Samorząd lekarski stanął okoniem i nie zamierza bezkrytycznie dopuszczać do zawodu medyków spoza UE. Resort zdrowia kieruje sprawę do Sądu Najwyższego.

Toczący się od kilku tygodni spór w praktyce blokuje możliwość ściągnięcia do kraju personelu medycznego np. z Ukrainy. I to w momencie, kiedy każde lekarskie ręce są na wagę złota. By ułatwić zatrudnianie obcokrajowców, pod koniec 2020 r. przyjęto przepisy, które otwierają dla nich tzw. szybką ścieżkę. Aby lekarz spoza UE mógł zacząć pracę w Polsce, decyzję musi wydać minister zdrowia. Okręgowa rada lekarska ma zaś siedem dni, by na tej podstawie potwierdzić prawo wykonywania zawodu. Jeśli odmówi, informuje o tym ministra, „wskazując przyczyny takiego rozstrzygnięcia”.

Tyle że dla samorządu lekarskiego taka procedura to za mało, by wziąć odpowiedzialność za to, kto będzie leczył pacjentów. – Samorząd lekarski nie sprowadza się do roli biernego wykonawcy decyzji MZ. To zbyt poważna sprawa – mówi mec. Wojciech Idaszak z Naczelnej Izby Lekarskiej (NIL).

W styczniowej uchwale Naczelna Rada Lekarska postawiła kropkę nad i, wprowadzając do procedury przyznawania prawa do wykonywania lekarza nakaz weryfikowania kwalifikacji kandydatów. Jak? Okręgowe rady mogą wzywać chętnych do pracy w Polsce do uzupełnienia braków formalnych – i żądać np. poświadczenia znajomości języka polskiego, zaświadczenia o niekaralności czy dowodu otrzymania specjalizacji. A to znacznie wydłuża procedurę.

Na to nie ma zgody resortu zdrowia. – Samorząd lekarski żąda spełnienia poza ustawowych wymogów, blokując przyjmowanie lekarzy z zagranicy – słyszymy w MZ. Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz w rozmowie z DGP zapowiada zdecydowane kroki. – Każdy lekarz, w przypadku którego minęło 14 dni od złożenia wniosku o przyznanie prawa wykonywania zawodu, zgodnie z ustawą jest uprawniony do wykonywania tego zawodu. Sprawę legalności uchwały Naczelnej Rady Lekarskiej kierujemy do Sądu Najwyższego – mówi.

Jak przekonuje Andrzej Matyja, szef samorządu lekarskiego, okręgowa izba lekarska ma obowiązek weryfikowania dokumentów poświadczających kwalifikacje zawodowe lekarza, który chce leczyć w Polsce. Przywołuje w tym kontekście m.in. kodeks postępowania administracyjnego. – Nie możemy wydać zgody tylko na podstawie decyzji wydanej przez Ministerstwo Zdrowia – mówi. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej tłumaczy, że prawo wykonywania zawodu równa się wpisowi do Rejestru Lekarzy w Polsce; a lekarz przynależący do Izby musi spełniać ustawowe obowiązki – w tym zasady wynikające z kodeksu etyki lekarskiej, podlega też odpowiedzialności zawodowej. Z kolei jak podkreśla mec. Wojciech Idaszak z Naczelnej Izby Lekarskiej, to samorząd ponosi odpowiedzialność za to, kogo dopuszcza do pracy na polski rynek i sprawuje nadzór nad wykonywaniem zawodu.
MZ wskazuje, że w ustawie jest wyraźny zapis, iż okręgowa rada lekarska przyznaje prawo wykonywania zawodu oraz wydaje dokument „Prawo wykonywania zawodu lekarza” albo „Prawo wykonywania zawodu lekarza dentysty” na podstawie decyzji ministra. Choć może odmówić wydania zgody, to w przepisach nie ma mowy o dodatkowej weryfikacji. Dlatego z resortu płyną sugestie, że lekarze stosują obstrukcję.
Rzecznik ministerstwa mówi o skierowaniu sprawy do Sądu Najwyższego. Resort chce zaskarżyć styczniową uchwałę Naczelnej Rady Lekarskiej (organ wykonawczy Naczelnej Izby Lekarskiej), w której medycy zobowiązali okręgowe rady lekarskie do weryfikacji kompetencji lekarzy z zagranicy, wobec których resort zdrowia wnioskuje do rad.
Nasi rozmówcy z NIL przyjmują te informacje ze spokojem, czekając na rozwój wydarzeń. Mec. Idaszak podkreśla, że okręgowe rady lekarskie, rozpatrując wnioski o przyznanie prawa wykonywania zawodu, prowadzą postępowanie administracyjne odrębne w stosunku do wcześniejszej decyzji ministra zdrowia odnośnie danego kandydata. – Mogą więc wydawać decyzje odmowne, co wprost wynika z przepisów uchwalonej przez Sejm ustawy. Okręgowe rady lekarskie nie są zatem związane decyzją ministra zdrowia – przekonuje prawnik. Jednocześnie odpiera zarzuty resortu zdrowia i podkreśla, że lekarze nie stawiają oporu, tylko chcą zapewnić bezpieczeństwo pacjentom. – Dlatego izby lekarskie weryfikują kwalifikacje osób ubiegających się o przyznanie prawa wykonywania zawodu lekarza – mówi Idaszak. I podaje przykład: jeżeli lekarz ma specjalizację dwa lata po zdaniu egzaminu, to może się to wydać dziwne i wówczas samorząd lekarski prosi o dokumenty, dzięki którym będzie mógł to zweryfikować. – Nie można należycie wykonywać zawodu lekarza bez znajomości języka polskiego – dodaje, tłumacząc, czemu NIL prosi o potwierdzenie umiejętności. Jak podkreśla, jeżeli lekarzowi, który uzyskał kwalifikacje zawodowe poza UE, okręgowa rada lekarska odmówi przyznania prawa wykonywania zawodu, to będzie on miał możliwość zaskarżania takiej uchwały do Naczelnej Rady Lekarskiej. Od uchwały NRL będzie mógł natomiast wnieść skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Co istotne, na podstawie znowelizowanej ustawy lekarz taki będzie mógł wykonywać zawód pomimo negatywnej decyzji okręgowej rady lekarskiej aż do czasu prawomocnego zakończenia postępowania w sprawie przyznania mu tego prawa.
Sprawy rozpatruje m.in. warszawska izba okręgowa. Do tej pory wpłynęły cztery wnioski: trzy od lekarzy z Ukrainy i jeden z Białorusi. Izba poprosiła o uzupełnienie braków formalnych. Zdaniem Piotra Winciunasa, przewodniczącego komisji ds. prawa wykonywania zawodu, w momencie gdy dana osoba jest poproszona o uzupełnienie w dokumentacji, to równolegle powoduje to przerwanie biegu 7- lub 14-dniowego terminu, o którym mówi MZ.
Był też wniosek, który wpłynął do okręgowej izby w Olsztynie. Tutaj została wydana zgoda, bo jak mówi w rozmowie z DGP dr Anna Lella, szefowa warmińsko-mazurskiej rady, lekarz był w trakcie nostryfikacji dyplomu według starych zasad. Decyzja MZ miała jedynie przyspieszyć ten proces.
NIL podkreśla, że już na etapie prac legislacyjnych oceniał projekt jednoznacznie negatywnie. Zdaniem Prezydium NRL taka zmiana powoduje zagrożenie życia i zdrowia pacjentów poprzez dopuszczenie do wykonywania zawodów lekarza i lekarza dentysty osób bez rzeczywistej weryfikacji ich kompetencji oraz znajomości języka polskiego.
Jak pisaliśmy w DGP, do tej pory wnioski do Ministerstwa Zdrowia złożyło 122 lekarzy, 16 pielęgniarek lub położnych oraz dwóch ratowników medycznych. W 10 przypadkach wydano decyzje pozytywne.
Wojna o lekarzy spoza UE trwa od wielu lat: w związku z deficytem kadry medycznej w Polsce Ministerstwo Zdrowia stara się ułatwić sprowadzanie lekarzy również spoza UE. Do tej pory ta sytuacja była trudna – lekarze musieli zdać taki egzamin jak Polacy oraz egzamin z języka polskiego. Zawsze spotykało się to z oporem samorządu lekarskiego: tłumaczył on, że dba o bezpieczeństwo pacjentów. Resort zarzuca środowisku, że nie chce dopuścić nowych osób na rynek pracy, by w ten sposób zachować monopol. ©℗