Czy ludzie już zapomnieli, że codziennie stwierdzanych jest kilkaset nowych przypadków zakażeń, a kilkanaście osób umiera?
Wszystko się zmieniło – ocenia Joanna Wiśniewska, gdy wspomina to, co mówiła kilkanaście tygodni temu. A mówiła tak: „Gdy skończy się epidemia, wyjedziemy na długi urlop, najlepiej gdzieś daleko, gdzie jest ciepło i świeci słońce. Będziemy kąpać się w basenie, pić drinki z palemką i chodzić na długie spacery wzdłuż egzotycznej plaży” („Rodzina, nie schrzańmy tego”, Magazyn DGP z 27 marca 2020 r.). Warunek był jeden: ona i jej mąż Paweł spędzą wyjazd osobno. – Teraz najwyraźniej znaleźliśmy nową definicję wypoczynku i świętego spokoju.
Kilka tygodni temu nie kryli zmęczenia zamknięciem, powtarzalnością domowych prac. Małżeństwo z 10-letnim stażem, bez dzieci, na dorobku. Kupili mieszkanie na kredyt, by w końcu mieć coś swojego. On informatyk, ona w branży reklamowej. Najbardziej doskwierało im to, że zostali pozbawieni swobody, egzotyczna plaża jawiła się niczym raj utracony, a chęć odwiedzenia go indywidualnie miała dać im obojgu oddech. Także od siebie. A potem przyszedł lęk przed koronawirusem, który narastał. Dołączył do niego strach o przyszłość finansową i obawa, czy uda im się uratować część dochodów. – I w tym tyglu złych emocji stwierdziliśmy, że musimy odpocząć. Pomyśleliśmy o wakacyjnym szaleństwie na miarę pandemicznych czasów – opowiada Joanna.
Zdaniem zawodowego mediatora, Macieja Tańskiego mniejsze szanse na wyjazd za granicę powodują, że rozglądamy się za miejscem w kraju. Czy będą to udane wakacje? Zależy. Osoby, dla których wcześniej liczyła się głównie atrakcyjność miejsca, nie towarzystwa, zobaczą tylko ograniczenia. Ale to może być okazja, by np. ruszyć trasami wspomnień. Czyli chociażby pokazać swoim bliskim miejsca, które odwiedzało się lata temu. Sentymenty nie są złe, wzmacniają więzi. – Dla wielu związków przymusowe bycie bliżej siebie było momentem, który pomógł w przepracowaniu trudnych tematów. Ci ludzie mogą potraktować wakacje jako dodatkowy czas, by relację pogłębić – ocenia. Przekonuje, że „branża konfliktów” ma sporą bezwładność, nie reaguje natychmiastowym skokiem temperatury. Momentem, kiedy spory mogą wybić, są właśnie wakacje. Po nich zobaczymy, jak poszły wewnątrzrodzinne mediacje.
Joanna i Paweł postanowili wrócić do przeszłości i ruszyć w Polskę szlakiem FWP. Miejsc, które jako dzieci odwiedzali z rodzicami w ramach Funduszu Wczasów Pracowniczych. Zaplanowali na to cały lipiec. Ważą się jeszcze losy, czy pojadą własnym autem, czy skorzystają z kampera znajomych. Ci ostatni, jak tylko dowiedzieli się, że Polska otwiera granice, zaplanowali wakacje z dala od kraju. – I my przez chwilę braliśmy to pod uwagę. Zmieniliśmy zdanie, bo lockdown najwyraźniej nas zmienił – przyznaje Joanna.
Teraz stawiają na miejsca, na które kiedyś patrzyli z lekceważeniem. Znaleźli więc stancję w Ustce, w której ona była z rodzicami w 1988 r. i pensjonat w Dźwirzynie obok hotelu, który odwiedził z mamą kilkuletni Paweł. Na miejsce zamierzają dotrzeć nie autostradą czy S7, ale okrężną drogą, przez krainę wielkich jezior mazurskich. Jak się uda, pojadą też do Barczewa. – To klasyczne miejsce na mapie Polski, któremu warto dać szansę. Gotyckie i neogotyckie zabytki, pełno ścieżek rowerowych. No i świetna, jak słyszałam, piekarnia niedaleko rynku – wylicza Joanna.
Decyzja o wyprawie nie była podyktowana finansami. Znajomi, ci od kampera, pewnie zapłacą mniej za zagraniczny wyjazd (opowiadali o ofertach: tydzień ze śniadaniami w Bułgarii za 1 tys. zł, za 7 dni w Grecji bez wyżywienia – 1,2 tys.). Zaważyło myślenie, że w kraju jednak bezpieczniej. Na myśl o obrazkach sprzed kilku miesięcy, kiedy zagraniczni turyści trwali w przymusowej kwarantannie na statkach czy w hotelach, przechodzą ich dreszcze. – I jeszcze coś: nastawiamy się na przeżywanie, nie odhaczanie nowych miejsc. Wspólne przeżywanie. To chyba najistotniejsza zmiana w nas.

Kuszenie rodaków

Z badania przeprowadzonego na zlecenie Rejestru Dłużników Big InfoMonitor wynika, że 34 proc. Polaków planuje wyjazd na dłuższy urlop, głównie w lipcu i sierpniu. 26 proc. spędzi go w kraju, a 8 proc. snuje plany o zagranicy. O ile będzie to możliwe. Co ciekawe, 59 proc. nie zamierza oszczędzać na wakacjach, a kolejne 8 proc. deklaruje, że wyda więcej, niż zwykle, by zrekompensować czas zamknięcia i obostrzeń.
Próbkę tego, co może wydarzyć się w wakacje, daje analiza Santander Bank Polska, który przyjrzał się zachowaniom klientów w długi weekend. Liczba transakcji powiązanych z noclegami i wynajmem apartamentów wzrosła niemal o 100 proc. tydzień do tygodnia. Za jedzenie na mieście płaciliśmy więcej niż w tym samym okresie 2019 r.
– Po mocno stresującym wydarzeniu chcemy odreagować. Osobna sprawa, czy nas na to stać? Jak pokazują kolejne bankowe raporty, tylko kilkanaście procent Polaków ma oszczędności na rok, a jedna trzecia nie ma ich wcale. Do tego, gdy przez dwa, trzy miesiące byliśmy obcięci od pracy, zleceń, zaskórniaki mocno się skurczyły. To powoduje, że Polacy będą chcieli odpoczywać w formie elastycznej. Chętniej kilka dni w górach czy nad morzem zamiast zorganizowanego wyjazdu all inclusive – ocenia Marcin Matyja, wykładowca psychologii pieniądza w Akademii Leona Koźmińskiego.
Jego zdaniem większość z nas nie zrezygnuje z wakacji całkowicie. Bo mamy w sobie skłonność do natychmiastowego nagradzania się: pracowałem, to mi się należy. – To, nad czym niektórzy boleją, czyli brak możliwości, jak przed rokiem, swobodnego przemieszczania się po świecie, jest nadzieją dla rodzimej branży turystycznej. W długi weekend zadeptywaliśmy góry i ciasno rozstawialiśmy parawany na bałtyckich piaskach. Przed właścicielami pensjonatów i restauratorami strategiczny ruch. Jak przesadzą z cenami, to w mediach społecznościowych ruszy bojkot. Już teraz, sądząc po zamieszczanych zdjęciach niebotycznych rachunków za rybę z frytkami, niektórzy próbują się odkuć za lockdown. Tymczasem te wakacje powinni potraktować również jako inwestycję na kolejne lata. Bo jeśli przekonają do siebie rodaków, to za rok być może część z nich zamiast jechać w świat, zostanie w kraju.
Ale wracając do badania Big InfoMonitor, 27 proc. Polaków nie planuje wyjazdu na dłuższy urlop. Głównie ze względu na konieczność oszczędzania i strach przed koronawirusem. 39 proc. Polaków nie podjęło jeszcze decyzji odnośnie do wakacji. 14 proc. dlatego, że nie miało okazji porozmawiać na ten temat z bliskimi.

Party na plaży

– Spełniły się nasze złe przeczucia – mówi Katarzyna. Gdy rozmawialiśmy dwa miesiące temu, dla jej rodziny trudnym tematem były właśnie wakacje. Mieli zarezerwowane urlopy w pracy, zabukowane miejsca nad polskim morzem, w ulubionej kwaterze. – Trzeba było wszystko odwołać.
Katarzyna i Mirek. On handlowiec w międzynarodowej firmie, ona specjalistka ds. zatrudnienia w branży mieszkaniowej. Mają dwie córki w wieku szkolnym. Starsza przez ostatnie tygodnie przygotowywała się do egzaminu ósmoklasisty. – Od rana do wieczora spędzaliśmy czas, usiłując pracować i zajmując się dziećmi. Największy nacisk kładliśmy na naukę i na to, by maksymalnie oszczędzić Izie stresu, ale… kiepsko nam szło – opowiada kobieta. Skąd ten pesymizm? – Iza szła na egzamin w wielkich emocjach, chyba udzielił jej się nasz nastrój.
Wakacje musieli odwołać, bo egzamin ósmoklasisty, planowany pierwotnie na koniec kwietnia, ostatecznie odbył się w połowie czerwca. Teraz mają kilka dni, by złożyć podania do szkół średnich. – To ruletka, bo jak pytam córkę, jak jej poszło, nie potrafi odpowiedzieć konkretnie. Obstawiamy kilka liceów z pierwszej dwudziestki w Warszawie – mówi Katarzyna. Dodatkowo szkoła, którą ustawili jako pierwszego wyboru, organizuje 30 czerwca egzamin kompetencji językowych. Wyniki wszystkich sprawdzianów będą znane 31 lipca. Do tego czasu trzeba dostarczyć świadectwa, ewentualnie zmienić szybko decyzję i przenosić papiery. Ostateczna lista osób przyjętych pojawi się dopiero w drugiej połowie sierpnia. – I jak w takich warunkach myśleć o wyjeździe? – pyta retorycznie.
W domu siedzą jak na szpilkach. Tym bardziej że odmrażanie trwa na dobre zarówno u niego, jak i u niej w pracy. – Staramy się jak najwięcej zadań przynosić do domu, bo lekcje do końca roku się nie odbywają i dziećmi trzeba się zająć. To trudny czas, także zawodowo. W firmie zaczęły się zwolnienia i na mnie spadł przykry obowiązek informowania ludzi o decyzjach dyrekcji – mówi Katarzyna. W pracy jej męża trwa z kolei nerwowe poszukiwanie nowych zamówień. Stres przekłada się na zdrowie. Mirek ma nadciśnienie, ostatnio źle się czuł. Skorzystał ze zdalnej porady. Gdy lekarka przejrzała pomiary jego ciśnienia, od razu zwiększyła dawkę leku. Mówiła, choć to marne pocieszenie, że takich przypadków, jak jego, jest ostatnio wysyp.
– Żałuję, że nie wyruszyliśmy nigdzie w ostatni długi weekend. Teraz pozostaje nam łapać po dwa, trzy dni. Może uda nam się wyrwać nad Bałtyk na tydzień pod koniec sierpnia – mówi Katarzyna. Przed podjęciem decyzji powstrzymują ją tłumy, jakie widziała na zdjęciach wrzucanych przez znajomych na Facebooka. – Czy ci ludzie zapomnieli już, że codziennie stwierdzanych jest kilkaset nowych przypadków zakażeń, a kilkanaście osób umiera?
Doktor Kaja Prystupa-Rządca, ekspertka ds. zarządzania zasobami ludzkimi, przekonuje, że mamy nową oś podziału. Część z nas wypoczywa coraz huczniej, jakby świętowała zakończenie pandemii. Dla nich temat się skończył, choć przeczą temu statystyki. Te osoby próbują zrekompensować sobie frustrację wynikającą, ich zdaniem, z utraconego czasu i możliwości. To ludzie, którzy nie mają wśród bliskich kogoś ciężko doświadczonego przez koronawirusa. Uważają, że po prostu trzeba go przechorować. Stąd te swoiste koronawirus party, jakie można było obserwować niedawno na plażach. – Druga grupa to ludzie, którzy są w strachu. Rezygnują z wyjazdu, co nie poprawia im nastroju. Są tym stanem zmęczeni – mówi.
I cytuje raporty OECD, które pokazują, że od lat jesteśmy w czołówce najbardziej zaganianych narodów Europy. Spędzamy w pracy rekordową liczbę godzin – średnio 1,8 tys. rocznie. Z kolei z badania CBOS wynika, że zagrożenie pracoholizmem dotyczy ok. 11 proc., czyli ponad 2,5 mln Polaków. Najbardziej ludzi w wieku 25–44 lata, posiadających duże rodziny (dzieci, które trzeba utrzymać) oraz samozatrudnionych. – Profesor Steven Reiss, psycholog kliniczny z Uniwersytetu Stanu Ohio, opracował naukowe podejście do motywacji człowieka. Wśród 16 głównych motywatorów wymienił m.in. potrzebę spokoju. Jak ktoś ma ją wysoką, to będzie unikał ryzyka, a w sytuacji niepewności pojawi się potężny dyskomfort. Okazało się, że na tle Europy jako naród mamy niezwykle wysoką potrzebę spokoju. To tłumaczy, skąd w niektórych właśnie dziś wysoki poziom frustracji. Gdy nie możemy zaplanować wakacji, a wcześniejsze plany biorą w łeb, ów spokój pryska jak bańka mydlana – opisuje.
