W dyskusji wokół szczepienia celebrytów nie dotykamy istoty tematu, czyli tego, że szczepienie jest bezpieczne i warto je robić – mówi dr Sobierajski
W dyskusji wokół szczepienia celebrytów nie dotykamy istoty tematu, czyli tego, że szczepienie jest bezpieczne i warto je robić – mówi dr Sobierajski
Od lat prowadzi pan badania nad stosunkiem Polaków do szczepień. Dlaczego te przeciwko koronawirusowi stały się kolejną osią podziałów, a zaszczepienie polityków i ludzi kultury tylko dolało oliwy do ognia?
To nie kwestia tej pandemii, COVID-19, ale tego, co działo się przez dekady wcześniej. Z systemem szczepień dla dorosłych na czele. O ile w przypadku obowiązkowych szczepień dla dzieci sytuacja jest jasna i większość rodziców z faktami nie dyskutuje, o tyle problem dorosłych leży odłogiem. Przykład? Szczepienia przeciwko grypie. Według danych Eurostatu w Polsce szczepi się zwykle ok. 9 proc. seniorów 65+. W UE gorzej jest tylko w Bułgarii. W czołówce są Irlandia – ok. 68 proc. zaszczepionych, Holandia – 63 proc. oraz Portugalia – blisko 61 proc. Z pewnym „wzruszeniem” oglądam więc wypowiedzi byłych ministrów zdrowia, którzy mówią o tym, jak szczepienia są ważne. Nie pamiętam jednak ich szczególnej uwagi poświęcanej tej kwestii, gdy urzędowali. Dodatkowo jesteśmy narodem, który specyficznie pojmuje wolność jednostki. Wspomnę dyskusję o tym, by szczepienia dzieci, wzorem Szwecji, Norwegii czy Finlandii, przestały być obowiązkowe. Bo wymóg narusza prawa rodziców, w tym do wychowania. Zdecydowana większość wakcynologów jest temu przeciwna. Przykład szczepionki przeciwko SARS-CoV-2 pokazuje, co mogłoby się stać w następstwie likwidacji nakazu.
Pan jest orędownikiem szczepień, jednak mocno sprzeciwia się nazywaniu tych, którzy mają wątpliwości, „odszczepieńcami”.
Tak. W pandemii jest kilka problemów. Ciągle wiele osób kwestionuje jej istnienie, a skoro tak – nie widzi sensu szczepień. To skutek gigantycznej dezinformacji. Nie odkryję Ameryki, jeśli przypomnę, że najgorszy był moment wyborów prezydenckich. Premier mówił wówczas, że poradziliśmy sobie z wirusem. Gros osób uwierzyło, bo chciało uwierzyć i wrócić do normalności. Potem była wypowiedź prezydenta dotycząca grypy i tego, że się nie szczepi. Powstało zamieszanie. W efekcie między skrajnymi grupami przeciwników i zwolenników szczepień przeciwko SARS-CoV-2 jest rzesza ludzi z pytaniami. Czy nie za szybko wprowadza się preparat? Czy jest bezpieczny? Jak działa, w jakie wchodzi interakcje? Te wątpliwości rosną, bo gros społeczeństwa nie ma zaufania do tych, co szczepionki dają, czyli do rządu. Nie potrafią odseparować kwestii polityki od zdrowia. Aby zacząć to zmieniać, potrzebna jest komunikacja z ludźmi różnym językiem, z wykorzystaniem ekspertów i ambasadorów zdrowia.
Celebryci, którzy zostali zaszczepieni w ostatnich dniach, mieli być, to jedna z wersji zdarzeń, właśnie takimi ambasadorami. Dlaczego wyszło, jak wyszło?
W słowach celebrytów odczytuję przerażenie sytuacją, w której się znaleźli. Mam poczucie, że gdyby dziś wystawić ich na rynku, tłum by ich nie oszczędził. I na pewno to działanie nie przełoży się na decyzje obywateli. Nikt nie zaszczepi się „na złość”, nikogo to nie zmobilizuje do zapisywania się w kolejkę. To, co się wydarzyło na WUM, oczywiście wymaga wyjaśnień. Ale być może każdy, komu ciśnienie z tego powodu skoczyło, powinien przeprowadzić na sobie proste ćwiczenie: gdyby dostał telefon z propozycją, skorzystałby? Dodatkowo ta sytuacja trafiła we wszystkie czułe punkty społecznego resentymentu: postawiła pod ścianą elitę, „warszawkę”, przeciwników rządu. Pogłębiła podział na „my” i „oni”. Sam, propagując w mediach społecznościowych szczepienia, słyszałem pod swoim adresem inwektywy, że się sprzedałem władzy. Idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby narodowym programem szczepień kierowali lekarze, specjaliści, a nie delegowani do tego politycy. To jest jednak nierealne. Dlatego, niestety, w kolejnych miesiącach będziemy świadkami podobnych sytuacji i „afer” typu: ktoś został zaszczepiony poza kolejnością. Bo szczepionka to w tej chwili towar reglamentowany i zawsze znajdzie się człowiek, który spróbuje dostać ją szybciej.
Ale jednemu zaprzeczyć nie sposób: o szczepieniach od kilku dni dyskutują w sieci wszyscy…
Owszem, ale w tej nagonce nie dotykamy istoty tematu, czyli tego, że szczepienie jest bezpieczne i warto je robić. Doprowadziliśmy również do tego, że każda opinia jest traktowana równorzędnie. W mediach społecznościowych jestem obligowany przez internautów, by komentować każde doniesienie. Jeśli tego nie zrobię, pada zarzut stronniczości. Pamiętam dyskusję, w której powoływałem się na opinie krajowych konsultantów, WHO. A mimo to ktoś odparował: „Możesz tak uważać, takie twoje prawo, ja jednak myślę inaczej”, nie podając żadnych argumentów! I wtedy krew mnie zalała.
Dlaczego? To również pytanie o wiarygodność źródeł.
Czy jeśli oddaje pani samochód do warsztatu, to stoi potem godzinami nad mechanikiem i podważa sposób, w jaki walczy z usterką? Jeśli będziemy kwestionowali fachowców w swoich dziedzinach i w każdej historii doszukiwali się spiskowej teorii, to wszystko stanie się względne. Opinia jest czym innym niż naukowy fakt. Z tymi drugimi się nie dyskutuje. Jeśli zabraknie nam minimum zaufania do naukowych podstaw funkcjonowania świata, rozpadniemy się jako społeczeństwo.
Teraz jesteśmy w stanie nadszarpniętego zaufania?
Polska plasuje się w grupie krajów o najniższej akceptacji dla szczepienia przeciwko COVID-19 obok Słowacji, Rumunii, Turcji, Węgier i Czech. Toczę dyskusje z kolegami z krajów zachodnich o przyczynach tego zjawiska. Oni nie rozumieją polskiego tła, o którym już tu mówiłem, czyli zaniedbań w zakresie szczepień dorosłych, komunikacji i edukacji oraz ogromnego deficytu zaufania do polityków, bez względu na opcję. W kwestii tych ostatnich warto, by obywatele zrozumieli, że są narzędziem w nieswojej narracji. Politycy od lewa do prawa punktują swoje działania i zaniechania, co kto powiedział, kogo obraził, a może powołać komisję sejmową itp. Ja widzę jedną radę: przestańmy się na nich oglądać i zadbajmy o swoje zdrowie.
Łatwo powiedzieć. Po grupie „0” mają ruszyć szczepienia pierwszej grupy. Jak zapowiadał szef kancelarii premiera i pełnomocnik rządu ds. szczepień Michał Dworczyk, seniorzy 60 plus mogą być szczepieni w ostatnim tygodniu stycznia. Łącznie z nauczycielami i mundurowymi to ok. 10 mln ludzi. Problem w tym, jak mówił Dworczyk, że do końca I kw. Polska będzie miała szczepionki dla 2,7 mln osób.
Dziś, według różnych badań, do 20 proc. Polaków chce się szczepić bez wątpliwości. Względnie przekonanych jest około połowa. Zanim dojdzie do szczepień, być może pojawi się w końcu kampania edukacyjna z prawdziwego zdarzenia. Być może część osób przekona się, widząc, że zaszczepionym znajomym nie wyrosły, za przeproszeniem, czułki. Podziałają też ograniczenia, o których wspominał minister zdrowia. To znaczy, że osoby zaszczepione będą mogły poruszać się swobodniej. I paradoksalnie, to też może stać się źródłem konfliktów. Możemy patrzeć krzywo nie tylko na polityków czy celebrytów, lecz także na sąsiadów, kolegów z pracy. Bo dlaczego oni już są „po”, a my nie? Dlatego warto szybko nadrobić zaległości w zakresie szczepień i zrozumieć, że to nie wyłącznie procedura medyczna, ale element działań społecznych we wspólnym interesie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama