- Złożyliśmy wniosek do ministra o wydanie zarządzenia zobowiązującego lecznice do wywieszenia w widocznym miejscu informacji, że pracownicy medyczni są funkcjonariuszami publicznymi, a za ich znieważenie grożą kary - mówi Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych fot. Michał Hara/Materiały Prasowe / DGP
Pielęgniarki są jedną z grup zawodowych najbardziej narażonych na przemoc. Niedawno w szpitalu w Częstochowie pielęgniarkę zaatakował pacjent z nożem. Czy ten problem narasta, czy po prostu jest bardziej nagłaśniany?
Skala jest coraz większa. Ponieważ pielęgniarki są na pierwszej linii frontu, coraz częściej spotykają się z przemocą i agresją ze strony pacjentów, zwłaszcza w szpitalach. Najczęściej to agresja słowna, ale zdarzają się i rękoczyny. To są zdarzenia, które powinny być rejestrowane, a czasem kwalifikowane jako wypadki w pracy, nie zawsze jednak tak się dzieje. Czasem nie chcą tego zgłaszać sami poszkodowani, wiążą się z tym bowiem określone formalności, czasem sprawę wolą zamieść pod dywan dyrektorzy. Tymczasem z każdego przypadku agresji powinny być wyciągane wnioski, by łatwiej było zapobiegać takim sytuacjom.
Dostrzegając nasilające się akty przemocy ze strony pacjentów, pod koniec października Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych złożył wniosek do ministra zdrowia o wydanie zarządzenia zobowiązującego podmioty lecznicze do wywieszenia w miejscu widocznym dla wszystkich przebywających w placówce informacji, że pracownicy medyczni są funkcjonariuszami publicznymi, a za ich znieważenie w trakcie wykonywania obowiązków są określone sankcje wynikające z kodeksu karnego.
Można zastanowić się też nad takim rozwiązaniem jak podpisywanie przez pacjenta oświadczenia: „Mam wiedzę, że pracownik medyczny jest funkcjonariuszem publicznym i za jego znieważenie grożą określone sankcje karne”. Pewnie nie powstrzymałoby to osób pod wpływem alkoholu i środków odurzających, które najczęściej bywają skłonne do przemocy, ale w przypadku innych agresorów mogłoby to ostudzić emocje. Chorzy mają Kartę Praw Pacjenta i to jest bardzo dobry akt, ale powinni też mieć informację, a co za tym idzie wiedzę o prawach personelu medycznego.
Odrębnym problemem jest brak ochrony w szpitalach. W firmach zabezpieczających często pracują starsi panowie, najczęściej emerytowani funkcjonariusze, którzy w groźnych sytuacjach się wycofują, tłumacząc, że mają w umowie ochronę mienia, a nie osób. Warto, by szpitale zawierały umowy, które chroniłyby również pracowników.
Problemem w ochronie zdrowia jest też mobbing. Pielęgniarki często padają jego ofiarą?
Takich przypadków przybywa, choćby dlatego, że zmniejsza się liczba lekarzy i pielęgniarek, a tym samym pogarszają się warunki pracy i wzrasta obciążenie tych, którzy pozostają w systemie. Często dochodzi do konfliktów na tle wykonywania obowiązków w warunkach, które nie są bezpieczne ani dla personelu, ani dla pacjentów. Zbyt małą wagę przywiązuje się do czynników psycho-społecznych w środowisku pracy. Zdarza się, że kierownicze funkcje sprawują osoby, które nie nadają się do zarządzania. To, że ktoś jest dobry merytorycznie, nie znaczy, że potrafi zarządzać zespołem.
Prowadzimy obecnie kilka takich spraw. Niestety postępowania w sprawach o mobbing trwają bardzo długo, co jest dużym obciążeniem psychicznym dla poszkodowanych. Jedna ze spraw ciągnie się od 2016 r. Przepisy są niedoskonałe, mobbing trudno udowodnić. Dlatego radzimy, żeby wszystko dokumentować, notować, pozyskiwać oświadczenia świadków. Niestety często pokrzywdzeni odpuszczają, bo są to dla nich trudne sytuacje osobiste. A warto walczyć, bo każda wygrana sprawa wzmacnia potencjalne ofiary mobbingu i zachęca inne osoby do walki o swoje prawa.
Czy dzięki wprowadzeniu norm zatrudnienia (czyli uzależnieniu liczby pielęgniarek od liczby łóżek) warunki pracy są lepsze?
Oczekiwałyśmy, że dzięki tym przepisom sytuacja się poprawi. Tak niestety się nie stało. Choć minęło 10 miesięcy, na wielu oddziałach szpitalnych w Polsce dochodzi do prób obchodzenia prawa. Wielu dyrektorów tłumaczy to brakami kadrowymi, ale nie podejmują działań, aby stworzyć pielęgniarkom i położnym optymalne warunki pracy. Problem braku kadry omija placówki, które wynagradzają pracowników w sposób właściwy do zakresu zadań i odpowiedzialności, a do tego stwarzają warunki rozwoju zawodowego. Jest ich jednak niewiele.
Luki pokoleniowej szybko nie zapełnimy, choć jest pewien postęp, bo obecnie 100 proc. absolwentów studiów odbiera prawo wykonywania zawodu, a kilka lat temu była to zaledwie jedna trzecia. Dziś z ok. 5 tys. osób kończących studia wszyscy nabywają uprawnienia, ale 9 tys. pielęgniarek rocznie odchodzi na emeryturę. Czyli nadal brakuje nam blisko 50 proc.
Czy normy są więc możliwe do wyegzekwowania?
Zamiast zastanawiać się, czy wystarczy pielęgniarek do spełnienia norm w szpitalach, należałoby zastanowić się, jak zracjonalizować liczbę lecznic tak, aby zabezpieczyć niezbędne świadczenia na właściwym poziomie. Według publikowanych międzynarodowych badań naukowych Polska ma zbyt dużą liczbę nieuzasadnionych hospitalizacji, zbyt niskie obłożenie łóżek i zbyt małą liczbę łóżek długoterminowych. Wiele oddziałów już dawno powinno zostać zamkniętych, bo są źle wyposażone i nie w pełni wykorzystywane, ale to decyzja niepopularna i niepolityczna. Potwierdziło się to, gdy w wielu placówkach likwidowano łóżka po wprowadzeniu norm i okazało się, że wiele było obłożonych w 30–50 proc.
Normy usiłuje się obchodzić, mamy takie sygnały od organizacji zakładowych. Mieliśmy niedawno wspólne posiedzenie związku i samorządu, zastanawialiśmy się, jak poprawić nadzór nad przestrzeganiem tych przepisów, bo w wielu placówkach są one martwe. Od samego początku rozmów o wprowadzeniu norm wnioskowaliśmy o dodatkowe gratyfikacje dla podmiotów, które je spełnią. Warto byłoby też przeprowadzić kampanię społeczną, by uświadomić pacjentom, że mają prawo do właściwej opieki, a normy zatrudnienia pielęgniarek mają ją im zapewnić. Są też prowadzone kontrole, a my przygotowaliśmy dla kontrolerów listę najczęściej wykazywanych nieprawidłowości, by wiedzieli, na co zwracać uwagę.
Jakie to nieprawidłowości?
Pomysłowość jest wielka. Wciąż słyszymy o dostawkach, fotelach (dyrektorzy likwidują łóżka na papierze, a lekarze nadal kładą pacjentów na korytarzach i tych dodatkowych łóżek nie wlicza się do stanu). Radzimy kontrolującym, by sprawdzali, kim są wpisane na grafiku osoby, bo niektóre szpitale oszukują – wpisują tam opiekunów medycznych, sekretarki medyczne, wykazują funduszowi osoby zmarłe, pielęgniarki zatrudnione w poradniach, a nie na oddziałach, osoby na cząstkowych etatach. Zdarza się też delegowanie pielęgniarek poza macierzyste oddziały i wykazywanie ich na obu.
Czy podwyżki przyciągną młode osoby do zawodu?
Jest pewna poprawa, ale nie dla wszystkich i nie wszędzie. Duże znaczenie miało rozporządzenie w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej, zgodnie z którym w sierpniu i październiku pracodawcy wykazują liczbę pielęgniarek i na podstawie tych deklaracji przekazywane są środki na podwyżki. To ukłon w stronę wchodzących do zawodu absolwentek. Ale pielęgniarki na początku drogi zawodowej wciąż zarabiają mało.
Dlatego sprawą, o którą musimy teraz zawalczyć, jest zmiana współczynników w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Teraz bowiem może dojść do ponownej pauperyzacji zawodu pielęgniarki. Od stycznia najniższe wynagrodzenie wzrośnie do 2,6 tys. zł, wyłączony został z niego dodatek stażowy, więc pani salowa z 20-letnim stażem (której przysługuje dodatek w wysokości 500 zł) dostawać będzie 3,1 tys. zł, a pielęgniarka po licencjacie niespełna 2,7 tys. zł (0,64 x 4,2 tys. zł). Tak ukształtowane wynagrodzenia nie są współmierne do odpowiedzialności – za pacjentów, współpracowników, za organizację pracy w oddziale. Pisaliśmy w tej sprawie i do premiera, i do ministra. Uważamy, że powinno to być priorytetem dla nowego rządu.
Oczywiście naszym zdaniem najmniej zarabiający powinni mieć wyższe wynagrodzenia, ale muszą za tym pójść podwyżki dla pozostałych pracowników. ©℗