Szpitale nadrabiają zaległości z 2020 r. wynikłe z funkcjonowania w pandemii. Przyjęcia na zabiegi przyspieszyły, choć nie bez problemów. Wśród nich są braki – zarówno personelu, jak i... pacjentów.

Walka z pandemią ograniczyła zarówno planowe przyjęcia na oddziały, jak i na leczenie ambulatoryjne. Wyjątkiem byli pacjenci onkologiczni, świadczenia ratujące życie oraz dializoterapia. Wraz z odchodzeniem kolejnej fali koronawirusa służba zdrowia wraca na poprzedni tor.
– W przypadkach pilnych czas oczekiwania na przyjęcie do poradni kardiologicznej, onkologicznej i diabetologicznej wynosi zero, do poradni pulmonologicznej 5 dni, a neurologicznej 25 dni. Jeśli chodzi o inne poradnie – do 38 dni. Wydłużeniu uległ natomiast czas oczekiwania na badania diagnostyczne, m.in. tomografię komputerową czy rezonans magnetyczny – wylicza Dariusz Tworzydło, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. NMP w Częstochowie.
Również w szpitalu im. A. Falkiewicza we Wrocławiu słyszymy, że sytuacja jest pod kontrolą, a pacjenci w stanach nagłego zagrożenia życia przyjmowani są natychmiast. – Tak samo w przypadkach ciężkich, ale stabilnych. W zakresie planowych zabiegów i hospitalizacji wszystko wróciło do normy sprzed pandemii zarówno w części ginekologiczno-położniczej, jak i pediatrycznej – zapewnia Michał Przybycień z wrocławskiej placówki.
Z kolei w Radomskim Centrum Onkologii czas przyjęcia do poradni onkologicznej pacjentów pierwszorazowych wynosi do tygodnia, a na cito – 1 dzień. Inaczej sytuacja wygląda w Szpitalu Urologicznym Mazovia, gdzie termin oczekiwania na operacje wydłużył się z 2–3 tygodni do 2–3 miesięcy. Długi jest też termin oczekiwania na konsultacje – 2,5–3 miesiące.
W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Olsztynie, w którym pandemia dotknęła wszystkie oddziały bez wyjątku, w kardiologii trzeba było przesuwać terminy planowych przyjęć o 3–4 miesiące. – Obecnie nadrabiamy zaległości i zapisujemy planowych chorych na sierpień. W przypadku oddziału neurologicznego są przyjmowani na bieżąco, a okres oczekiwania dla pacjentów planowych nie przekracza tygodnia. Mimo pandemii terminy na wizytę w poradniach nie zmieniły się np. do neurologa i diabetologa – ok. 6 miesięcy, do onkologa pacjenci przyjmowani są na bieżąco – precyzuje Przemysław Prais, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie.
– Poza wyjątkowymi sytuacjami klinicznymi wymagającymi leczenia skojarzonego czy skoordynowania działań wielodyscyplinarnych nie ma mowy o kolejkach – ocenia sytuację w swojej placówce prof. Grzegorz Wallner z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej. Zwraca uwagę, że w 2020 r. realizacja kontraktów z NFZ w tej dziedzinie medycyny była o 30 proc. mniejsza w porównaniu z 2019 r. – Głównym powodem były ograniczenia epidemiologiczne oraz obawy pacjentów przed zakażeniem koronawirusem w środowisku szpitalnym. Poza tym część mojego personelu pracowała równocześnie w klinice i szpitalu tymczasowym – opowiada i zaznacza, że dziś pod tym względem sytuacja wraca do stanu sprzed pandemii. Problemem w skali kraju jest, jego zdaniem, topniejąca liczba doświadczonych chirurgów. – Wielu kolegów w wieku emerytalnym zdecydowało się w pandemii odejść z pracy. Inna kwestia to zachęcenie białego personelu, który pracował dotąd z pacjentami covidowymi, by wrócili do pracy na wcześniejszych zasadach. Za pracę z pacjentami zakażonymi wirusem SARS-CoV-2 mieli w pandemii zupełnie inne uposażenie.
