Za chwilę okaże się, że do zacnego grona dołączy resort zdrowia, a w zasadzie Centrum Informatyzacji Systemów Ochrony Zdrowia. Ta instytucja odpowiada bowiem za bardzo ważny projekt – wprowadzenie e-recepty, internetowych kont pacjentów oraz rejestru usług medycznych (RUM). Jej pracownicy sami przygotowali ustawę w tej sprawie i przekonywali posłów do jej uchwalenia. Sami również wyznaczyli w niej datę przeprowadzenia całej operacji – 2014 rok.
Teraz okazuje się, że z powodu ustawiania przetargów i zmowy cenowej cała para może pójść w gwizdek. Informatyzacja zakończy się wtedy fiaskiem i stratą unijnego dofinansowania. A chodzi o niebagatelną kwotę. Łącznie ma bowiem kosztować ponad 700 mln zł. Urząd Zamówień Publicznych zakwestionował przetarg o wartości 374 mln zł. Komisja Europejska już zdecydowała o wstrzymaniu finansowania do czasu wyjaśnienia wszystkich wątpliwości.
Jeżeli te się potwierdzą, 2014 rok okaże się nic nie znaczącym łańcuszkiem kolejnych liczb. Ani resort zdrowia ani tym bardziej centrum jeszcze o tym głośno nie mówią. Pytanie tylko, w jaki sposób ta porażka zostanie uzasadniona? Z niecierpliwością czekam na wytłumaczenie. Bo o tym, że wokół informatyzacji w systemie lecznictwa źle się dzieje, wiadomo co najmniej od dwóch lat. Poprzedniczka ministra Arłukowicza nawet wysłała (co prawda z dużym opóźnieniem) zawiadomienie do prokuratury. Nic jak na razie z tego nie wynikło, niczyja głowa jeszcze nie poleciała. Cała nadzieja w premierze – on również świetnie przekuwa porażkę w sukces.