- Z moich rozmów z przedstawicielami firm BioNTech, Moderna czy CureVac wynika, że w tej chwili, od momentu zdiagnozowania nowotworu, trzeba około dwóch miesięcy, by przygotować spersonalizowaną dla danego pacjenta szczepionkę przeciwnowotworową - mówi Jacek Jemielity, profesor nadzwyczajny Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Kościół mówi, że warto się szczepić. Ale trzeba uważać na to, jak szczepionka powstała, bo mogła powstać z materiału genetycznego abortowanych dzieci ….

To jest dla mnie niezrozumiałe, żeby nie powiedzieć ostrzej - że to bzdura. Przypuszczam, że może chodzić o to, że w przypadku jednej z tych bardziej tradycyjnych szczepionek przeciwko SARS-CoV-2 do wytwarzania pewnego ich elementu została wykorzystana linia komórkowa HEK293. Ta linia komórkowa została wyprowadzona w roku 1973 z komórek embrionalnych i jest do dziś jedną z najpowszechniej stosowanych linii komórkowych w badaniach naukowych, w tym testowaniu wielu leków powszechnie stosowanych. Załóżmy, że komórki te zostały rzeczywiście pozyskane w sposób nieetyczny (nie mam co do tego pewności), ale teraz ta linia komórkowa przez kilkadziesiąt lat wykorzystywana jest do badań, które w długofalowej perspektywie przyczyniają się do ratowania ludzkich żyć. Jeśli zrezygnowalibyśmy ze stosowania leków wytworzonych dzięki badaniom na tej linii, nie zmieni to nic poza tym, że więcej ludzi straci zdrowie lub życie.

Episkopat twierdzi, że pacjent może wybrać, czy skorzysta ze szczepionki wyprodukowanej w moralny lub niemoralny sposób. Tylko która to która?

W przypadku obu szczepionek na bazie technologii mRNA (BioNTech-Pfizer oraz Moderna) do ich otrzymywania nawet nie wykorzystuje się linii komórkowych. Ale nawet w przypadku tej bardziej tradycyjnej szczepionki nie rozumiem, na czym miałaby polegać niemoralność stosowania linii komórkowej, która powstała niemal pół wieku temu i wciąż służy dobrze ludzkości. Chciałbym też zwrócić uwagę, że Watykańska Kongregacja Nauki stwierdziła w swojej nocie cytuję „Moralnie dopuszczalne jest stosowanie szczepionek przeciwko COVID-19, które wykorzystały linie komórkowe pozyskane z abortowanych płodów w badaniach i procesie produkcyjnym”.

Obecnie nie wykorzystuje się abortowanych płodów do tworzenia szczepionek?

Nie. Takie badania są prawnie zakazane w Europie i w większości krajów na świecie.

Episkopat wprowadza więc jakiś nowy konstrukt medyczny.

Nie chciałbym się odnosić do tych wypowiedzi, ale jedno jest pewne - jeśli chodzi o szczepionki mRNA, których jestem wielkim zwolennikiem, bo sam nad nimi pracuję od 19 lat, to mogę zapewnić, że są otrzymywane w probówkach in vitro z bardzo prostych składników. Potrzebny do tego jest enzym (polimeraza RNA), matryca DNA, trifosforany nukleozydów, które są składnikami RNA, trochę soli magnezu i trochę innych prostych składników. I takie RNA można otrzymywać w bardzo dużej skali, bez korzystania z żadnych mikroorganizmów i linii komórkowych. Dlatego wykorzystanie mRNA jest możliwe na tak dużą skalę.

Ludzie niepokoją się, czy te szczepionki są bezpieczne. Jest ich sześć, sukcesywnie zaczną wchodzić na rynek, wiemy, że są wytwarzane w różnych procesach technologicznych. Czy któraś jest bezpieczniejsza od innych?

Jeśli spojrzymy na badania naukowe, a tylko na tym powinniśmy się opierać, to zdecydowanie najbezpieczniejsze i najskuteczniejsze są szczepionki mRNA. W tej chwili to jest szczepionka BioNTech, opracowana we współpracy z Pfizerem, który dostarczył pieniądze, fabryki, w których można ją było na dużą skalę wytworzyć, oraz sieci dystrybucyjne. Sama szczepionka jest autorstwa BioNTech, który jest pionierem w badaniach RNA do celów terapeutycznych, z którym, nawiasem mówiąc, przez wiele lat współpracowałem. Za chwilę na rynek wejdzie szczepionka Moderny, która koncepcyjnie jest oparta na tej samej technologii, różni się tylko w szczegółach.

Dlaczego aż tak jednoznacznie pan opowiada się za tą metodą?

Bo to niesamowity przełom, który dokonał się na naszych oczach. Data 2 grudnia 2020 r. zapisze się złotymi zgłoskami w historii medycyny. Po raz pierwszy mRNA zostało zastosowane i zaaprobowane w terapii.

