Media od wczoraj żyją tematem tzw. klauzuli sumienia dla farmaceutów. Jedni piszą, że rządzący ją właśnie potajemnie wprowadzają. Inni, że to ściema. Wyjaśniamy, jak jest naprawdę.

Do tematu można podejść na dwa sposoby: bądź wnikliwie przyjrzeć się uchwalonym przepisom, bądź opisać historię newsa, który obiegł media i zbulwersował tysiące osób, a który nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdą. Tu opisuję sprawę w tym pierwszym ujęciu. W tym drugim piszę o temacie w portalu Bezprawnik.pl.

28 października 2020 r. Sejm uchwalił ustawę o zawodzie farmaceuty. Kluczowy jest art. 83, którym zmienia się ustawę - Prawo farmaceutyczne. Niestety w tym miejscu warto przytoczyć cały przepis, który rzekomo miałby być klauzulą sumienia dla farmaceutów. Za chwilę jednak go omówimy w prostszych słowach. Otóż postanowiono, że art. 96 ust. 5 Prawa farmaceutycznego (zmieniony poprzez art. 83 ustawy o zawodzie farmaceuty; wiem, to skomplikowane) będzie brzmiał następująco:

"Farmaceuta i technik farmaceutyczny mogą odmówić:

1) wykonania każdej usługi farmaceutycznej, o której mowa w art. 4 ust. 3 ustawy z dnia 28 października 2020 r. o zawodzie farmaceuty, jeżeli jej wykonanie może zagrażać życiu lub zdrowiu pacjenta lub innych osób;
2) wydania produktu leczniczego, wyrobu medycznego lub środka spożywczego specjalnego przeznaczenia żywieniowego, jeżeli:
a) powziął uzasadnione podejrzenie, że:
– produkt leczniczy, wyrób medyczny lub środek spożywczy specjalnego przeznaczenia żywieniowego, który ma zostać wydany w ramach usługi farmaceutycznej, może być zastosowany w celu pozamedycznym,
– recepta lub zapotrzebowanie, które mają być podstawą wydania produktu leczniczego, wyrobu medycznego lub środka spożywczego specjalnego przeznaczenia żywieniowego, nie są autentyczne,
b) zachodzi konieczność dokonania zmian składu leku recepturowego na recepcie, do których farmaceuta albo technik farmaceutyczny nie posiada uprawnień, i nie ma możliwości porozumienia się z osobą uprawnioną do wystawiania recept,
c) od dnia sporządzenia produktu leczniczego upłynęło co najmniej 6 dni – w przypadku leku recepturowego sporządzonego na podstawie recepty lub etykiety aptecznej,
d) osoba, która przedstawiła receptę do realizacji, nie ukończyła 13. roku życia,
e) zachodzi uzasadnione podejrzenie co do wieku osoby, dla której została wystawiona recepta".







Zdaniem niektórych - zamieszanie rozpoczęło się od tekstu "Polityki" - regulacja ta oznacza, że farmaceuta będzie mógł odmówić sprzedaży prezerwatyw, powołując się na klauzulę sumienia.

Zacznijmy od analizy punktu 2, który rzekomo przyznaje farmaceutom kontrowersyjne uprawnienie. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że przy zakupie prezerwatyw nie wchodzą w grę kwestie związane z receptą (prezerwatywy są bowiem sprzedawane bez recepty). Jedyny element ustawy, ujęty w art. 96 ust. 5 pkt 2, który w jakimkolwiek stopniu mógłby dotyczyć sprzedaży prezerwatyw to ten mówiący o powzięciu przez farmaceutę uzasadnionego podejrzenia, że produkt leczniczy, wyrób medyczny lub środek spożywczy specjalnego przeznaczenia żywieniowego, który ma zostać wydany w ramach usługi farmaceutycznej, może być zastosowany w celu pozamedycznym. Prezerwatywy są bowiem wyrobami medycznymi. I rzeczywiście istnieje możliwość odmowy ich wydania przez farmaceutę klientowi. Ale – to najistotniejsza część przepisu – gdy ktoś będzie chciał jej użyć w pozamedycznym celu. Mówiąc prościej, farmaceuta będzie mógł odmówić sprzedaży jedynie wówczas, gdy uzna, iż zastosowanie "gumki" będzie niewłaściwe, czyli nieprzewidziane przez producenta. Jaki to mógłby być przypadek? Na przykład gdyby klient z góry zaznaczył, że po zakupie opakowania prezerwatyw, zje je wszystkie na oczach aptekarza. Albo że zacznie napełniać je wodą i rzucać w osoby wchodzące do apteki. Zakładam jednak, że nie takie przypadki oburzeni ograniczeniem dostępu do antykoncepcji mają na myśli.

W ustawie znajduje się jednak także art. 96 ust. 5 pkt 1, który - jak mniemam - wzburzeni mieli na myśli i po prostu się pomylili. Przepis ten stanowi, że farmaceuta może odmówić "wykonania każdej usługi farmaceutycznej, o której mowa w art. 4 ust. 3 ustawy z dnia 28 października 2020 r. o zawodzie farmaceuty, jeżeli jej wykonanie może zagrażać życiu lub zdrowiu pacjenta lub innych osób".

Tu musimy - niestety - odwołać się do definicji usługi farmaceutycznej, która znajduje się w innym miejscu. Skracając nasze męki, wyjaśniam: jest nią m.in. wydawanie z apteki wyrobów medycznych. Sprzedaż prezerwatywy stanowi więc wykonanie usługi farmaceutycznej. Ale dopiero teraz docieramy do sedna: czy sprzedaż prezerwatywy może zagrażać życiu lub zdrowiu pacjenta lub innych osób? Nie ma jakichkolwiek dowodów medycznych na to, by szkodziło osobie noszącej prezerwatywę oraz osobie, z którą noszący „gumkę” współżyje. W grę więc wchodzi jedynie "inna osoba" w postaci dziecka. Ale gdyby uznać, że stosowanie antykoncepcji zagraża życiu nienarodzonego dziecka, byłoby to przeniesienie sporu o to, kiedy powstaje człowiek, na zupełnie nową płaszczyznę, idącą znacznie dalej niżeli przedstawiają to osoby przekonujące, że o dziecku możemy mówić już od chwili zapłodnienia. W tym bowiem przypadku należałoby uznać, że człowiek powstaje w chwili... odbywania stosunku seksualnego. Koncepcja ta jest oczywiście absurdalna.

Czy zatem, jeśli ustawa wejdzie w życie, niemożliwa będzie odmowa sprzedaży prezerwatyw przez farmaceutów? Niekoniecznie. Oczywiście mogą znaleźć się aptekarze, którzy zinterpretują przepisy ustawy w taki sam sposób, w jaki zinterpretowali niektórzy dziennikarze, a nawet farmaceuci. Ale to nie będzie kłopot z ustawą, lecz z ludźmi.