Minister zdrowia ogłosił porozumienie z medykami. Jak wiele wskazuje, przedwcześnie.

Połowa dodatkowych pieniędzy na zdrowie w latach 2023-2027 ma być przekazana na wynagrodzenia dla pracowników medycznych. To jeden z najważniejszych punktów umowy resortu zdrowia ze związkami zawodowymi i pracodawcami. W piątek minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił porozumienie, które miało zakończyć protest. Ale nie zakończy. Strajkujący w białym miasteczku pracownicy ochrony zdrowia nie podpisali się pod dokumentem i zarzucają Niedzielskiemu, że uzyskał konsensus tylko z tą częścią środowiska, która jest do niego przychylnie nastawiona.
Mimo wcześniejszych zapowiedzi, że postulaty środowiska nie dotyczą wyłącznie kwestii finansowych, tylko takie znalazły się w umowie, którą podpisał resort z zespołem trójstronnym. Negocjacje dotyczyły wysokości podwyżek dla pracowników medycznych i gwarancji, że nie zjedzą one całości zwiększonych nakładów na ochronę zdrowia i zostanie coś na zwiększenie dostępności do leczenia.
Jak wynika z naszych informacji, padła propozycja, żeby w dokumencie pojawiły się zdania, że „wzrost nakładów na wynagrodzenia nie będzie odbywał się kosztem środków finansowych przeznaczanych na finansowanie świadczeń opieki zdrowotnej” i że „planowany wzrost dostępności do świadczeń opieki zdrowotnej w danym roku powinien być podawany do publicznej wiadomości wraz z planowaną strukturą wydatków”. Na to nie było zgody Ministerstwa Zdrowia. Ostatecznie pojawił się łagodny zapis, że „wzrost nakładów na ochronę zdrowia powinien przełożyć się na zwiększenie dostępności do świadczeń opieki zdrowotnej”. I że nie przekroczą one połowy nadwyżki w budżecie na zdrowie.
W końcowym dokumencie ustalono, jak będzie wyglądać minimalne wynagrodzenie pracowników medycznych od lipca 2022 r. I tak dla lekarzy specjalistów miałoby ono wynosić 145 proc. średniego wynagrodzenia zamiast 131 proc., jak jest od lipca tego roku. Ile dokładnie wyniesie, nie wiadomo - nie jest jeszcze znana baza, czyli średnie wynagrodzenie za 2021 r. Ale szacując, że będzie to ok. 5800 zł (tyle wynosiło we wrześniu), prawdopodobna jest podwyżka rzędu 1500-1600 zł. Dla pielęgniarki z tytułem magistra mnożnik wynosił 1,06, a ma być 1,29.
Nowością jest też to, że - jak tłumaczył minister zdrowia - zgodnie z wnioskiem strony społecznej pielęgniarki z wykształceniem średnim zostały przekwalifikowane do grupy z wyższym wykształceniem. Po wcześniejszych podwyżkach mocno zróżnicowały się zarobki pielęgniarek w zależności od wykształcenia, przy czym nie brano pod uwagę doświadczenia. Wskaźnik dla farmaceutuów, fizjoterpautów czy psychologów również będzie rósł. Oprócz tego ustalono, że pracodawca będzie musiał w umowie o pracę określić, w jakiej grupie znajduje się dany pracownik.
Strony zgodziły się, że do końca października każdego roku zespół trójstronny będzie dokonywał ewaluacji funkcjonowania systemu z uwzględnieniem realiów społeczno-ekonomicznych i dostępu do świadczeń finansowanych z pieniędzy publicznych. Państwo będzie finansować różnicę między obecnymi zarobkami a podwyżką, która wynika z zapisu o minimalnym wynagrodzeniu. Jak szacuje resort zdrowia, koszt tych zmian miałby wynieść 6,5 mld zł. Ostatnia modyfikacja została przeprowadzona w lipcu. Resort i NFZ policzyły, że skorzystało z niej tylko kilkanaście procent lekarzy. Lepiej było w grupie pielęgniarek i położnych.
Kłopot w tym, że trudno uznać, iż rządowi udało się zawrzeć porozumienie z całym środowiskiem, bo dokument został podpisany tylko przez pracodawców i związki zawodowe. Nie było wśród nich przedstawicieli samorządu lekarzy ani komitetu protestacyjno-strajkowego. - To krok w dobrą stronę, bo są podwyżki, ale to proteza prawidłowego systemu - mówi szef warszawskiej Okręgowej Izby Lekarskiej Łukasz Jankowski. I dodaje, że komitet strajkowy odrzucił większość wskaźników, które przyjęli minister z zespołem trójstronnym. Jego zdaniem nowe ustalenia nie powstrzymają odpływu lekarzy ze szpitali publicznych do prywatnej służby zdrowia.
Strajkujący w białym miasteczku mówią ostro: to nieporozumienie. Dokument podpisały jedynie Solidarność i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, które nie reprezentują całego środowiska. Krystyna Ptok z Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Pracowników Ochrony Zdrowia przypomniała, że te same organizacje podpisały z ministrem zdrowia porozumienie, które doprowadziło do podwyżek w lipcu, ale i zwiększyło nierówności i jest obecnie zmieniane. Wytyka również, że wbrew temu, co mówi ministerstwo, koszt zmian, których oczekuje komitet, wyniósłby 40 mld, a nie 100 mld zł. Jak podkreśla, padały też inne postulaty, np. odbiurokratyzowania systemu ochrony zdrowia. Resort przekonuje, że podczas spotkań nie udało się uzyskać porozumienia. W czwartek reprezentanci białego miasteczka przesłali list do premiera Mateusza Morawieckiego, dając mu czas na odpowiedź do 20 listopada. Protest trwa od niemal dwóch miesięcy.