Czatowanie na bilety lotnicze po okazyjnej cenie to za mało. Naprawdę oszczędni podróżnicy potrafią tak wszystko zorganizować, że na zwiedzaniu jeszcze zarabiają
Adam Blaska zjechał właściwie już prawie cały świat, podobnie jak jego przyjaciel Sebastian Kuffel, który uwielbia wyjazdy w najbardziej egzotyczne miejsca. Pasję odziedziczył też jego syn Marek, który ze wszystkich kierunków najbardziej upodobał sobie Indie i Maroko. Trójkę Gliwiczan trzy lata temu naszła myśl. – Z każdego wyjazdu przywoziliśmy dla siebie, rodziny i znajomych tony pamiątek, nie tylko lokalne rzemiosło, ubrania, lecz także kosmetyki czy przyprawy – wspomina Adam. – W pewnym momencie stwierdziłem, że gdybym część z tych pamiątek odsprzedał, zwróciłby mi się bilet na samolot. Tak pojawił się pomysł na biznes – dodaje. I tak powstał Etnobazar.pl, platforma na wzór Allegro dla przeróżnej maści produktów etnicznych: od marokańskich tadżinów po peruwiańskie czapki.
Większość sprzedawców z Etnobazaru.pl to wyspecjalizowane sklepy, ale jak zapewniają twórcy platformy, coraz więcej jest podróżników, którzy na wakacyjnych zdobyczach zarabiają. – Nie chodzi o przywożenie produktów tworzonych pod turystów, ale o towary dobrej jakości, oryginalne, dostępne tylko w pewnych regionach świata. I oczywiście legalne, a więc np. żadnej kości słoniowej. Na takie rzeczy jest coraz większy popyt, bo chcemy się otaczać nietuzinkowymi przedmiotami – dodaje Sebastian Kuffel. – Dlatego przybywa tych, którzy chcą za takie rzeczy płacić.
Tadżiny, gliniane naczynia do gotowania, na marokańskich bazarach można kupić za 30–50 zł (trzeba się targować). Na Etnobazarze.pl sprzedawane są w cenie od 100 do 200 zł. A więc wystarczy przywieźć kilka takich naczyń albo srebrnych dzbanuszków do zaparzania herbaty, skórzanych, ręcznie robionych kapci czy w Polsce drogiego, a tam niezwykle powszechnego olejku arganowego, następnie sprzedać je z całkiem sporym zyskiem i już można wybierać się na kolejną wycieczkę. – To działa i dlatego właśnie odpaliliśmy w serwisie specjalną akcję Podróżuj-Zarabiaj, w której podpowiadamy turystom, co z którego kraju przywieźć, na co zwracać uwagę przy wyborze produktów, co cieszy się obecnie największą popularnością wśród kupujących w Polsce – dodaje Marek Blaska.
Nie wszyscy turyści zamieniają się w biznesmenów, ale coraz większa liczba zaczyna łączyć przyjemne z pożytecznym. Powoli zaczynamy się nudzić „olami”, wakacjami w hotelach all inclusive, czy „lastami”, wycieczkami zakupionymi na kilka dni przed terminem wylotu, które przez lata wydawały się najlepszymi metodami na tanie podróżowanie. Szukamy nie tylko innych, dających większą prywatność i swobodę, sposobów na wypoczynek, ale dodatkowo rozglądamy się też za innymi rozwiązaniami, które umożliwią zwiedzenie świata bez konieczności likwidowania lokat bankowych.
– Wprawdzie wciąż większość stanowią turyści jeżdżący na wakacje organizowane przez biura podróży – co roku robi tak ok. 1,5 mln Polaków – to w postępie geometrycznym rośnie liczba tych, którzy wolą sami wszystko zorganizować – uważa Tomek Michniewicz, backpacer i redaktor naczelny serwisu podróżniczego KoniecŚwiata.net. – Kiedy zakładaliśmy serwis kilka lat temu, takich ludzi było w Polsce może 5 tys., dziś regularnie na własne wyjazdy decyduje się ok. 30 tys. – dodaje Michniewicz i zapewnia, że z roku na rok przybywa kolejnych. Także takich, którzy chcą nie tylko samodzielnie podróżować, lecz także na tym zarabiać.
Dla nich prowadzi warsztaty TravelPro, podczas których podpowiada, jak znaleźć sponsorów na dalekie podróże czy zacząć na podróżowaniu zarabiać, choćby na pisaniu książek. Sam zresztą jest już autorem trzech tytułów. – Ale nawet dla zwykłych turystów są proste rady, które pozwalają wyjechać w ciekawe miejsca, nie przepłacając. Jak choćby shoulder sezon, bo tak nazywa się miesiąc przed szczytem turystycznym i po szczycie. Wtedy jeszcze zazwyczaj jest ładna pogoda, a ceny są już znacznie niższe – opowiada. Dodaje, że tak naprawdę, by ciekawie i niedrogo podróżować, trzeba przestać myśleć o turystyce jako nieodłącznej części letnich wakacji. – Lipiec i sierpień to miesiące, gdy przytłaczająca część świata zachodniego rusza w podróże i wszędzie przez to jest drożej. A przecież są regiony, w których w zupełnie innych porach roku jest lepsza pogoda, więc warto sprawdzać – dodaje. Sam poleca serwis Roam-the-world.com z praktycznymi radami.
Na własną rękę i przy okazji tanio podróżuje też Bartek Szaro, który od 2010 r. z kolegą Patrykiem prowadzi blog Paragonzpodrozy.pl. Serwis powstał z myślą o spisywaniu wydarzeń i przygód z własnych wyjazdów, ale kładzie nacisk na to, ile, gdzie i na czym można zaoszczędzić. I tak np. Patryk spędził weekend w Liverpoolu, wydając na cały wyjazd 40 zł, razem z Bartkiem podróżowali po Gruzji przez miesiąc za 1000 zł, a tydzień z wypożyczonym w Maroku autem kosztował ich niecałe 700 zł na osobę.
– Dwumiesięczny objazd po Indiach i Nepalu kosztował nas 4 tys. zł od osoby, z czego połowa tej kwoty poszła na zakup biletu lotniczego. W takiej cenie z biurem podróży moglibyśmy się wybrać najwyżej na dwutygodniową wycieczkę – opowiada nam Szaro i podaje jeszcze jeden przykład – swoją wyprawę do Islandii, z której właśnie wrócił. Trwała dwa tygodnie i kosztowała 1,5 tys. zł, czyli kilka razy mniej niż podobna wycieczka znajdująca się w katalogach działających w Polsce touroperatorów.
Podróżnik na etacie
Brzmi nieźle. Tylko jak tego dokonać? Jak mówią autorzy bloga – właśnie po to go założyli, by obalić mity, jakoby podróżowanie było czymś kosztownym, wręcz ekskluzywnym. I właśnie dla tych, którzy jak oni chcą za grosze objechać świat, jest przeznaczony. Pozwala się też przekonać, że w tym żadnej filozofii nie ma, wystarczy tanio zarezerwować przejazd i nocleg oraz za niewielkie pieniądze wyżywić się na miejscu. – Gdy decydujemy się na wyjazd z biurem podróży, to nie wiemy do końca, ile płacimy za każdy element naszej wyprawy. Gdy robimy to samodzielnie, nie dość, że zyskujemy taką wiedzę, to jeszcze wiemy, na czym możemy zaoszczędzić – uważa Bartek Szaro.
Planowanie wyjazdu zawsze trzeba zacząć od zakupu biletu lotniczego. By zrobić to tanio, trzeba regularnie odwiedzać portale, które specjalizują się w ich sprzedaży. Można też wejść na portale społecznościowe, na których aż się roi od informacji na temat tego, jaka linia na jaki kierunek ma właśnie promocje. – Najlepsze okazje trafiają się w momencie, gdy niczego się nie planuje. Jak moja ostatnia Islandia, do której przelot w dwie strony kupiłem za 350 zł. Jeśli natomiast wyprawa jest przemyślana i kierunek wybrany, to najkorzystniej bilet można kupić na dwa miesiące przed podróżą – uważa Bartek Szaro.
Kolejny etap wyprawy to noclegi. Tu już obowiązuje większa swoboda, bo nie trzeba ich rezerwować przed wyjazdem. Nawet jeśli wybieramy się do tak odległych zakątków jak południowo-wschodnia Azja, Australia, Ameryka Południowa czy północna Afryka. Sposobem na ich znalezienie jest wybranie się do dzielnicy turystycznej w mieście. Informacje na jej temat znaleźć można nie tylko w internecie, lecz także w przewodnikach, wystarczy też po prostu zapytać lokalnych mieszkańców. – Od 5 lat w ten sposób poszukuję noclegów. Gdy już dotrze się do dzielnicy turystycznej, to na każdej ulicy, na każdym rogu widnieje napis „hotel” czy „hostel”. Ceny wahają się od 15 do 20 zł za noc w ekonomicznym standardzie. Jeśli szuka się bardziej europejskich warunków, to trzeba zapłacić przynajmniej dwa razy więcej – wymienia Szaro i dodaje, że na świecie zawsze obowiązuje ta sama zasada: zawsze jeszcze jedno miejsce w hotelu, pensjonacie czy autobusie się znajdzie.
Wiele osób wyznaje jednak jeszcze inną zasadę: przezorny zawsze ubezpieczony. Według niej podróżuje Anita, na co dzień studentka Uniwersytetu Warszawskiego i kelnerka w jednej z warszawskich restauracji. – Nie we wszystkich krajach można się porozumieć. Dlatego gdy wiem, że do takiego jadę, to noclegu szukam przed wyprawą. Odwiedzam w tym celu portal Wimdu.pl lub stronę internetową Couchsurfing.org. Na tej ostatniej znajdują się oferty osób, które proponują nocleg we własnym domu lub mieszkaniu na całym świecie – opowiada Anita.
I dodaje, że coraz popularniejsze staje się wymienianie domami na wakacje. To oznacza użyczenie własnego lokum podróżnym, np. z Sycylii czy Francji, w czasie, w którym zajmuje się akurat ich mieszkanie. Szacuje się, że w Polsce domami, apartamentami lub mieszkaniami wymienia się już kilka tysięcy osób. Na zachodzie Europy jest ich co najmniej kilka razy więcej. Wymiana domu na wakacje przez serwisy internetowe jest usługą płatną, ale za to bezpieczniejszą, bo istnieje mniejsze ryzyko trafienia na oszustów. Niektóre serwisy pobierają prowizję od każdej przeprowadzonej transakcji w wysokości 20–30 zł. W innych konieczne jest zostanie członkiem ich społeczności, co wiąże się z opłatą kilkuset złotych na rok.
Na takich portalach można też zasięgnąć informacji, kto i gdzie wybiera się samochodem, i podłączyć się do niego za niewielką opłatą, jeśli ma wolne miejsce. Zgodnie z najnowszym trendem w turystyce każda wolna przestrzeń powinna zostać zapełniona, by było opłacalnie. Ostatni element, od którego uzależnione jest to, czy podróż będzie tania, to wyżywienie i zwiedzanie na miejscu. Zaprawieni turyści absolutnie nie polecają zabierania żywności ze sobą. Taką strategię potwierdza też Tomek Michniewicz. – Najwięcej zaoszczędzić można na transporcie i noclegach. Za to sam nigdy nie skąpię pieniędzy na lokalne jedzenie czy zwiedzanie. I wszystkim to polecam – opowiada podróżnik.
Konserwy już niemodne
Podróżowanie w stylu polskim, czyli z konserwami w plecakach, odchodzi do lamusa. Jeśli wyjeżdżamy daleko, to warto spróbować miejscowych specjałów. Zwłaszcza że nie są drogie, szczególnie te z budek ulicznych, w których kosztują po kilka, kilkanaście złotych. Ważna zasada: trzeba wypatrywać miejsc, w których jedzą miejscowi. Będzie smacznie, tanio i bezpiecznie – opowiada Bartek Szaro.
Ale prawda jest też taka, że Polacy sami też świetnie potrafią kombinować. Czasem w naprawdę zaskakujący sposób. Sklepy internetowe ostatnio zauważyły nowe zjawisko: duże zakupy, szczególnie kosmetyków, środków czystości, puszkowanego jedzenia, zamawiane są na zagraniczne adresy: do Chorwacji, Hiszpanii, Włoch i co ciekawe – na adresy pól namiotowych, kempingów, turystycznych apartamentów do wynajęcia. Okazało się, że ludzie jadący na tydzień czy dwa urlopu nie chcą ze sobą przez pół kontynentu ciągnąć ciężkich bagaży, a z drugiej strony na miejscu nie chcą przepłacać. Zamiast tego, szczególnie gdy jadą większą grupą, wolą takie produkty zamówić w sklepie internetowym, a kurier przywiezie je im już na miejsce wypoczynku. – Nawet 50 zł zapłacone za zagraniczną dostawę przy większych zakupach stanowi o atrakcyjności tego modelu – opowiada Jacek Palec, prezes internetoego supermarketu Bdsklep.pl, w którym w sezonie urlopowym już co 20. zakup to właśnie taka wysyłka produktów do turystów.
Podróżujący podpowiadają jeszcze, by przed wyjazdem sprawdzić, które muzea, galerie czy świątynie można zwiedzać za darmo. W taki sposób można zaoszczędzić nawet kilkaset złotych. Uprzedzają również, że tania podróż będzie jednak wtedy, gdy zrezygnuje się z luksusu. Za ten zawsze trzeba zapłacić.
Nie wszyscy turyści zamieniają się w biznesmenów, ale coraz większa liczba zaczyna łączyć przyjemne z pożytecznym. Zaczynamy się nudzić „olami” i „lastami”