- Problemem w Polsce jest duża liczba osób niezaszczepionych. Wydaje mi się, że narażonych na infekcję jest u nas ok. 10 mln osób - mówi prof. Egbert Piasecki z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN

W obliczu rozprzestrzeniającego się wariantu Delta poszczególne państwa przyjmują różne taktyki. Brytyjczycy chcą się mimo wszystko otwierać, inni, np. Hiszpanie, są bardziej ostrożni i przywracają restrykcje na poziomie lokalnym. Który model jest pana zdaniem lepszy?
Mimo wszystko brytyjski. Nie można zamykać się w nieskończoność, przecież po Delcie z pewnością pojawią się kolejne warianty. Brytyjczycy mogą sobie pozwolić na luzowanie, bo mają wysoki wskaźnik wyszczepienia.
Ich minister zdrowia Sajid Javid powiedział, że kraj wkracza na „nieznane wody”, a liczba wykrywanych zakażeń może niebawem sięgnąć 100 tys. dziennie. To więcej niż podczas ostatniej, trzeciej fali.
Nawet jeśli dojdzie do fali zachorowań, to te będą raczej lekkie. W praktyce oznacza to mniejsze szkody, niż gdyby wprowadzili kolejny lockdown.
Czy w Polsce też powinniśmy obrać kurs na dalsze znoszenie?
Z praktycznych względów tak, bo ważne jest również to, jakich obostrzeń ludzie jeszcze chcą i są w stanie przestrzegać, a co państwo jest w stanie wyegzekwować. Tylko musimy sobie zdawać sprawę, że jak poluźnimy restrykcje, wirus będzie się szerzyć. To jest nieuniknione.
Nad Wisłą będzie to wyglądało podobnie jak nad Tamizą? Nie mamy się czego obawiać?
Problemem w Polsce jest duża liczba osób niezaszczepionych. Wydaje mi się, że narażonych na infekcję jest u nas ok. 10 mln osób. To wszyscy ci, którzy jeszcze się nie zaszczepili, nie przeszli dotychczas COVID-19 albo przeszli, ale ich odporność już słabnie. To wielka pożywka dla pandemii. Jeśli się nie zaszczepią, to będziemy mieli tragedię pod postacią czwartej fali. Znów codziennie będzie umierać po kilkaset osób.
To może wobec tego lepszą taktyką dla nas byłoby jednak wprowadzanie obostrzeń, trochę na wzór Hiszpanów?
Restrykcje lokalne być może, ale jestem zdania, że nie powinniśmy już wprowadzać lockdownu. Właśnie dlatego, że mamy szczepionki. Nie wiem, dlaczego wszyscy mielibyśmy podlegać restrykcjom z powodu grupy ludzi, którzy odmówili przyjęcia preparatu, bo coś sobie wydumali.
Kiedy możemy się spodziewać wzrostów?
Myślę, że w ciągu najbliższych paru tygodni. Tak naprawdę mamy do czynienia z powtórką z ubiegłego roku: rozprężenie w lipcu, w sierpniu wzrost liczby wykrywanych przypadków, we wrześniu umocnienie się tego trendu.
Komitet doradzający brytyjskiemu rządowi w kwestii szczepień zaproponował kilka dni temu, aby podawanie trzeciej dawki rozpocząć już we wrześniu – miałaby trafić do seniorów i osób z grup wysokiego ryzyka.
To dobry pomysł. Innym scenariuszem rozważanym przez naukowców jest podawanie trzeciej dawki rok po szczepieniu. Otwarta pozostaje także kwestia, czy trzecia dawka ma być dawką tego samego preparatu.
Badania w tym kierunku prowadzą właśnie Brytyjczycy.
Są przesłanki, że taki miks daje efekty pod postacią wyższej odporności. Co więcej, miksują już Niemcy, tylko że robią to w obrębie dwóch pierwszych dawek.