Szpitale nie zgłaszają dawców, bo personel skupia się na pandemii, a pacjenci boją się decydować na przeszczep
Było źle, jest jeszcze gorzej – liczba przeszczepów jest najniższa od lat. W kwietniu było ich zaledwie 54, podczas gdy w poprzednich latach więcej niż 100 (rok temu 130). Eksperci przewidują, że maj będzie jeszcze gorszy. Główny powód to pandemia.
Transplantacje są odkładane. Pacjenci czekają – nie tylko na przeszczep, ale i na kwalifikację do niego, nie zawsze mają gdzie wykonywać konieczne, specjalistyczne badania. Problem mają także osoby po transplantacji, które muszą monitorować stan zdrowia. A kolejki i wcześniej były długie, bo takich zabiegów w Polsce wykonuje się zbyt mało w stosunku do potrzeb.
– To jest dramat: brak informacji, odwoływane operacje i wizyty kontrolne, badania wykonywane na własny koszt, a to średnio kilkaset złotych. Przy takiej liczbie zabiegów nie każdy doczeka przeszczepu – mówi Iwona Nowik z ruchu pacjentów „My przed/po transplantacji”. Sama po przeszczepie wątroby.
Pod koniec zeszłego roku trwały prace nad nowym programem na lata 2020–2022, który miał zwiększyć liczbę przeszczepów, ale pojawił się koronawirus i sytuacja zamiast się poprawić, jeszcze uległa pogorszeniu.
– Kiedy zaczęła się pandemia, wydałem zalecenia, żeby ograniczyć transplantacje tylko do tych najpilniejszych. Co jest pilne, o tym decyduje już lekarz – przyznaje prof. Lech Cierpka, konsultant krajowy ds. transplantacji.
Głównie chodzi o zagrożenie dla pacjentów. Po przeszczepie odporność spada niemal do zera. A to właśnie szpitale są miejscami, w których pojawiają się ogniska chorobowe. Poza tym brakuje lekarzy i sprzętu. Anestezjolodzy muszą być w pogotowiu, gdyby trafił się ciężki pacjent z koronawirusem, także na tę okoliczność trzymane są respiratory.
Na podobne problemy zwraca uwagę mec. Aneta Sieradzka z kancelarii Sieradzka&Partners i Uniwersytetu Gdańskiego, prowadząca blog „Prawo w transplantacji”. Wskazuje, że choć nie ma zakazu przeprowadzenia przeszczepień podczas epidemii (gdy narządy pochodzą od dawców zmarłych), to pojawiły się dodatkowe obostrzenia, zalecenia i procedury. Zawieszono natomiast programy przeszczepiania narządów od żywych dawców. – Przyczyn nagłego spadku liczby transplantacji należy szukać po stronie systemowej, bo lekarze chcą leczyć i ratować pacjentów, ale się im to utrudnia. Szpitale przekształcone w tzw. jednoimienne zakaźne zostały wyłączone z pobierania i przeszczepiania narządów, zawieszona została aktywność także wielu innych placówek, które pobierały narządy, a w których np. pojawiły się przypadki COVID-19 – mówi prawniczka.
Profesor Lech Cierpka przyznaje, że z jednej strony szpitale zgłaszają mniej dawców, ale także i pacjenci boją się przeszczepów. Jeżeli działa dializa, na przeszczep nerki można poczekać, ale są przypadki, gdy obecna sytuacja oznacza dramat. – Tak jest choćby z pacjentami czekającymi na nową wątrobę, bo czas jest tu bardzo istotny. Albo kiedy dziecko potrzebuje przeszczepu serca i jest okazja – a tych jest bardzo mało – trudno czekać – mówi. – Wiem, że to nie jest prosta sytuacja, ale to lekarz musi podjąć decyzję. I rozważyć zyski i straty – dodaje prof. Cierpka. Podkreśla, że podobna sytuacja jest na całym świecie.
W Wielkiej Brytanii statystyki dramatycznie się pogorszyły. W poprzednim roku było ok. 80 przeszczepów tygodniowo. Obecnie jest ich od kilku do kilkunastu. Tylko te pilne: najczęściej serca czy wątroby.
Mecenas Sieradzka zwraca uwagę, że przeszczepianie narządu w krótszej lub dłuższej perspektywie zawsze jest zabiegiem ratującym życie. – Oczywiście wiążą się z tym obawy i są one zrozumiałe, zważywszy że – jak wynika ze statystyk – placówki ochrony zdrowia są źródłem zakażeń – podkreśla. – Ważne jest, aby nawet w tym trudnym czasie pacjent, który decyduje się na transplantację, miał poczucie bezpieczeństwa. Szpitale stosują najwyższe standardy. Wprowadzono obligatoryjne testy dla dawcy i biorcy na obecność COVID-19. Placówki medyczne obsługiwane przez moją kancelarię po wdrożeniu nowych procedur wróciły do pracy, wykonują zabiegi chirurgiczne, także np. z zakresu chirurgii plastycznej, które ratującymi życie nie są, a są obarczone ryzykiem – podkreśla.