Od dziś samodzielnie mogą dyżurować tylko anestezjolodzy z drugim stopniem specjalizacji. Dyrektorzy placówek boją się, że lekarze będą chcieli wykorzystać tę sytuację do śrubowania pensji.
Od dziś obowiązują nowe standardy znieczulania pacjentów do zabiegów. Dzieci do lat 3 oraz najciężej chorych nie mogą już znieczulać lekarze z I stopniem specjalizacji. Nie wolno im również samodzielnie dyżurować. Tak przewiduje rozporządzenie ministra zdrowia z 20 grudnia 2012 r. w sprawie standardów postępowania medycznego w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii dla podmiotów wykonujących działalność leczniczą (Dz.U. z 2013 r., nr 15).
Nowe przepisy wyeliminują z dyżurów co czwartego anestezjologa. 1413 osób wykonujących ten zawód ma bowiem tylko I stopień specjalizacji, ukończyły ją w starym systemie przed 1999 r. i nie uzupełniły kwalifikacji.
Ponadto od 1 lipca 2017 r. każdy szpital powiatowy musi mieć co najmniej 4 stanowiska do intensywnej terapii, a do każdego z nich przypisanego jednego anestezjologa. Obecnie większość powiatowych szpitali zatrudnia jednego lub co najwyżej dwóch lekarzy z tej dziedziny medycyny. Trzeba więc będzie podwoić obsadę.
– Dla szpitali to dodatkowy wydatek rzędu 700–800 tys. zł rocznie – podkreśla Marek Wójcik, ekspert w sprawach ochrony zdrowia Związku Powiatów Polskich.
Dyrektorzy szpitali obawiają się lawiny żądań płacowych. I niebezpodstawnie.
Jak ustalił DGP, na Mazowszu niektórzy lekarze z pełną specjalizacją już wystąpili o podwyżkę honorarium o 10 proc., a dyrektorzy szpitali musieli się na nią zgodzić. Jak podkreśla Krzysztof Rymuza, dyrektor Szpitala Kolejowego w Pruszkowie, anestezjolodzy to newralgiczna grupa lekarzy, która w wyniku strajków wywalczyła sobie silną pozycję i najwyższe wynagrodzenia. Publiczne szpitale muszą o nich konkurować z prywatnymi placówkami, gdzie znieczulają pacjentów do zabiegów chirurgii plastycznej czy stomatologicznych. W Warszawie nie sposób zatrudnić specjalisty za mniej niż 100 zł za godzinę pracy. W mniejszych miejscowościach stawki wahają się od 65 zł w woj. zachodniopomorskim do 70 zł na Mazowszu.
– Ministerstwo Zdrowia daje anestezjologom nowe narzędzie do kolejnych roszczeń finansowych, których nie będziemy w stanie zaspokoić. Skąd mamy wziąć pieniądze na opłacenie dodatkowych etatów, skoro NFZ zmniejszył nam kontrakt na leczenie szpitalne w 2013 r. o 10 proc.? – pyta Krzysztof Rymuza.

Jedynka to za mało

Dyrektorzy podnoszą jeszcze jeden problem.
– Nie wiemy, jak zagospodarować lekarzy z I stopniem specjalizacji. To są przeważnie osoby, które przepracowały w szpitalu wiele lat, mają duże doświadczenie i z powodów ludzkich ich zwolnienie nie wchodzi w grę – deklaruje Cecylia Domżała, dyrektor Szpitala Powiatowego w Wyszkowie.
Dotychczas NFZ przymykał oczy na zatrudnianie anestezjologów z tzw. jedynką. Po wejściu w życie nowych przepisów obsadzanie nimi dyżurów może być powodem rozwiązania umowy z oddziałem zabiegowym.
Jednak zdaniem Tomasza Tuczapskiego, dyrektora lubelskiego oddziału NFZ, jest za wcześnie, aby mówić o konsekwencjach nowego prawa dla szpitali.
– Prawo będziemy egzekwować wtedy, gdy na podstawie rozporządzenia ministra zdrowia zostanie wydane zarządzenie prezesa NFZ, które jest dopiero przygotowywane. – mówi.
Obaw dyrektorów nie podzielają pomysłodawcy zmian w prawie.
– To nieprawda, że anestezjologów brakuje. Są niedobory tylko w niektórych małych powiatowych szpitalach, bo lekarze z większych miast nie chcą się tam przenosić, ale to musi się zmienić – wskazuje prof. Maria Wujtewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii.

Dla dobra pacjentów

Z kolei resort zdrowia podkreśla, że nowe standardy są niezbędne dla bezpieczeństwa pacjentów. W szpitalach dochodziło w przeszłości do wielu nieprawidłowości, kiedy np. dyżurował tylko jeden anestezjolog i wezwany do znieczulenia porodu musiał zostawić pacjentów intensywnej terapii bez opieki.
Zgodnie z rozporządzeniem szpitale oprócz kadry będą musiały uzupełnić także sprzęt oraz dokonać kosztownych remontów. Na te zmiany dostały jednak więcej czasu. Zakupów sprzętowych powinny dokonać do końca 2016 r., a sale intensywnej terapii przebudować po kolejnych dwóch latach.
Janusz Atłachowicz ze Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej przewiduje, że te koszty wymuszą łączenie się szpitali. W jednej placówce, która będzie w stanie spełnić wymogi, będą wykonywane zabiegi. Pozostałe będą musiały nastawić się na inny rodzaj usług niezabiegowych, np. przekształcić się w placówki opieki długoterminowej. Inaczej czeka je likwidacja.