GIP neguje stanowisko urzędniczki, w którym podaje ona w wątpliwość bezpieczeństwo preparatów przeciwko COVID-19. Twierdzi też, że decyzja dotycząca przyjęcia ochrony jest dobrowolna.

W sieci popularność zdobywa pismo z 22 lutego br., w którym urzędniczka Okręgowego Inspektoratu Pracy w Łodzi nazywa szczepienia przeciwko koronawirusowi „eksperymentem medycznym”, do którego przymuszanie jest niezgodne m.in. z Konstytucją RP. Jednocześnie podaje ona w wątpliwość ówcześnie opublikowane wyniki badań dotyczące wpływu szczepionek na organizm człowieka. A przymuszanie pracowników i współpracowników do szczepienia (np. groźbą braku awansu, obniżenia wynagrodzenia czy utraty pracy) ocenia jako możliwy przejaw mobbingu.

Główny Inspektorat Pracy potwierdza, że pismo jest autentyczne. Jednocześnie zastrzega, że porada prawna udzielona przez urzędniczkę jednemu z pracowników, zawiera przedstawienie indywidualnych poglądów inspektora pracy i nie odzwierciedla oficjalnego stanowiska Państwowej Inspekcji Pracy w sprawie przeprowadzania szczepień przeciwko COVID-19.

- Urzędniczka została zdyscyplinowana w związku z zaistniałą sytuacją – twierdzi Juliusz Głuski, rzecznik prasowy GIP. Inspektorat podkreśla, iż celowe i zasadne jest jak najszersze poddawanie się pracowników szczepieniom przeciwko COVID-19. Zaznacza przy tym, że w myśl aktualnie obowiązujących przepisów prawa poddanie się tym szczepieniom ma charakter dobrowolny.

W piśmie opublikowanym dziś na Twitterze przyznaje jednak, że wśród niektórych praktyków prawa pracy prezentowany jest odmienny pogląd. A to dlatego, że pracodawca jest prawnie zobowiązany do stosowania wszelkich dostępnych środków, które eliminują lub ograniczają zagrożenie życia lub zdrowia w zakładzie pracy. Przy czym dostępne szczepienia w sposób bezpośredni i znaczący mogą zmniejszać ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa.

„(…) obowiązkiem pracodawcy jest ocena i dokumentacja ryzyka zawodowego związanego z wykonywaną pracą oraz zapewnienie niezbędnych środków profilaktycznych zmniejszających to ryzyko. W przypadku zatrudniania pracowników w warunkach narażenia na działanie szkodliwych czynników biologicznych, pracodawca ma obowiązek stosować wszelkie dostępne środki eliminujące narażenie - a jeżeli jest to niemożliwe - ograniczające stopień tego narażenia, przy odpowiednim wykorzystaniu osiągnięć nauki i techniki” – pisze PIP w swoim stanowisku.

Sławomir Paruch, radca prawny, partner w kancelarii PCS Paruch Chruściel Schiffter, podziela ten pogląd. Przyznaje, że szczepionki przeciwko COVID-19 można uznać za osiągnięcie techniki, istotnie zmniejszające zagrożenie dla pracowników. Zdaniem prawnika pracodawca ma więc prawo zobowiązać pracownika do szczepienia, jeżeli jest to uzasadnione np. określonym charakterem pracy. Każdy przypadek należy jednak rozpatrywać indywidualnie.

– Przykładowo można uznać, że recepcjonista pracujący w szpitalu naraża szerokie grono pacjentów na zakażenie wirusem. Ale już księgowy przebywający głównie w osobnym biurze i stosujący dystans społeczny raczej nie zwiększa w sposób istotny zagrożenia dla pozostałych pracowników czy klientów firmy – tłumaczy mec. Paruch.

Prawnik uważa, że w określonych przypadkach nie można mówić o „zmuszaniu” pracowników do szczepień. Zobowiązanie to wynikałoby bowiem z konieczności zapewnienia bezpiecznych warunków pracy i dbania o interes publiczny. – Jeżeli zobowiązany pracownik nie chciałby poddać się szczepieniu, wówczas pracodawca może rozważyć zmianę charakteru pracy takiego zatrudnionego. A gdy jest to niemożliwe, nawet go zwolnić – uważa mec. Paruch.