Indywidualny plan leczenia jest kluczowy w terapiach onkologicznych i eksperci nie mają wątpliwości, że należy modyfikować sposób postępowania w zależności od potrzeb danego pacjenta i rodzaju jego choroby

Jednym z rozwiązań jest sekwencyjność, polegająca na dokładaniu kolejnych schematów kuracji. To leczenie, które – zdaniem lekarzy – ma szansę uczynić z raka chorobę przewlekłą, a nie nieuleczalną. – Pod hasłem leczenia sekwencyjnego kryją się pewne schematy działania. Taki sposób myślenia pomaga zorganizować leczenie uzupełniające do klasycznej terapii: np. chemia, sekwencyjne leczenie hormonalne plus radioterapia. Nowość polega na tym, że powstanie plan w zależności od cech i biologii samego nowotworu – tłumaczyła prof. Marzena Wełnicka-Jaśkiewicz, ordynator Oddziału Chemioterapii Dziennej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i wojewódzki konsultant ds. onkologii klinicznej, podczas panelu ”Czas leczenia – czas życia. Terapia sekwencyjna w onkologii„ odbywającego się podczas Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach. Jak precyzowała: terapia sekwencyjna to medycyna nastawiona na konkretnego pacjenta, według jego potrzeb i dostosowana do cech nowotworu danego chorego.

Prof. Barbara Czerska-Pieńkowska z Polskiego Towarzystwa do Badań nad Rakiem Piersi dodała, że kolejnym aspektem leczenia sekwencyjnego jest to, że pozwala na bardziej kompleksowe myślenie o chorobie. Jak wyjaśniała, inaczej czuje się chory, który dopiero słyszy diagnozę, a inaczej taki, który jest już leczony, a jeszcze inaczej temu, który ma przerzuty. – Na początku samo słowo rak budzi lęk. I wtedy kondycja psychospołeczna pacjenta i jego rodziny jest największym problemem. Potem jest życie w cieniu choroby, bo ona nawraca, ale leczenie sekwencyjne i dostęp do niego to przeciwwaga dla choroby – tłumaczyła. Eksperci podkreślali, że to umożliwia chorym dłuższą aktywność zawodową, bowiem przynosi mniej efektów ubocznych.

– Najtrudniejsze jest leczenie przerzutów. Przy trzecim rzucie jest jeszcze trudniej niż przy drugim. Leczymy w ramach programów, a tu są bardzo dokładne wskazania – tłumaczyła prof. Wełnicka-Jaśkiewicz. – Zdarza się, że chory może nie zostać zakwalifikowany do tego etapu leczenia. Np. w przypadku raka jelita grubego pozostajemy w tyle za innymi krajami, które są tym chorym w stanie zapewnić leczenie trzeciej linii. Nasi pacjenci borykają się więc z jeszcze większymi problemami. Bo to rodzaj raka, który pozwala normalnie funkcjonować, ale przy kolejnym nawrocie choroby to robi się problematyczne – wyjaśniała. Jej zdaniem niezbędne jest leczenie pełne w trzeciej i czwartej linii. – To nie są wielkie koszty, bo grupa pacjentów jest ograniczona. Przecież do tych linii kwalifikują się pacjenci w stosunkowo dobrej kondycji, jako lekarze jesteśmy odpowiedzialni i wiemy, kogo do takiego leczenia możemy kwalifikować – dodała.

Prof. Barbara Radecka, ordynator Oddziału Onkologii Klinicznej Opolskiego Centrum Onkologii, podkreślała, że populacja chorych na raka jelita grubego nie jest jednorodna. A więc nie możemy wszystkich leczyć tym samym. Refundacja nie pozwala zastosować leków z trzeciej linii już na etapie pierwszej. Dlaczego? Kryteria programów lekowych są tak ustawione, że nie pozwalają zastosować po raz drugi tego samego leku. Kolejny przykład: przy leczeniu immunoterapią pacjent jest leczony skutecznie, i nawet jeżeli ma remisję choroby, to lekarze nie przerywają leczenia. – Bo jak to zrobimy, to po takiej przerwie nie mogę użyć tej terapii ponownie. Takie zapisy administracyjne nie mają żadnego uzasadnienia medycznego – mówiła prof. Radecka.

Główny problem jest taki, że choć wiadomo, że leczenie sekwencyjne jest efektywne, to może być bardziej kosztowne, więc żeby je wprowadzić, należy zmienić sposób myślenia o terapiach onkologicznych. – To naprawdę wydłuża życie pacjentów. Oczywiście nie chodzi o to, żeby odejść od tradycyjnego leczenia, tylko żeby móc dodawać kolejne elementy. Barierą we wdrożeniu leczenia sekwencyjnego jest jednak brak refundacji – mówiła Radecka.

Jak podkreślał prof. Tadeusz Pieńkowski z radomskiego Centrum Onkologii, w leczeniu nowotworów pojawiają się nowe metody i leki czy schematy leczenia, dające szansę na niemal całkowite wyleczenie lub znaczące wydłużenie życia. Kłopot etyczny polega na tym, że lekarze, znając istniejące możliwości, nie mogą zaoferować ich pacjentom, bo dana terapia nie jest refundowana w naszym systemie. – Problem nie polega na tym, czy jest lek dla danego chorego, tylko czy jest finansowany. Proces między wymyśleniem nowej cząsteczki a momentem, kiedy staje się ona realnie dostępna dla pacjenta, jest w Polsce wyjątkowo długi. A nawet jeżeli będzie refundacja, to pod kilkoma warunkami i skorzystanie z niej jest warunkowane i w efekcie lek nie jest dostępny dla wszystkich. To jest bardzo trudne również dla lekarzy – mówił prof. Pieńkowski. Dodał, że od lat prowadzona jest stała dyskusja o tym, że tak niskie nakłady na leczenie raka jak w Polsce są nieopłacalne.

Istnieją konstruktywne rozwiązania, tylko decydent musi chcieć je wprowadzić. – Nadzieję pacjentom dają lekarze, ale też płatnik, który decyduje o życiu pacjentów. Całe nasze środowisko jest od tego, żeby decydenci wiedzieli, że nie można wystawiać życia pacjentów na próbę – dodała prof. Czerska-Pieńkowska.

Kolejnym kłopotem, który można byłoby rozwiązać, jest rozbudowana i bardzo uciążliwa dla lekarzy biurokracja, która często wpływa na to, że część medyków może rezygnować z walki o najnowsze leczenie dla swoich chorych. Jak tłumaczyła dr Radecka, rozliczanie programów lekowych wymaga oddzielnego raportowania: nie tylko świadczeń wykonanych w poradni, ale dodatkowo trzeba np. zeskanować wyniki mammografii, zrobić zdjęcia wyników. Tego nie robi pracownik administracyjny, ale lekarz.

Prof. Pieńkowski podkreślał, że administracja związana z leczeniem onkologicznym jest absolutnie przerośnięta. – Nie mówię, że lekarzy nie trzeba kontrolować, ale to nie ma nic wspólnego z leczeniem. Tylko ze sprawdzeniem lekarza, czy on wszystkie te czynności wykonał. Ta biurokracja zabija możliwości aktywnego i efektywnego leczenia pacjentów – mówił.