Są choroby, których system mundurowych nie przewiduje. A przy orzekaniu o uszczerbku na zdrowiu nie ma równości wśród funkcjonariuszy.
Są choroby, których system mundurowych nie przewiduje. A przy orzekaniu o uszczerbku na zdrowiu nie ma równości wśród funkcjonariuszy.
Każda polska formacja – od Centralnego Biura Antykorupcyjnego przez Służbę Więzienną, ABW po wojsko – ma swój własny wykaz chorób. Gdy trzeba orzekać o uszczerbku na zdrowiu, ta różnorodność staje się problemem. W ekstremalnych przypadkach część urazów w ogóle nie ma swoich definicji, mimo że na świecie są one już od dawna rozpoznane i leczone.
– Brakuje precyzyjnych definicji. Poza pojęciem „trwałe potraumatyczne zmiany osobowości” – mówi DGP Bartosz Cichocki, współautor analizy dotyczącej problemu zaburzenia stresowego pourazowego (PTSD) oraz urazowego uszkodzenia mózgu (TBI) w polskim prawie. Właśnie trafiła ona do ministerstw, którym podlegają służby i KPRM. Cichocki liczy, że pomoże ona uporządkować obecną, niejasną sytuację.
Jak ten problem wygląda w praktyce? W rozporządzeniu w sprawie wykazu chorób i ułomności wraz z kategoriami zdolności do służby w CBA występują pojęcia „zaburzenie stresowe pourazowe przebyte lub rokujące poprawę”, „zaburzenie stresowe pourazowe utrwalone” i „trwałe potraumatyczne zmiany osobowości”. W nieco gorszej sytuacji są funkcjonariusze Służby Więziennej. Wraz z kategoriami zdolności do służby nie występuje ani „zaburzenie stresowe pourazowe”, ani „PTSD”, czyli zespół stresu pourazowego. Na podobne choroby nie mogą również cierpieć funkcjonariusze wywiadu skarbowego. W rozporządzeniu ministra finansów regulującym zdolność do służby takie nazwy się nie pojawiają. W armii – doświadczonej misjami w Iraku i Afganistanie – jest lepiej. – Wszyscy żołnierze (uczestnicy misji zagranicznych) mogą mieć orzeczony uszczerbek ze względu na PTSD, czyli zaburzenie stresowe pourazowe – wyjaśnia płk Leszek Stępień, dyrektor Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa. Jednak i w przypadku wojska pozostaje wiele do życzenia.
Grzegorz Wydrowski, były żołnierz GROM i weteran Afganistanu, podczas powrotu z jednego z patroli najechał na ładunek wybuchowy. – Zauważyłem kątem oka, że coś jest nie w porządku. Chwilę później najechaliśmy na ładunek domowej roboty – opowiada. Miał szczęście. Tydzień później podobna sytuacja przyniosła ofiarę śmiertelną. – Nas tylko ogłuszyło, a pojazd odrzuciło kilka metrów dalej. Teoretycznie byliśmy cali: mieliśmy ręce i nogi – dodaje.
Na misji został do końca zmiany. Po powrocie badania wykazały u Wydrowskiego 70-proc. ubytek słuchu. Ubytek słuchu jest na liście urazów żołnierza wracającego z misji. Nie ma zmian spowodowanych mikrourazami. Czyli tzw. TBI w mózgu. – Ja te zmiany wyraźnie czuję. Wykazują je również badania mózgu – mówi Wydrowski, który jest również założycielem Fundacji „Sprzymierzeni Grom”. W jego przypadku zaczęło się od zapominania o drobnych sprawach. Później pojawiły się kłopoty ze snem. – Podczas wykładów zacinałem się, gubiłem wątek. Sam nie dostrzegałem, że dzieje się coś złego. Według lekarzy jestem w normie. Wiem jednak, że aby trafić do GROM, musiałem spełnić ponadstandardowe normy.
Teraz moje zdolności są przeciętne. Większość nie zauważyłaby, że mam kłopoty. Ale dla mnie różnica jest ogromna – dodaje.
Początkowo nie chciano nawet dostrzec jego problemu. Na liście przyczyn wypadków przy pracy nie było czegoś takiego, jak improwizowany ładunek wybuchowy (IED). Jednak coś, czego nie było w formalnym wykazie, spowodowało u niego widoczne na tomografii zmiany w mózgu. – Lekarze wysyłali mnie do psychologa. Więcej nie są w stanie zaoferować – mówi.
Historii podobnych jak jego jest więcej. Do fundacji zgłaszają się kolejni żołnierze z podobnymi objawami. Mimo lat doświadczeń wojska z misjami nadal nie mogą liczyć na pomoc.