Na czym ten przełom polega?

Informacyjne RNA to nasz komórkowy przepis na wytwarzanie białek. Cała informacja genetyczna o naszych organizmach jest zakodowana w DNA. Kiedy komórka wysyła sygnał, że potrzebuje danego białka, to fragment DNA przepisywany jest na cząsteczkę mRNA, a ona w cytoplazmie wykorzystywana jest jako przepis na konkretne białko. Wyobraźmy sobie, że mamy bibliotekę i tam są książki kulinarne, tak cenne, że ich nie można wynieść z tej biblioteki - czyli z jądra komórkowego – tak samo nie można DNA przenieść do kuchni, czyli do cytoplazmy. Dlatego tylko robimy kserokopię danego „przepisu” – czyli genu w postaci RNA. Ono jest transportowane do cytoplazmy i na bazie tej matrycy syntetyzowane jest białko. To naturalny mechanizm, który nieustannie przebiega w naszych komórkach. I może on zostać wykorzystany do otrzymywania w komórkach białek terapeutycznych, jeśli przepis zostanie dostarczony nie z jądra komórkowego, tylko z zewnątrz. Możemy więc wykorzystywać mRNA do celów terapeutycznych.

Dlaczego to jest bezpieczne? Majstrowanie przy genach….

Geny zapisane są w DNA, więc nazwać coś „majstrowaniem przy genach” musielibyśmy dostarczać szczepionkę, która modyfikuje nasze DNA - żadna szczepionka tak nie działa. My dostarczamy natomiast RNA, czyli krótko żyjącą kopię genu, która jest w stanie przetrwać w komórce maksymalnie kilka dni po czym ulega całkowitemu zniszczeniu z uwolnieniem nukleotydów, czyli związków naturalnych. W ciągu tych kilku dni kiedy RNA znajduje się w naszych komórkach na jego podstawie powstaje białko, które działa jak sygnał do produkcji przeciwciał i białych ciałek krwi (limfocytów). Wytworzenie tych przeciwciał i limfocytów daje odporność na zagrożenie wirusem podobną do tej po przebytej infekcji, jednak bez skutków ubocznych związanych z przebyciem ciężkiej choroby jaką może być COVID. Na każdym etapie działania szczepionki, wykorzystujemy więc naturalne mechanizmy komórkowe. Jest to jest całkowicie bezpieczne.

Mniej ingeruje się w strukturę komórki?

Nie ingerujemy w DNA i strukturę komórki. Żeby DNA uległo ekspresji, czyli żeby z DNA otrzymać białko, musi ono zostać zintegrowane z naszym genomem. I faktycznie manipulacje genomem jest ryzykowna, ponieważ integracja obcego DNA z naszym genomem jest trudna do kontrolowania, zwłaszcza w warunkach terapeutycznych. Łatwo można sobie wyobrazić, że ten fragment DNA montujemy w naszym genomie, w środku jakiegoś bardzo ważnego genu i indukujemy inną chorobę. To faktycznie jest niebezpieczne, chociaż tegoroczna Nagroda Nobla - dla Jennifer Doudna i Emmanuelle Charpentier - jest za to, że naukowcy nauczyli się bardzo precyzyjnie manipulować DNA. Ale przejście od tego etapu do zastosowań terapeutycznych, to daleka droga. Natomiast w przypadku RNA jest to całkiem bezpieczne, ponieważ RNA jest cząsteczką, która bardzo krótko żyje i kiedy zostanie wykorzystana do syntezy białka, ulega zniszczeniu, degradacji do naturalnych składników.

Czyli zmieniamy tylko kserokopię a nie oryginał, i to tylko na krótką chwilę?

Tak. Wiedzą państwo jaka jest wielkość dawki szczepionki?

Jaka?

Dawka wynosi 30 mikrogramów - niewyobrażalnie mała ilość (około 1/stutysięczna masy łyżeczki cukru), wręcz homeopatyczna. Jest niewiele trucizn, które w takiej dawce są w stanie zabić człowieka. A że RNA jest nietrwałe, z tych 30 mikrogramów tylko niewielka ilość dostaje się do komórek. I taka niewielka ilość wystarczy, żeby wyprodukować odpowiednią ilość białka z koronawirusa, które odpowiada za szkolenie limfocytów i produkcję przeciwciał, tak by mogły rozpoznawać “wroga”. W ten sposób dochodzi do neutralizacji wirusa, zanim zdąży zainfekować komórki. To jest genialne.

Szczepionki, które są zrobione w innej technologii, są mniej efektywne, czy wręcz bardziej niebezpieczne?

One są bardziej złożone. Co do efektywności, to podane zostały wyniki badań klinicznych prowadzonych na 40 tys. osób szczepionek opartych o technologię RNA - i okazało się, że wynosi ona powyżej 90 proc. Nigdy nie wątpiłem, że terapeutyczne RNA będzie bezpieczne, natomiast ta skuteczność mnie zaskoczyła, niesamowity wynik. Z kolei produkowana w innej technologii szczepionka AstraZeneca - jest łatwiejsza w przewozie - ale ma efektywność około 70 proc. Proces jej przygotowywania jest bardziej złożony, zawiera więcej czynników, które mogą powodować niespecyficzne reakcje układu immunologicznego. Ale tego typu szczepionki też są badane, wyniki są obiecujące, więc jeśli zostaną dopuszczone, to nie powinniśmy mieć obaw, jeśli chodzi o ich stosowanie. Natomiast jeśli ja bym miał wybór, to chciałbym zostać zaszczepiony szczepionką mRNA. Ale może jestem nieobiektywny, bo od lat nad tym pracuję i czekałem na ten moment.

A jeśli miałby pan dostać tę od AstraZeneca, wytwarzaną inną technologią? To tzw. wektorowa szczepionka, do której stworzenia używa się martwych komórek niegroźnego dla człowieka adenowirusa, pochodzącego od szympansów.

Przyjmę taki zastrzyk, tym bardziej, że i tak zapisując się na szczepienie, nie będziemy mieli wpływu na to, którą szczepionkę otrzymamy. Każda z nich, dopuszczona na rynek, jest lepsza niż jej brak.

Mówi pan, że są bezpieczne, ale są też całkiem nowe i nieznane, nie mamy pojęcia jak zadziałają w dłuższym czasie. Jesteśmy królikami doświadczalnymi?

Wszystko, co jest nieznane, budzi obawy - czasem uzasadnione, czasem nieuzasadnione. Faktem jest, że to jest zupełnie nowa technologia i pierwszy przypadek dopuszczenia jej do użycia. Ponieważ szczepionka została opracowana niedawno, nie ma jeszcze osób, które od przyjęłyby ją rok lub dwa lata temu, nie ma jednak podstaw do tego, żeby przypuszczać, że długofalowe skutki uboczne mogą się pojawić. Proszę natomiast zwrócić uwagę, że pojawiają się coraz to nowsze doniesienia o długofalowych skutkach przebytej infekcji koronawirusem, nawet tej skąpo objawowej. Ostatnio pojawiły np. doniesienia o halucynajcjach węchowych kilka miesięcy po przebytej infekcji, co sugeruje, że wirus uszkadza układ nerwowy. Żadna szczepionka nie będzie miała tak bardzo negatywnych skutków.

Dlaczego wcześniej nie była wykorzystywana?

Pierwsze RNA zostało podane pacjentowi w 2001 r. Pobrano od niego komórki dendrytyczne, wprowadzono do nich RNA i dokonano tzw. przeszczepu autoimmunologicznego, czyli wszczepiono mu jego zmienione komórki. Na szerszą skalę taka terapia byłaby trudna, bo dla każdego pacjenta potrzebne byłoby odrębne laboratorium, co byłoby logistycznie bardzo skomplikowane i drogie. Natomiast w 2009 r. po raz pierwszy wstrzyknięto RNA bezpośrednio do pacjenta. Od tego czasu jest już kilkaset badań klinicznych, które bazują na RNA. Dziś co prawda RNA zostało dopuszczone do zapobiegania chorobom wirusowym, ale do niedawna byłem niemal pewien, że pierwszą szczepionką na bazie RNA będzie taka, która pomogłaby naszemu organizmowi niszczyć komórki nowotworowe.

To dlaczego nie powstała? Nowotwory nie są z nami dłużej niż COVID-19 i nie są bardziej szkodliwe?

Bo prace nad nią są skomplikowane, bo nowotwory są bardziej złożonymi chorobami niż choroby wirusowe. Nowotwór wytwarza własne mechanizmy „obrony” przed układem odpornościowym, wirus nie potrafi robić tego tak dobrze. Przeciwnowotworowe terapie mRNA nie są jeszcze stosowane nie dlatego, że „coś jest z nimi nie tak”, ale dlatego, że stosowane samodzielnie ciągle jeszcze nie mają wystarczającej skuteczności. Obecnie prowadzone badania nakierowane są na łączenie terapii na bazie mRNA z innymi terapiami (np. przeciwciałami), co daje bardzo dużą skuteczność. Jestem przekonany, że zakończenie tych badań przyniesie prawdziwy przełom w leczeniu nowotworów.

Co może pójść nie tak przy zastosowaniu wobec pacjenta technologii mRNA?

Jeśli moglibyśmy spodziewać się czegoś złego, to najbardziej prawdopodobne jest to, że ze względu na niewłaściwe przechowywanie czy jakiś błąd w trakcie produkcji RNA nam zdegraduje, czyli dana szczepionka będzie nieskuteczna. Nie ma mowy o tym, że wyrośnie nam trzecia ręka. Nie należy się też obawiać, że szczepionka mRNA skieruje nasz układ immunologiczny przeciw własnym komórkom, powodując gwałtowną reakcję organizmu. Gdyby tak było, to już byśmy o tym wiedzieli, bo w badaniach klinicznych udział wzięło ponad 40 tys. osób i nie było jakichś niepokojących przypadków, co dowodzi, że sekwencja tego RNA jest bardzo dobrze dobrana. Co więcej, szczepionka koduje całe białko wirusowe, olbrzymie białko, składające się 1259 aminokwasów. Gwarantuje nam to, że nawet gdy pojawią się nowe mutacje koronawirusa, szczepionka będzie skuteczna także przeciwko nim.

Mówi pan o przełomie naukowym. Co to oznacza w kontekście przyszłych pandemii? Wynalezienie szczepionki potrwa krócej?

Zdecydowanie tak. Szczepionki oparte o mRNA były tworzone z myślą o szybkim przystosowaniu do potrzeb terapeutycznych. Dzięki temu w zakresie preparatów przeciwnowotworowych pojawiła się możliwość stworzenia szczepionki spersonalizowanej, dopasowanej do danego pacjenta i mutacji białek charakterystycznych dla jego nowotworu. Z moich rozmów z przedstawicielami firm BioNTech, Moderna czy CureVac wynika, że w tej chwili, od momentu zdiagnozowania nowotworu, trzeba około dwóch miesięcy, by przygotować spersonalizowaną dla danego pacjenta szczepionkę przeciwnowotworową. Stąd też wynika rekordowo krótki czas opracowania szczepionki mRNA przeciw wirusowi – technologia do szybkiego wytwarzania mRNA o danej sekwencji była już od dawna bardzo dobrze dopracowana. Myślę, że gdyby w przyszłości więcej leków na bazie RNA zostało dopuszczonych do użycia terapeutycznego, ten okres mógłby zostać skrócony jeszcze bardziej. Przy czym w żadnym wypadku nie unikniemy badań klinicznych, bo chodzi o bezpieczeństwo. Skróceniu ulega przede wszystkim czas od identyfikacji „wroga” do stworzenia terapeutyku.

Szczepionki Pfizer-BioNTech oraz Moderny są w technologii mRNA, a jednak to ta pierwsza wymaga przechowywania w temperaturze -75 stopni, a ta od Moderny jedynie -20. Z czego to wynika?

Trwałość obu szczepionek jest porównywalna. Przypuszczam, że BioNTech - chcąc uniknąć, tego że ich szczepionki zostaną zdezaktywowane przez niewłaściwe przechowywanie - zawiesił wyżej poprzeczkę.

W planach jest utworzenie Funduszu Odszkodowawczego na wypadek nieprzewidzianych efektów ubocznych szczepionek na COVID-19. Dla niektórych to dowód, że jakieś efekty uboczne mogą się pojawić.

Mogą wystąpić także wtedy, gdy przyjmujemy aspirynę czy paracetamol. Jest też prawdopodobne, że zostaniemy rażeni piorunem lub potrąceni na przejściu dla pieszych, ale czy to powinno nas powstrzymywać przed wychodzeniem z domu? W badaniach klinicznych nad szczepionkami mRNA pojawiły się pojedyncze przypadki mocniejszych reakcji czy wstrząsów anafilaktycznych, ale podobne reakcje mogą się pojawić nawet po zjedzeniu jakiegoś pokarmu. Znacznie poważniejsze skutki uboczne powodują antybiotyki, których nadużywamy. Jest też duża szansa, że osoby, które nie zbyt dobrze zareagowały na szczepionkę, dużo gorzej zareagowałyby na całego wirusa w przypadku infekcji. Szczepionki naprawdę są bezpieczne, nie ma też możliwości, by skutki uboczne wystąpiły po kilku miesiącach czy latach. To po prostu niemożliwe. Jeśli cokolwiek miałoby się wydarzyć, to najdalej w ciągu kilku dni.

Teraz będziemy musieli się szczepić regularnie na COVID-19?

To się okaże. Specjaliści od immunologii twierdzą, że jeden sezon powinniśmy mieć “gwarantowany”. Nie ma jeszcze aktualnych badań, poza klinicznymi, dotyczących tych szczepionek i tego wirusa. Faktem jest, że SARS-CoV-2 znacznie wolniej mutuje niż np. wirus grypy, co daje nadzieję na to, że nie trzeba będzie szczepić się co roku.

Współpraca Sonia Kosmala
Prof. Jacek Jemielity specjalizuje się w chemii organicznej, bioorganicznej oraz w biochemii. Od 2013 r. profesor nadzwyczajny Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego