Zielony certyfikat dostaną nie tylko zaszczepieni, lecz także ozdrowieńcy i ci z negatywnym wynikiem testu.
Zielony certyfikat dostaną nie tylko zaszczepieni, lecz także ozdrowieńcy i ci z negatywnym wynikiem testu.
Wprowadzenie cyfrowego certyfikatu, który ma ułatwić podróże, zaproponowała wczoraj Komisja Europejska. Na ten ruch czekały zwłaszcza kraje południa Europy. Prym wiodła Grecja, która nie chce stracić kolejnego sezonu turystycznego. – Chcemy przyspieszyć proces legislacyjny. Jeżeli nie będzie kłótni politycznych, to jest szansa, żeby regulacja obowiązywała od 15 czerwca – mówi jeden z naszych rozmówców z KE.
Green pass będzie mógł zawierać trzy informacje: potwierdzenie szczepienia, wynik testu (prawdopodobnie do 10 dni wstecz) oraz świadectwo przechorowania. Ozdrowieńcy zyskają zielone światło na swobodne poruszanie się po UE przez sześć miesięcy. Zaświadczenia mają wydawać laboratoria, które wykonywały test, lub punkty szczepień. Mają to być jednostki certyfikowane przez państwo. Dowodem ma być kod QR, którego wzór przygotuje KE.
Dzięki temu, że nasz model jest scentralizowany, Polska ma szansę bardzo szybko wejść do systemu. Jest jeden system, w którym widać, kto przebył chorobę (jeżeli zrobił test w publicznej służbie zdrowia), kogo zaszczepiono i jakim preparatem. Już teraz wszystkie punkty szczepień i laboratoria są na listach akredytowanych przez MZ i NFZ.
Projekt budzi też kontrowersje. Pierwsza sprawa to bezpieczeństwo danych: kto będzie mieć do nich dostęp i gdzie będą przechowywane. Zabezpieczeniem ma być to, że na lotnisku czy na innym przejściu granicznym będą widoczne tylko dane identyfikacyjne – że green pass należy do okazującej go osoby. Dane medyczne dotyczące szczepienia lub testu będą w posiadaniu (tak jak jest to do tej pory) laboratoriów czy placówek medycznych. Drażliwą kwestią było też to, jakie szczepionki będą brane pod uwagę. Najpierw nieoficjalnie mówiono, że tylko te, które autoryzowała Europejska Agencja Leków, co wykluczałoby zaszczepionych chińską czy rosyjską szczepionką. A te wprowadziły Węgry i Słowacja. Sprawa ta wczoraj nie została rozstrzygnięta i będzie przedmiotem dalszych uzgodnień m.in. na przyszłotygodniowym szczycie unijnych przywódców. Jednym z pomysłów jest włączenie WHO – Światowa Organizacja Zdrowia ma własną listę uznanych szczepionek, ale na razie są na niej tylko trzy preparaty: Pfizera/BioNTechu, AstryZeneki oraz Johnson & Johnson.
Według naszych źródeł w Polsce to właśnie paszport szczepionkowy był jednym z czynników, dla których nasz kraj nie zdecydował się kupno szczepionek niezatwierdzonych przez UE. – Nie można się przecież zaszczepić dwoma szczepionkami, najpierw chińską, która byłaby szybciej dostępna, a potem tą autoryzowaną przez EMA tylko po to, żeby dostać paszport – mówi nasz rozmówca zbliżony do rozmów. O zakupie z prezydentem Chin Xi Jinpingiem rozmawiał prezydent Andrzej Duda. Trzeci problem: kraje takie jak Francja obawiały się, czy green pass nie będzie dyskryminował tych, którzy nie chcą lub nie mogą się zaszczepić. Dlatego w zielonym certyfikacie znajdą się informacje nie tylko o szczepionce, lecz także o wyniku testu lub nabytych przeciwciałach.
Zasady poruszania się w ramach UE mają być dla wszystkich takie same. To oznacza, że poszczególne państwa nie będą mogły np. dogadywać się, że u nich rosyjska szczepionka jest uznawana, dopóki nie będzie na to zgody w całej UE.
Nawet wśród ekspertów KE podnoszą się głosy dotyczące logiki tych rozwiązań. Nie ma nadal jasnych badań mówiących o odporności ozdrowieńców. Wiadomo też, że szczepienia chronią osobę, która przyjęła preparat, nie jest jednak jasne, czy ona sama nie przenosi wirusa. A więc czy może zarażać.
Green pass będzie obowiązywać kraje UE oraz Norwegię, Liechtenstein, Islandię i Norwegię, jeśli zdecydują się je wprowadzić.
Wzrost zakażeń zmusił rządy do rewizji strategii walki z wirusem
To niedawne złagodzenie obostrzeń jest przyczyną wybuchu trzeciej fali pandemii w Niemczech, stwierdził w rozmowie z niemiecką stacją telewizyjną ARD epidemiolog Dirk Brockmann z Instytutu Roberta Kocha. Za naszą zachodnią granicą wciąż oficjalnie obowiązuje lockdown, ale na początku miesiąca część restrykcji została zniesiona. Otwarto m.in. szkoły i przedszkola.
– Na podstawie danych, które obecnie posiadamy, opowiadamy się za natychmiastowym powrotem lockdownu – stwierdził Christian Karagiannidis, dyrektor naukowy Niemieckiego Stowarzyszenia Interdyscyplinarnego Intensywnej Terapii i Medycyny Ratunkowej. Niemiecki plan zakłada, że 22 marca nastąpi kolejny etap luzowania restrykcji, uwzględniający otwarcie kin, teatrów i lokali gastronomicznych. Choć władze w Berlinie nie podjęły jeszcze żadnych decyzji, przyszłość tej strategii pozostaje niepewna.
Na szybką reakcję zdecydowały się za to Włochy. – Wciąż pamiętamy, co stało się zeszłej wiosny. Chcemy zapobiec powtórce wydarzeń – mówił premier Mario Draghi. Od poniedziałku we Włoszech obowiązują nowe obostrzenia. Lockdown objął połowę z 20 regionów. Szkoły, sklepy, restauracje i muzea pozostaną zamknięte do 6 kwietnia. Podobny scenariusz spotka pozostałe regiony, jeśli przekroczony zostanie próg 250 zakażeń na 100 tys. mieszkańców. W zapobieganiu rozprzestrzeniania się wirusa pomóc ma także ogłoszenie całego kraju (z wyjątkiem Sardynii) czerwoną strefą na okres świąt wielkanocnych. Draghi zapowiedział, że kraj zwiększy tempo szczepień do co najmniej 500 tys. dawek dziennie.
W szczepionkach nadzieję pokłada również prezydent Francji Emmanuel Macron. – Zamknięcie całego państwa to ostateczność – mówił we wtorek premier Jean Castex. Na razie rząd zwiększa zakres obostrzeń tylko w niektórych regionach. Castex przyznał, że obowiązująca godzina policyjna i weekendowe lockdowny w dwóch regionach kraju nie są już wystarczającym rozwiązaniem. Nowymi obostrzeniami ma zostać objęty przede wszystkim obejmujący Paryż region Île-de-France, gdzie wzrost zakażeń doprowadził do przeciążenia szpitali.
Karolina Wójcicka
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama