30 proc. zgonów wśród zaszczepionych czy może poniżej promila? Szczegółowe dane zaczynają się pojawiać, ale często albo się rozjeżdżają, albo są tak przedstawione, że sugerują błędne wnioski.
30 proc. zgonów wśród zaszczepionych czy może poniżej promila? Szczegółowe dane zaczynają się pojawiać, ale często albo się rozjeżdżają, albo są tak przedstawione, że sugerują błędne wnioski.
Na czym polega problem? Pokazujemy go na przykładzie interpretacji danych dotyczących zgonów mimo przyjęcia szczepienia – choć potwierdzają skuteczność szczepień, przez błędną interpretację można wnioskować inaczej.
Początkowo danych w ogóle nie było, pojawiały się tylko szczątkowe publikacje na twitterowym profilu Ministerstwa Zdrowia. W piątek na stronie resortu opublikowano wreszcie szczegółowe dane o osobach zmarłych na COVID-19 od 2 stycznia do teraz. Były szeroko cytowane w mediach, jednak ich interpretacja często była niewłaściwa, tak samo jak sposób pokazywania tych wyników.
Powodem kłopotów jest prezentowanie tych liczb bez żadnego kontekstu. Co z nich wynika? Niektórzy wyczytali, że nawet 30 proc. zgonów to osoby szczepione.
Fakty są zaś takie: od 2 stycznia odnotowano 3809 zgonów wśród osób zaszczepionych oraz 53 927 wśród niezaszczepionych. Co oznacza, że niezaszczepieni to 93,5 proc. zmarłych z powodu pandemii. Widać także, że średni wiek zmarłych ogółem i niezaszczepionych to 75 lat, podczas gdy dla zaszczepionych to 78 lat. To dane, które widać na pierwszy rzut oka na stronie MZ.
Ta statystyka, zwłaszcza wyliczenie procentowe, była pokazywana w mediach jako potwierdzenie tezy, że szczepienia redukują zgony o 90 proc. Jednak duża część zgonów covidowych wynika z wiosennej fali, kiedy stopień zaszczepienia był relatywnie niski. Dlatego w mediach społecznościowych przeciwnicy szczepień zaczęli natychmiast pokazywać procentowe dane z jesiennej fali i dowodzili, że proporcja zgonów wśród osób zaszczepionych i nieza szczepionych drastycznie się zmieniła.
Chodzi o to, że 3034 spośród 3809 zgonów osób zaszczepionych miało miejsce tylko w okresie od 1 października do 7 grudnia. W tym samym okresie było 8097 zgonów wśród niezaszczepionych. A to oznacza już proporcję zmarłych zaszczepionych do nieza szczepionych na poziomie 27 proc. do 73 proc. Taka sucha prezentacja tych danych jest jednak błędem.
Tłumaczy to prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który od dawna analizuje doniesienia dotyczące efektywności szczepień. Podkreśla, że pokazywanie odsetka zgonów osób szczepionych, ale w odniesieniu do grupy wszystkich, prowadzi do nieprawidłowych wniosków.
– To tak jakby porównywać liczbę zgonów w USA i Polsce bez odniesienia do wielkości populacji – mówi prof. Pyrć. Wiadomo, że trzeba zrobić takie odniesienie lub przeliczyć dane na 100 tys. osób.
Przy interpretacji efektywności szczepień trzeba brać pod uwagę po pierwsze grupę wiekową, a po drugie liczbę zgonów wśród osób zaszczepionych należy podawać w odniesieniu do populacji zaszczepionych, a niezaszczepionych do populacji osób, które się nie zaszczepiły.
Z danych MZ wynika, że zgony koncentrują się wśród seniorów, którzy są relatywnie wysoko zaszczepieni. Ta populacja liczy blisko 10 mln osób, trzy czwarte z niej jest zaszczepiona, a jedna czwarta – nie. Zatem wspomniane wyżej 3 tys. zgonów odnosi się do 75 proc. seniorów – odsetek zgonów to 0,04 proc. Tymczasem ponad 8 tys. zgonów dotyczy 25 proc. tej grupy – odsetek zgonów to 0,33 proc., więc jest o rząd wielkości większy.
Jest to istotne, bo odsetek szczepiących się w Polsce jest wyjątkowo niski – z ostatnich danych wynika, że dwie dawki przyjęło 20,7 mln osób, czyli 54,7 proc. uprawnionych. To nas plasuje na 14. miejscu od końca w gronie państw europejskich. Dla porównania w Portugalii ten odsetek wynosi 88 proc. (za Our Data in World).
Problemem jest nie tylko interpretacja danych, ale i to, że długo ich nie było. Zwracają na to uwagę autorzy raportu OECD dotyczącego radzenia sobie z pandemią. Wskazują, że wczesne systemy monitorowania dawały dobry punkt wyjściowy w starciu z pandemią. W przypadku Polski „z powodu niedofinansowania i niedoboru tych systemów wraz z brakiem narzędzi umożliwiających efektywne łączenie danych” byliśmy na starcie obciążeni. Autorzy wytykają nam rozbieżności na początkowym etapie – liczba przypadków COVID-19 różniła się w danych powiatowych i wojewódzkich wobec zbiorczej statystyki resortu zdrowia. OECD wskazuje, że przed grudniem 2020 r. nie było urzędowej publicznej bazy danych gromadzącej wszystkie dane historyczne, tę lukę próbowały zapełnić „nieoficjalnie opracowywane bazy oddolne”. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama