"Po wejściu do Unii 1 lipca z pewnością nastąpią zmiany - turystów nie przybędzie, ale podniesie się jakość" - przewiduje Neven Szerić, ekonomista z uniwersytetu w nadmorskim Splicie, gdzie już w czerwcu wąskie uliczki starówki wzniesionej w murach pałacu Dioklecjana wieczorami wypełnia wielojęzyczny tłum. "Chorwacja ma niewiarygodnie wspaniałe warunki do rozwijania turystyki, ale trzeba zmienić podejście. Już nie wystarczy Adriatyk i słońce" - przekonuje Szerić.
Chorwacja ma 1777 km wybrzeża, a wzdłuż niego 1100 malowniczych wysp i wysepek, z czego tylko 66 jest zamieszkanych. Słoneczny klimat, dobre połączenia lotnicze i drogi, rozsądne (zwłaszcza dla gości z Zachodu) ceny przyciągnęły w zeszłym roku rekordową liczbę 11,8 mln turystów - najwięcej z Niemiec, Słowenii, Włoch, Austrii, Czech i Polski. Po raz pierwszy liczba polskich turystów przekroczyła pół miliona (544 tys.), przyjechało ich o 10 proc. więcej niż rok wcześniej.
Jednak fachowcy przewidują, że w tym roku dochody z turystyki mogą spadać. Na razie z cudzoziemców nie dopisali tylko Włosi. Od 2008 r. z każdym sezonem jest coraz mniej gości krajowych (w ub.r. - 1,46 mln), przy czym najchętniej wybierają oferty promocyjne.
Z kolei rodzimi turyści narzekają na drożyznę. "Przyjechaliśmy w czerwcu, bo jest taniej. W sezonie nie byłoby nas stać" - przyznaje Marija, która wraz z córką i dwojgiem kilkuletnich wnuków usiłowała znaleźć na makiecie Splitu drogę do wynajętej kwatery prywatnej.
I tak powinno być - uważa prof. Szerić. Według niego na rynku turystycznym ma być miejsce dla wszystkich, ale niekoniecznie w tym samym miejscu i czasie. W sezonie ceny są wyższe, ale mniej zasobni turyści mogą wypoczywać w czerwcu i we wrześniu. Przy odpowiedniej ofercie sezon można rozciągnąć nawet na maj i październik, opracowując tematyczne programy - dla emerytów, rowerzystów czy ekoturystów, np. uczestniczących w domowej produkcji oliwy z oliwek. "Po wejściu do UE to będzie normalne, że kawa na starówce w Dubrowniku będzie kosztowała 90 kun (50 zł), ale w wielu innych kafejkach, gdzie nie czeka się na stolik, będzie tania" - tłumaczył.
Niedoinwestowana od lat chorwacka turystyka, z której bezpośrednio i pośrednio żyje ok. 1 mln ludzi, pod względem konkurencyjności umieszczana jest na 35. miejscu na świecie. Rządowy program rozwoju turystyki, obliczany na 7 mld euro, zakłada, że do 2020 r. Chorwacja ma się znaleźć w światowej dwudziestce. Zmienić ma się struktura bazy noclegowej: hoteli ma być więcej, kwatery prywatne (stanowiące 49 proc. rynku) mają podwyższyć standard, podobnie jak kempingi. Ruszą rządowe programy budowy 1000 basenów, projekty w dziedzinie kultury, gastronomii, sportu i rekreacji. Emocje wzbudzają plany budowy pól golfowych.
Na razie jednak przystąpienie do UE przysporzyło kłopotów z turystami z Rosji, Ukrainy, Turcji oraz Bośni i Hercegowiny (BiH), którzy od 1 lipca będą musieli mieć wizy na wjazd do Chorwacji. Rosjanie, "samolotowi turyści" wydający na wakacjach sporo pieniędzy, odwołali setkę lotów czarterowych. "Znajomy, który ma 18 apartamentów i nastawił się na rosyjskich touroperatorów, mówi, że wszystko odwołali" - opowiada splicki taksówkarz Jakov Czerina.
"Rzeczywiście władze za późno zareagowały, 2-3 miesiące są już stracone" - ocenił Szerić. Gdy sprawa nabrała rozgłosu, rząd obiecał otwarcie w lipcu nowych centrów wizowych w Rosji i na Ukrainie, a minister Lorencin poleciał do Moskwy i Kijowa na spotkanie z tamtejszymi touroperatorami. Po powrocie uspokajał, że wizy będą wydawane w ciągu 5 dni, a Rosjan będzie w tym sezonie tyle samo, co w zeszłym roku, czyli 200 tys. Goście z BiH nie wywołali takich emocji. "To są jednodniowi turyści" - wyjaśnił profesor. Przyjeżdżają rano autokarem, wykąpią się w morzu i wieczorem odjeżdżają.
Choć chorwacka turystyka zdominowana jest całkowicie przez Adriatyk, "powoli zaczyna się coś ruszać w Slawonii i Baranji", rolniczej, północno-wschodniej części kraju - przyznaje Szerić. W tym mało znanym za granicą regionie stawiają na polowania, gastronomię, wino. "Nie chcemy być tylko tym kawałkiem Chorwacji, który trzeba jak najszybciej przejechać w drodze nad Adriatyk" - tłumaczył PAP Ljudevit Kolar, właściciel piwnicy winnej w Suzie przy granicy z Węgrami, podczas gdy goście z oddalonego o 40 km Osijeku ze znawstwem degustowali jego wina.
Do Baranji, gdzie winorośl uprawia się od czasów rzymskich, po wina przyjeżdżają też Węgrzy i Austriacy - tłumaczył Kolar, Węgier z pochodzenia i winiarz w trzecim pokoleniu. W pobliskim Zmajevacu do malowniczo wydrążonej we wzgórzu piwnicy winnej Damira Josicia też zjeżdżają całe grupy Węgrów. W okolicy jest kilka tzw. szlaków winnych, w pobliżu są ścieżki rowerowe, miejscowi czekają na budowę nowego odcinka autostrady w nadziei, że wtedy zawita do nich więcej cudzoziemców pędzących nad morze.