Thomas Drago Dzieran, który służył w amerykańskiej jednostce Navy Seal, przyznaje, że w Polsce niewiele osób wie o PTSD. Jeszcze mniej o TBI. – Podobnie było w USA po wojnie w Wietnamie. Wracających żołnierzy faszerowano lekami, byli zamykani w szpitalach psychiatrycznych – opowiada w rozmowie z DGP.
W USA prowadzone są szkolenia i wstępna selekcja, która pozwala eliminować kandydatów szczególnie narażonych na skutki stresu pourazowego. Nie da się jednak uniknąć urazów mechanicznych. Także takich jak w przypadku Wydrowskiego i Dzierana spowodowanych falą uderzeniową.
W USA TBI – czyli urazowe uszkodzenie mózgu – jest na liście urazów, które obok stresu pourazowego mogą dotknąć żołnierzy wracających z misji. Dzieran po powrocie do Ameryki miał pogłębiające się problemy z pamięcią. Do tego stopnia, że od pewnego momentu kiedy jechał na lotnisko, przez cały czas trzymał w ręku bilet, by nie zapomnieć, jaki jest cel jego podróży. Równocześnie przez cały czas kontrolował czas i miejsce wylotu. Miał problemy z czytaniem ze zrozumieniem treści. Nie przyswajał nowego materiału.
Dostawał leki, ale terapia była nieskuteczna. Leczenie wymagało pobudzania odpowiednich partii mózgu przez elektrody. – Dopiero po tym zrozumiałem, jak wielki miałem problem. Także z emocjami, co potwierdzili moi bliscy – wspomina nasz rozmówca. W Polsce takie pojęcie jak urazowe uszkodzenie mózgu w dokumentach przygotowanych przez resorty zajmujące się służbami mundurowymi nie istnieje. – Dopóki nie zostanie wprowadzone, nie będzie można go leczyć. To błędne koło – komentuje Wydrowski.
Sami lekarze komentują, że urazy związane z TBI bardzo łatwo zdiagnozować.
Powodują problemy z pamięcią krótkotrwałą, z uczeniem się, z koncentracją czy z kontrolą impulsywnych zachowań. Uraz może powodować kłopoty z mową oraz drażliwość czy apatię. TBI może też zwiększać prawdopodobieństwo zaburzeń lękowych. Co ważne, TBI nie musi być związane z pobytem na wojnie. Przyczyną mogą być upadki, wypadki komunikacyjne, zderzenia. Jednak według polskiego systemu obejmującego funkcjonariuszy służb czy żołnierzy takie coś po prostu nie istnieje.
Dobrze wyszkoliliśmy Afgańczyków
Szef MON poinformował wczoraj o sukcesie polskich komandosów w Afganistanie. Jednostki specjalne z tego kraju przy wsparciu polskich żołnierzy uwolniły jedenastu zakładników przetrzymywanych przez talibów w prowincji Helmand. – To wielki sukces sił afgańskich, które wyszkolone zostały przez Polaków – mówił Antoni Macierewicz. Wśród uwolnionych Afgańczyków jest dwóch żołnierzy, czterech policjantów i pięciu cywilów. – Dzięki współpracy wojsk z polskim kontrwywiadem wojskowym udało się namierzyć miejsce przetrzymywania zakładników – poinformował Macierewicz.
Pasztuński Helmand w dużej części kontrolowany jest przez talibów. Od początku operacji sił NATO i USA w Afganistanie nigdy nie udało się nad nim przejąć kontroli. To w Helmandzie zlokalizowany jest również afgański przemysł narkotykowy i przemytniczy. – Operacja, o której mówimy, dotyczyła zdobycia więzienia talibskiego w miejscowości w pełni opanowanej przez tych terrorystów – podkreślił szef MON. Jak podaje serwis Voice of America, Polacy nie brali bezpośredniego udziału w walkach. Minister precyzował, że polscy żołnierze „sami nie podejmując walki, pokazali, iż można doprowadzić do działań na rzecz pokoju i spychania do defensywy terrorystów, ratowania ludności cywilnej, przeciwstawiania się fali terroru, która dzisiaj przewala się przez cały świat, a która w dużym stopniu ma swoje źródło m.in. w Afganistanie”. Jak informuje VOA, Polska w najbliższym czasie na prośbę sojuszników zwiększy liczbę żołnierzy w Afganistanie z 200 do 230.
Polscy mundurowi nie mają prawa leczyć urazowego uszkodzenia mózgu
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama