Teleporady, które były zbawieniem w trakcie pandemii, teraz stanowią główną kość niezgody. MZ i NFZ przekonują, że brak osobistej dostępności do lekarza rodzinnego jest powodem większości skarg kierowanych do rzecznika praw pacjenta.

Dlatego w marcu Ministerstwo Zdrowia zakazało m.in. teleporad dla dzieci do szóstego roku życia. Jak wynika z danych, które otrzymaliśmy od NFZ – od tego czasu do końca kwietnia udzielono aż 500 tys. teleporad właśnie najmłodszym. 300 tys. dotyczyło dzieci do trzeciego roku życia, z czego prawie 190 tys. zostało udzielonych niemowlętom, które co do zasady mają prawo do wizyty osobistej. To dane z systemu informatycznego. Dodatkowo NFZ przeprowadził 186 kontroli realizacji umów w POZ, ich powodem były m.in. skargi i sygnały od pacjentów. Najczęstszą przyczyną skarg była odmowa osobistej wizyty u lekarza. Do tej pory zakończono 74 postępowania. W 50 potwierdzono nieprawidłowości. Według NFZ w wyniku kontroli ujawniono, że 86 proc. skontrolowanych podmiotów udziela dzieciom do szóstego roku życia teleporady, choć dziecko powinny zostać przyjęte osobiście. W efekcie działań kontrolnych nałożono ponad 2,2 mln zł kar (to kary i zwroty nienależnie pobranych środków).
– W obecnym sporze z MZ i NFZ chodzi o to, żeby doszło do korekty stawki kapitacyjnej (jaką poradnia POZ otrzymuje za każdego zapisanego do niej pacjenta – red.) o wskaźnik inflacji, co nie tak dawno minister Adam Niedzielski nam obiecywał. A zamiast tego próbuje się bezrefleksyjnie ograniczyć liczbę teleporad poprzez finansowe karanie POZ za ich udzielanie – tłumaczy Andrzej Zapaśnik, prezes przychodni BaltiMed.
Z końcem czerwca wygasają umowy z NFZ na podstawową opiekę zdrowotną (POZ), a negocjacje na temat ich przedłużenia utknęły w martwym punkcie. Lekarze chcą zmiany kontraktów o wskaźnik inflacji – ok. 5 proc. więcej. Resort zdrowia i NFZ, jak wynika z naszych informacji, z kolei chce wprowadzić wyższe finansowanie tylko po spełnieniu określonych warunków (np. zwiększenia liczby wykonywanych badań), a także wydłużenia okresu umowy z funduszem. Na to organizacje zrzeszające lekarzy rodzinnych przystać nie chcą.
– Ruch jest po stronie prezesa i ministra. My nie chcemy podwyżki, ale wyrównania o wskaźnik inflacji, w sposób kroczący. Ale pan minister i pan prezes się zaparli – mówi Marek Twardowski, przedstawiciel Porozumienia Zielonogórskiego w rozmowach. – Liczymy, że pójdą po rozum do głowy, jeśli nie, rozważymy przedłużenie umów o tydzień, może dwa. Jeśli wówczas nie przystaną na nasze warunki, niech wyjdą przed kamery i powiedzą społeczeństwu, że nie zapewnią dostępu do lekarza POZ – dodaje.
Bożena Janicka, szefowa Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia (PPOZ), zapowiada, że jeśli NFZ opublikuje projektowane zarządzenie, jej organizacja podpisze umowy najwyżej na dwa miesiące – nowe zasady mają bowiem obowiązywać od września. – Czyli wtedy, kiedy spodziewamy się czwartej fali – mówi.
MZ chce, by stawka kapitacyjna była obniżana lub podwyższana przez współczynnik korygujący w zależności od udziału teleporad we wszystkich poradach – na podstawie informacji o wartości mediany dla udziału teleporad w skali całego kraju. Ma to związek z przeprowadzoną analizą, z której wynika, że prawie 40 proc. POZ udziela powyżej połowy porad w formie zdalnej. Skrajny przykład stanowi woj. kujawsko-pomorskie, gdzie udział teleporad wynosi aż 81 proc. Na terenie kraju ponad 1200 świadczeniodawców sprawozdaje powyżej 70 proc. udziału teleporad, z czego w ponad 400 podmiotach ten odsetek wynosi powyżej 90 proc. Według NFZ dane te wskazują, że część świadczeniodawców może nie zapewniać odpowiedniej jakości opieki.
– NFZ ma narzędzia, by ścigać nadużycia, niech więc to robi, a nie karze wszystkich – mówi Bożena Janicka. – Uważamy, że teleporada jest ważną częścią naszej pracy, zwłaszcza teraz, w pandemii. Jeśli proponuje się obniżki stawek, to należało wcześniej o tym powiadomić. Nie zgadzam się z tym, że ponad 1,2 tys. podmiotów nadużywa teleporad. Ja w trakcie rozmów poprosiłam o zestawienie skarg zgłaszanych do NFZ w związku z teleporadami. Wcale nie ma ich tak wiele, a większość wynika z problemów z połączeniem. Mamy wrażenie, że jest próba skłócenia środowiska, jeśli jednym się chce zabrać, innym dać – ocenia. Krytykuje też skomplikowany sposób wyliczania, jaki odsetek teleporad będzie powodował obniżki. – Pacjenci nie chcą wracać do zwykłych porad tam, gdzie mogą załatwić przez telefon receptę, zlecenie czy skierowanie na badania ‒ dodaje.
Jeden z kierowników placówki POZ mówi jednak wprost: ‒ To, co obecnie się dzieje, to patologia. Jak ktoś zakasał rękawy i harował, dostaje tyle samo co ten, kto się zamknął na cztery spusty.
Negocjacje z lekarzami rodzinnymi mogą być ostre. Jak wynika z naszych informacji, resort przygotowuje się na wypadek braku porozumienia z lekarzami rodzinnymi, polecając, by szpitale tworzyły własne poradnie POZ lub wzmacniały kadrowo te, które już istnieją. To ruch, który wykonano przy akcji szczepień, i według urzędników się sprawdził. ©℗
Wydatki na podstawową opiekę zdrowotną