Profesor Wojciech Zegarski, konsultant krajowy z chirurgii onkologicznej, kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej w bydgoskim Centrum Onkologii, przekonuje, że 80 proc. pacjentów jest prowadzonych w ramach karty DiLO. – Najpierw jest pogłębiona diagnostyka, potem czeka się ok. 4–5 tygodni na zabieg. W stanach nagłych działamy w trybie ostrego dyżuru – wylicza. Tu również słyszymy, że problemem na cito do rozwiązania jest kwestia rąk do pracy, a dokładniej kurczące się zasoby pielęgniarskie. – Ostatnio dwie panie odeszły na emeryturę. Na razie obsada jest, ale z niepokojem patrzę w przyszłość.
W bydgoskim Centrum Onkologii widać wzmożony ruch. – W ostatnich dwóch miesiącach, kiedy pandemia odpuściła, przybyło pacjentów. Staramy się maksymalnie skracać czas pobytu, co jest możliwe dzięki dużemu udziałowi zabiegów laparoskopowych – opisuje prof. Zegarski. Jako przykład podaje, że w tym roku zostanie tu wykonanych ok. 500 zabiegów pierwotnych raków jelita grubego, z tego 55 proc. właśnie tą metodą.
Lekarze podkreślają, że teraz nie kolejki do szpitali są problemem, ale to, że wciąż pacjenci z obawy przed pandemią omijają szpital, a jak już trafiają – ich stan jest poważny.
Marta Bednarek z Fundacji Rak’n’Roll przyznaje, że to konsekwencje 2020 r. – Po spadku wykrywalności nowych przypadków raka dziś nowych diagnoz gwałtownie przybywa – opisuje na przykładzie fundacji, gdzie każdy chory ma opiekuna. Jeszcze jesienią ubiegłego roku było ich ok. 80 osób. Teraz 150.
Tempo leczenia jest kluczowe także w innych dziedzinach medycyny. Profesor Marek Rękas, krajowy konsultant w dziedzinie okulistyki z Wojskowego Instytutu Medycznego, przyznaje, że w 2020 r. wykonano w kraju o 30 proc. mniej operacji zaćmy w porównaniu z 2019 r. – Spadki były też w krajach UE, ale wynosiły ok. 15 proc. – zaznacza. Dziś do jego placówki na zabieg czeka się około miesiąca. Przekonuje, że kolejki w dużych ośrodkach nie powinny być dłuższe niż 2,5 miesiąca. – Jeśli gdzieś jest inaczej, to mam obawy, że są utrzymywane sztucznie – dodaje. Ocenia, że przyczyną może być nadinterpretacja wytycznych dotyczących przyjęć na oddziały okulistyczne, jak obowiązek posiadania aktualnego wymazu. Jego zdaniem to zbyteczne, bo lekarz ma krótki kontakt z pacjentem, przybywa zaszczepionych. Utrudniony dostęp do zabiegu wynikał też z tego, że w pandemii przychodnie POZ pracowały często w rytmie teleporad. W efekcie zakorkował się dostęp do wstępnej diagnozy i specjalisty. Dziś do okulisty czeka się niekiedy 6–9 miesięcy. – W efekcie, mimo chęci, wykonujemy mniej zabiegów, niż mamy mocy przerobowych – dodaje.
Rozruch trwa też w prywatnych placówkach. – Obserwujemy wzrost liczby pacjentów zgłaszających się na operacje urologiczne, a od tego roku na małoinwazyjne zabiegi leczenia endometriozy czy usunięcia macicy z powodu zmian nowotworowych. Nie maleje też liczba pacjentów trafiających na oddziały kardiologii i kardiochirurgii z powodu ostrych zespołów wieńcowych czy zatorowości płucnej. U coraz większej liczby pacjentów przeprowadzamy zabiegi planowe – mówi Wojciech Sobczak-Wojeński, starszy specjalista ds. komunikacji i public relations Healthcare Services, Medicover. Podobnie jest w innych miejscach. – Przyczyną wzrostu zapotrzebowania na usługi jest spłacanie długu zdrowotnego – wtóruje Małgorzata Kiljańska z Grupy LUX MED. – Powstał w okresie, gdy pacjenci z obawy przed zakażeniem rezygnowali z wizyt profilaktycznych czy kontrolnych.