicjowanie oraz monitorowanie procesów naprawczych).
Odwieczny problem z koordynacją
Jednym z podstawowych celów projektu miała być walka z dublowaniem się i - jak ujęli to autorzy projektu - „niepotrzebną konkurencją” podmiotów. Chodzi o sytuację, w której na stosunkowo małym terenie występuje kilka podmiotów oferujące bardzo podobny zakres świadczeń zdrowotnych, przez co możliwości wykonywania określonych świadczeń są zbyt duże w stosunku do liczby mieszkańców. Nowe mechanizmy miały wyeliminować oddziały najmniej rentowne poprzez przekształcenie ich na inne, bardziej potrzebne na rynku zdrowotnym w danym regionie.
Zdaniem ekspertów nie ma szans, by taki cel osiągnąć. - W ustawie nie ma podstaw do prowadzenia regionalnej polityki zdrowotnej - wyraźnie podkreśla Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Jednocześnie potwierdza, że problem istnieje, a obecne różnice pomiędzy regionami są ogromne. - Na przykład opieka długoterminowa na Podkarpaciu czy na Opolszczyźnie w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców to koszty trzy razy większe niż np. w Wielkopolsce czy na Pomorzu. Podobnie jest z hospicjami czy stomatologią. To wyraźnie wskazuje, że coś jest nie tak - wylicza.
Eksperci podkreślają jednak, że planowane działania będą dotyczyć konkretnych szpitali, stąd przeniesienie ich skutków do skali makro będzie losowym zbiegiem okoliczności. - Mówi się o tym, że szpitale mają nie konkurować ze sobą. Jednocześnie mają optymalizować swoje świadczenia poprzez wymianę specjalizacji. Natomiast kto ma podjąć decyzję choćby o tym, który szpital ma przejąć którą dziedzinę? - zastanawia się Krzysztof Zaczek, prezes Szpitala Murcki, wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego.
Zdaniem resortu zdrowia miała się tym zająć Agencja Rozwoju Szpitali (ARS). Nasi rozmócy twierdzą, że to nierealne. Każdy z przydzielonych konkretnemu szpitalowi nadzorców w zamyśle opracuje plan naprawczy najbardziej korzystny dla danego podmiotu, niekoniecznie dla regionu. - Co się w takim razie zmieni? Przecież obecnie dyrektorzy również działają w ten sposób. No chyba, że zostaną powołani „nadzorcy regionalni” - zastanawia się Krzysztof Zaczek.
Konkurencja potrzebna
Krzysztof Żochowski, wice prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, podkreśla, że nawet gdyby ten mechanizm miał się sprawdzić, to „centralne planowanie” odbędzie się kosztem pacjentów. - Kiedy mamy do czynienia z systemem rynkowym, tworzy się konkurencja. Rywalizacja oddziałów o takim samym profilu, które przecież koniec końców się pomiędzy sobą różnią, np. pomysłem dyrektora na organizację konkretnej dziedziny medycyny, zatrudnieniem określonych specjalistów czy zakupem sprzętu. Wtedy jakość usług oferowanych pacjentom w danym regionie rośnie - podkreśla.
Tym bardziej że już teraz - jak wskazuje Marek Wójcik - Narodowy Fundusz Zdrowia mógłby polepszyć sytuację w regionach, bo posiada odpowiednie narzędzia i nie potrzeba do tego kolejnej nowelizacji przepisów. Przekonuje, że każdy z dyrektorów oddziałów ma możliwość decydowania, w jaki sposób zakontraktuje dane świadczenie. - Jeśli w danym województwie jest np. za dużo oddziałów ginekologiczno-położniczych, a konkursy w dalszym ciągu rozpisuje się na każdy powiat osobno, to sytuacja się nie zmieni. Natomiast gdyby płatnik obejmował konkursem np. grupę pięciu powiatów, z zastrzeżeniem, że obsługą konkretnego świadczenia będą zajmować się tylko trzy szpitale, to wtedy mamy proste rozwiązanie, które z zasady mogłoby wyeliminować przynajmniej część problemów związanych z brakiem polityki regionalnej - wyjaśnia ekspert.
Taki mechanizm z jednej strony zachęcałby podmioty do ciągłego rozwoju i poprawy konkurencyjności, z drugiej - inicjowałby przekształcenia profili tym, którym nie udałoby się podpisać umów z NFZ. Zaś zawężenie udzielania świadczeń do poziomu subregionu (a nie np. powiatu) nie utrudniałoby pacjentom dostępu do opieki zdrowotnej, bo odległości w dalszym ciągu nie byłyby zbyt duże.
(Nie)winny dyrektor
Jednym z wątków, które najczęściej powracały w toku konsultacji społecznych, jest niewłaściwe zdiagnozowanie przez resort zdrowia przyczyn kiepskiej sytuacji finansowej szpitali. Za powód takiego stanu rzeczy ministerstwo uznało bowiem złe zarządzanie placówkami. Jednak nasi rozmówcy (nie tylko obecni dyrektorzy, co warto w tym kontekście podkreślić) są zupełnie innego zdania. - Przyjęte założenie jest błędne i - konsekwentnie - błędne są również zaproponowane w ustawie działania. Główną przyczyną fatalnej sytuacji szpitali są bowiem złe warunki zewnętrzne, w jakich muszą one funkcjonować, a zwłaszcza zaniżona i często nieracjonalna wycena udzielanych świadczeń - podkreśla Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL.
W tym zakresie wszyscy eksperci są zgodni - tylko pochylenie się nad kwestią wycen może pomóc wydostać się szpitalom z długów, a jednocześnie zapewnić jak najlepszą jakość świadczeń. Tych kwestii jednak projekt nie podejmuje.
/>
Etap legislacyjny
Konsultacje projektu ustawy
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama