Turystyczny Fundusz Zwrotów miał przyspieszyć z wypłatami, ale na przeszkodzie stanęły niedoskonały system informatyczny i polskie znaki.
Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny (w jego ramach działa TFZ) poinformował właśnie o wypłacie 3 mln zł w ramach pierwszej transzy zwrotów. Pieniądze trafią do kilku tysięcy turystów, którzy nie pojechali na opłacone wycieczki z powodu koronawirusa i obostrzeń.
To oznacza, że zwrot pieniędzy poszkodowanym ruszył przed czasem, bo UFG miał na to czas przynajmniej do połowy listopada. Na tym jednak dobre wiadomości się kończą. Wszystko wskazuje bowiem na to, że realizacja kolejnych wypłat może się wydłużyć. Zgodnie z przepisami o nowym mechanizmie (TFZ działa od 1 października) nawet o cztery miesiące. Zatem pieniądze do następnych poszkodowanych mogą trafić nawet po Nowym Roku. Damian Ziąber, rzecznik prasowy UFG, informuje, że klienci złożyli ponad 77,8 tys. wniosków na łączną kwotę 241 mln zł. Po zrealizowaniu pierwszej transzy wypłat czekać na swoje pieniądze będzie jeszcze kilkadziesiąt tysięcy osób. To głównie te osoby, którym pandemia pokrzyżowała plan wyjazdu na zagraniczne wczasy z biurem podróży.
Jak dowiedział się DGP, pierwsza transza wypłat została przeznaczona dla klientów, których zaliczki na poczet niezrealizowanych imprez wyniosły do 500 zł. Były to więc głównie wyjazdy krajowe.
Druga pula wypłat została przewidziana na zaspokojenie wniosków opiewających na kwotę do 5 tys. zł, a następna ma dotyczyć wniosków powyżej tej sumy oraz tych złożonych w późniejszym czasie, a nie zaraz na początku października, kiedy TFZ ruszył. Zgodnie z przepisami pechowi turyści mogą się domagać zwrotów do 31 grudnia tego roku.
– W kolejnych kilku dniach zapowiedzieliśmy realizacje następnych wypłat, na łączną kwotę kilkudziesięciu milionów złotych. W dużej części wniosków złożonych przez podróżnych i organizatorów pojawiły się rozbieżności. Trwa ich wyjaśnianie. Z tego powodu może dojść do opóźnień – tłumaczy Damian Ziąber.
Klienci biur po raz kolejny będą więc mogli czuć się poszkodowani, gdyż gdyby w mocy były przepisy, które obowiązywały przed uruchomieniem TFZ, lada dzień mogliby się spodziewać pieniędzy: biura podróży miały oddawać zaliczki za niedoszłe do skutku wycieczki w ciągu 180 dni od złożenia wniosku przez klienta. Do tego doliczane były dwa tygodnie na wypłatę. Zatem klienci, którzy składali wnioski w kwietniu, mogliby za chwilę oczekiwać przelewu.
Zdaniem ekspertów winny jest system informatyczny stworzony na potrzeby Turystycznego Funduszu Wypłat. Powstał w zaledwie dwa miesiące i dziś wychodzą jego niedoskonałości. System uwzględnia polską pisownię, która nie zawsze jest stosowana po stronie biur podróży – chodzi głównie o nazwiska turystów.
Efekt jest taki, że wniosek o wypłatę złożony przez turystę nie jest kompatybilny z tym złożonym w jego sprawie przez biuro podróży – np. osoba podpisująca się Kłódka we wniosku biura będzie widniała jako Klodka. A żeby mogło dojść do wypłaty, oba wnioski muszą być całkowicie zgodne. Stąd wiele wniosków wymaga korekty, co wydłuża czas ich realizacji.
– Zdarza się też zaokrąglanie kwot podanych do wypłaty, błędy w numerze NIP czy PESEL. Bywa, że klienci podają złą datę organizacji imprezy. Zamiast tę wskazaną na umowie, wpisują we wniosku dzień wyjazdu. Bywa, że podają błędny numer rachunku do zwrotu – wymienia Damian Ziąber.
UFG podkreśla, że wypłaty zostaną na pewno zrealizowane i klienci nie muszą się obawiać, iż nie zobaczą pieniędzy na koncie. Trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość.
Nie ma też obaw, że środków nie wystarczy dla wszystkich. Będą nawet dla tych, którzy dopiero teraz planują złożyć wniosek o zwrot do UFG.
Jak wyjaśnił Piotr Henicz, wiceprezes Itaki, budżet funduszu był przygotowywany w ścisłej współpracy z branżą turystyczną i nigdy nie było powodów do niepokoju, że pieniędzy braknie, choć pojawiały się takie opinie. Budżet funduszu to 300 mln zł. Dotychczas klienci złożyli wnioski opiewające na 241 mln zł, w rezerwie pozostaje więc jeszcze blisko 60 mln zł. Uważa się wręcz, że trochę pieniędzy w funduszu może nawet zostać, bo niektóre biura zdecydowały się we własnym zakresie rozliczyć z klientami, tak jak zrobiło to TUI. – Ten etap mamy za sobą – potwierdza jego prezes Marcin Dymnicki.