Resort zdrowia chce ograniczyć konsultacje telefoniczne. Będą wskazania, aby osoby starsze oraz dzieci były badane głównie osobiście.

Projekt nowych wytycznych co do sposobu udzielania porad lada moment trafi do uzgodnień. Resort zdrowia chce w ten sposób zwiększyć dostępność wizyt osobistych w podstawowej opiece zdrowotnej. Tymczasem NFZ zapowiada kolejne kontrole dotyczące sposobu opieki nad pacjentami. Jak tłumaczy, to efekt skarg ze strony chorych na odsyłanie ich przez lekarzy rodzinnych na badanie telefoniczne.
Teleporady z pewnością uratowały sytuację, kiedy w marcu zaczęła się pandemia w Polsce. Wówczas umożliwiono nie tylko konsultacje, ale także i wystawianie e-recept w takiej formule. Jednak jak wynikało z obserwacji Rzecznika Praw Pacjenta oraz kontroli NFZ, stało się to pretekstem – jak to określał minister zdrowia Adam Niedzielski – „do ograniczania dostępu do opieki zdrowotnej”.
Od września 2020 r. placówki muszą zaznaczać, ilu pacjentów przyjęły osobiście, a ilu udzielono pomocy przez telefon. Z danych wynika, że w listopadzie (w apogeum drugiej fali koronawirusa) ponad 35 proc. stanowiły teleporady. Dla porównania w październiku ten odsetek wynosił 28 proc., a we wrześniu 17 proc. Zdaniem ekspertów taki odsetek tradycyjnych wizyt do zdalnych (3 do 10) byłby prawidłowy. Kłopot polega na tym, że Fundusz, który zbierał dane, nie do końca jest przekonany o ich wiarygodności. Uważa, że teleporad było więcej, tylko lekarze rodzinni tego nie ujawniają.
– Dane te, w ocenie NFZ i w świetle sygnałów spływających do funduszu, nie oddają rzeczywistego stosunku teleporad do porad udzielanych w gabinecie – mówi Paweł Florek, zastępca dyrektora Biura Komunikacji Społecznej.
Dlatego, jak dodaje: „po kontroli dostępności do świadczeń w POZ nie wykluczamy, że podejmiemy kolejne działania kontrolne, dzięki którym sprawdzimy jakość sprawozdawanych danych przez świadczeniodawców POZ”.
Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego zrzeszającego pracodawców POZ, przekonuje, że patologie trzeba tępić. Ale jego zdaniem dane z NFZ dowodzą również, że Polacy przekonali się do teleporad.
– Nawet gdy proponuję pacjentom bezpośrednią wizytę, odmawiają, pytając, czy jednak nie może odbyć się ona na odległość. Dodam, że ze strony lekarzy nie ma już takiego oporu przed przyjmowaniem pacjentów jak na początku pandemii – mówi Krajewski i dodaje, że duża część medyków jest już zaszczepiona lub przeszła COVID-19.
O tym, że zdalne wizyty zyskały popularność wśród pacjentów, są też przekonane przychodnie. Jak szacują, nawet połowa oferowanych przez nie porad wciąż odbywa się w tej formule. Nie znaczy to, że pacjenci nie pytają o bezpośredni kontakt z lekarzem. – Ma to miejsce zwłaszcza w przypadku chorób przewlekłych – mówi pracownik NZOZ Poradnia Lekarzy Rodzinnych w Warszawie, uważając, że zdalne porady przetrwają nawet po koronawirusie. Są bowiem wygodne dla pacjentów, zwłaszcza tych pracujących i zabieganych.
– Uważam, że kontrole NFZ mogą przynieść korzyści. To sposób na zadbanie o lekarzy. Odkąd są teleporady, wielu pracuje ciężej. Pacjenci niekiedy bowiem wymuszają przyjęcie na wizytę, choć wiedzą, że lekarz ma komplet. To oczywiście może mieć wpływ na standard udzielonej usługi. Przyjmuje się, że teleporada powinna trwać przynajmniej 10 minut – informuje Krajewski.
Przedstawiciele Porozumienia Zielonogórskiego są jednak przeciwni, by ograniczać dostęp do teleporad przez wyeliminowanie ich dla pewnych grup pacjentów. A takie rozwiązanie również jest dyskutowane.
– Każdy powinien mieć do nich dostęp. Bywa, że teleporada daje uspokojenie np. matce chorego dziecka czy osobie starszej. Ma miejsce szybciej niż tradycyjna wizyta – dodaje Krajewski. I podkreśla, iż ma nadzieję, że nie będzie się to wiązało z wysokością finansowania z NFZ.
Jego zdaniem można natomiast zastanowić się nad wprowadzeniem pewnych rekomendacji czy zaleceń w zakresie udzielania porad. Na przykład by dzieci do drugiego roku życia z objawami od razu były kierowane na bezpośrednią wizytę u lekarza. Z kolei konsultant krajowy ds. medycyny rodzinnej prof. Agnieszka Mastalerz-Migas uważa, że należy monitorować, jak wygląda udzielanie teleporad. Tak, aby były stosowane tam, gdzie jest to wskazane. – Nadużywanie może być ze szkodą dla pacjentów – mówi lekarka.
Miesiąc temu resort zdrowia próbował ograniczyć zdalne wizyty, wprowadzając zasadę „teleporada w ciągu doby”. Zgodnie z nią lekarze mieli ich udzielać najpóźniej w dniu następującym po zgłoszeniu od pacjenta. To zdaniem środowiska nierealne, a celem jest wymuszenie osobistych wizyt.