Gdyby ratownicy ograniczyli swoją aktywność do jednego etatu, wiele karetek by nie wyjechało. Obecnie 350–400 godzin pracy miesięcznie to już standard - mówi w rozmowie z DGP dr n. o zdr. Jarosław Madowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.

W sierpniu rozpoczęły się prace zespołu ds. opracowania propozycji nowych rozwiązań organizacyjnych w systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne, następne spotkanie zaplanowano na dziś (2 września). Czego się państwo spodziewają po tych rozmowach?
<p>dr n. o zdr. Jarosław Madowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych</p> / Materiały prasowe
Pierwsze spotkanie miało charakter organizacyjny, dopiero na kolejnym ma odbyć się dyskusja merytoryczna nad wyborem modelu ratownictwa medycznego i sposobu finansowania świadczeń. Chcemy pochylić się nad kwestią, czy NFZ musi być w nim pośrednikiem i czy jest potrzeba robienia tzw. konkursów, bo wydaje się, że nie.
Jakie modele są brane pod uwagę?
Wiemy, że głównym trzonem ratownictwa medycznego są ratownicy i tego nie zmienimy. Trzeba natomiast rozważyć, czy jesteśmy w stanie, a jeśli tak, to w jakiej formie, zabezpieczyć lekarza, czy ma on się pojawiać dopiero na szpitalnych oddziałach ratunkowych lub izbach przyjęć, czy wcześniej. A jeśli wcześniej, to w jaki sposób – bierzemy pod uwagę np. system konsultancki, w którym specjalista za pomocą zdalnych narzędzi udziela konsultacji załogom karetek w miejscu zdarzenia. Jest kilka propozycji, z których coś trzeba będzie wybrać, mając na uwadze liczebność kadry, którą dysponujemy.
Rozpoczęcie prac zespołu zbiegło się w czasie z przystąpieniem trzech organizacji zrzeszających ratowników medycznych do protestu pracowników ochrony zdrowia. Czy to oznacza, że zakładają państwo fiasko rozmów z resortem?
Nie. W ramach zespołu pracujemy nad małym wycinkiem systemu ochrony zdrowia. Zaś zaplanowany na 11 września protest dotyczy kwestii ogólnych, o które zabiega całe środowisko, w zakresie m.in. finansowania czy organizacji. Jako pracownicy ochrony zdrowia protestujemy również przeciwko temu, że z nami się bardzo mało rozmawia. Proszę spojrzeć – ten zespół powstał dopiero teraz. Można było zrobić więcej.
No właśnie, niedawno zakończyły się prace nad ustawą o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia. Czy jej regulacje poprawiły nastroje ratowników?
Powiem tak: poprawki wprowadzone przez Senat dawały nadzieję. Choćby z tego powodu, że ratownicy nie byli włączeni do kategorii „innego zawodu medycznego”, tylko mieli własną kategorię jako zawód. To pokazało środowisku, że są zauważani w systemie i są w nim potrzebni. Również wskaźnik był bardziej uczciwy, bo zaczynał doceniać odpowiedzialną pracę ratownika medycznego. Ale wszyscy wiemy, jak się skończyło – poprawki nie przeszły.
W ostatnim czasie głośno jest o rezygnacji z pracy bądź zwolnieniach ratowników medycznych w różnych miejscach w kraju. Czy w związku z tym czeka nas kryzys?
Kryzys już jest. Gdyby ratownicy ograniczyli swoją aktywność tylko do jednego etatu, to liczba zespołów ratownictwa, które by nie wyjechały, byłaby znacząca. 350–400 godzin pracy miesięcznie to już obecnie pewien standard.
Co musiałoby się zmienić, by do takich sytuacji nie dochodziło?
Konieczne jest uatrakcyjnienie zawodu, bo dzisiaj duża część ratowników z niego odchodzi – przechodząc choćby do pielęgniarstwa. Proszę zauważyć, że w ich przypadku mówimy oczywiście o dużej odpowiedzialności zawodowej, jednak jest ona dzielona z lekarzem, który wydaje konkretne zlecenia. Tymczasem ratownik w ambulansie działa na własne zlecenie, ryzyko oraz odpowiedzialność, a jego wiedzy na miejscu zdarzenia nikt nie jest w stanie skonfrontować. I niestety są tego skutki – pojawiają się postępowania, również karne, przeciwko ratownikom. Ratownicy medyczni muszą mieć stworzony system nadzoru i wsparcia. Taką funkcję powinien pełnić samorząd zawodowy i konsultanci.
Własny konsultant to kolejny z państwa postulatów.
Oczywiście – każdy zawód medyczny go ma, my nie. Resort zdrowia tłumaczy to brakiem specjalizacji w naszym zawodzie, z czym z różnych względów się nie zgadzamy. Konieczne jest powołanie takiego organu, który z jednej strony wspierałby w wykonywaniu naszego zawodu, rozwiązywał choćby spory kompetencyjne pomiędzy zawodami medycznymi, a z drugiej – pozostawał w kontakcie z konsultantami innych zawodów i specjalizacji.
Dużo mówi się o konieczności uregulowania zawodu ratownika medycznego, był już nawet projekt ustawy zawodowej, powołującej także samorząd. Wydaje się jednak, że na dobre utknął, a dyskusja na ten temat wciąż się toczy. Jakie są państwa najważniejsze postulaty w tym zakresie?
Po pierwsze określenie ścieżki kariery. Ktoś, kto kończy studia na kierunku ratownictwo medyczne, musi mieć możliwość rozwoju. W naszym przypadku – zdobycia specjalizacji, które dawałyby konkretne uprawnienia. Przy takich deficytach kadry lekarskiej ratownicy certyfikowani przez różne szkolenia czy kursy mogliby podejmować szersze działania. W tym momencie może je podejmować tylko zespół lekarski.
Jakie to działania?
Na przykład podawanie większej liczby leków czy wykonywanie konkretnych procedur medycznych. Dzięki temu świadczenie mogłoby być udzielone na miejscu – z korzyścią dla pacjenta.
Czy specjalizacje załatwią problem ścieżki zawodowej?
Nie do końca. Można byłoby zastanowić się nad podziałem zawodu na szczeble: ratownik, starszy ratownik, ratownik instruktor itd. Osobiście chciałbym również podjąć dyskusję, czy ratowników medycznych nie powinno się kształcić na studiach jednolitych magisterskich, które dawałyby jeszcze szersze podstawy do wykonywania tego zawodu. Tym bardziej że w ten sposób kształceni są choćby farmaceuci czy fizjoterapeuci. Dobrze byłoby wykształcić kadrę ratowników o bardzo dobrych fundamentach i wiedzy teoretycznej, ale również tej praktycznej, której trochę brakuje w obecnym systemie nauki.
Czy coś powinno się zmienić w sposobie postrzegania zawodu ratownika medycznego?
To, co nas, ratowników, boli, to określenie, że „przyjechali sanitariusze”. Sanitariusze też jeżdżą karetkami, są bardzo potrzebni, jednak nie udzielają świadczeń medycznych. Dawniej, kiedy system funkcjonował na zasadzie pomocy doraźnej, w większości przypadków polegała ona tylko na udzieleniu pierwszej pomocy i szybkim transporcie chorego do szpitalnej izby przyjęć. Te czasy się skończyły. Teraz ratownik medyczny udziela – jak określiliśmy to ustawowo – „medycznych czynności ratunkowych” już na etapie przedszpitalnym, w miejscu zdarzenia i w ambulansie: podaje leki, przeprowadza szereg procedur medycznych czy nawet zabiegów. Dzisiaj mamy inne możliwości, technologia również poszła do przodu. Stąd uważam, że trzeba inwestować w ratowników medycznych, bo jest to jeden z głównych filarów bezpieczeństwa pacjenta w obszarze przedszpitalnym, pozaambulatoryjnym
Rozmawiała Dorota Beker