Przestrzega, szczególnie teraz, przed częstym scenariuszem: ludzie w obawie o kondycję firmy, owszem, wyjeżdżają, ale wiszą na telefonach i służbowej poczcie. To zdecydowanie najgorsze rozwiązanie. Zaniedbujemy rodzinę, choć wakacje miały pozszywać naderwane więzi. Rośnie w nas lęk, bo nie mamy pełnej kontroli nad firmą. W efekcie jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni. – We Francji np. w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 50 osób pracownicy nie muszą odbierać służbowych e-maili czy telefonów po godzinach. To efekt zmian w prawie uzgodnionych z tamtejszym ministerstwem pracy. Niektóre firmy całkowicie wstrzymały funkcjonowanie swoich systemów pocztowych w godzinach, gdy już nikt w nich nie urzęduje. Takie zmiany przydałyby się i u nas.

Jak ktoś ma młotek…

Anna i Igor Zalewscy podeszli do życia w czasach zarazy zadaniowo. On prowadzi firmę eventową, ona mu pomagała. Ich dwojgiem dzieci w wieku przedszkolnym zajmowała się teściowa, która codziennie dojeżdżała przez pół miasta. Gdy przestała z obawy przed koronawirusem, opiekę całkowicie wzięła na siebie Anna. Igor w tym czasie ratował firmę. Próbował pracować z domu, ale szybko zrozumiał, że to niemożliwe. Brał więc o siódmej rano klucze do biura, wsiadał na rower i po kilkunastu minutach siedział już za swoim starym biurkiem w ciszy i spokoju. Starał się być z powrotem o 17.00, ale różnie bywało. – Zadaniowość uratowała firmę, ale nadszarpnęła nasze emocje – precyzują. Żeby je ocalić postanowili równie zadaniowo podejść do tematu wypoczynku. Igor bierze więc co drugi weekend plecak i rusza do Puszczy Kampinoskiej. Wędruje długie kilometry, a potem na noc rozpina hamak między drzewami. Podczas wypraw natknął się na łosie, odyńca. Najmniej widział ludzi. I o to mu chodzi. Jego plany na wakacje to bieszczadzkie szlaki. W nocy oglądanie drogi mlecznej, w dzień, jak się uda, fotografowanie burzy. Wszystko samotnie i tylko sporadyczne przystanki w schroniskach.
– Aż tak dało ci w kość zamkniecie w czterech ścianach w czasie największych obostrzeń? – pytam. Igor dyplomatycznie milczy. Odpowiada Anna. – Byliśmy ze sobą więcej niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd się znamy. Uznaliśmy, że nie puścimy dzieci do przedszkola, choć teoretycznie już jest taka możliwość. Ale jeśli myślimy o regeneracji, wypoczynku, naładowaniu baterii, nie może to być rodzinny wyjazd. Wakacje są odskocznią, czymś radykalnie innym od tego, w czym tkwiliśmy przez ostatnie tygodnie – podkreśla. W połowie wakacji pewnie miną się na dworcu. Gdzie wyruszy ona? Tego jeszcze do końca nie wie. Największą przyjemność daje jej swoboda wyboru.
Psycholog Ewa Polak przekonuje, że bhp wakacji oraz indywidualna świadomość tego, jaka formuła pozwoli nam wrócić do wewnętrznej harmonii, są szczególnie ważne. To z kim, w jakiej formie i gdzie ma kolosalne znaczenie. Na dowód wspomina niedawny urlop. Trafiła do małych enklaw, domów na uboczu. – Byli tam przypadkowi ludzie, próbujący zrzucić z siebie stres. Wyrwani ze stanu lęku, niepewności, deprywacji. Lockdown wywołał w nich frustrację, niekiedy odreagowywali ją agresją. Swoimi emocjami tworzyli atmosferę – mówi. I dodaje, że ta sytuacja zmusza nas lub po prostu zaprasza do odpowiedzialnego poznawania siebie. Tylko wtedy będziemy wiedzieli, jak skutecznie odpocząć. – Dziś część osób powtarza, że mają poczucie straconego czasu. Zastanówmy się, dlaczego się tak wydaje? Czy czas nie ucieka tylko wtedy, gdy mamy dni wypełnione po sufit wyłącznie ważnymi i istotnymi sprawami? Gdy jesteśmy w biegu? Gdzieś na dnie u tych osób kryje się lęk. Dostrzeżenie jego przyczyny pozwoli im zrozumieć swoją postawę tu i teraz. Niektórzy narzekają, że to nie będą prawdziwe wakacje. Cóż, jak ktoś ma młotek, to wszędzie widzi gwoździe.
– Pandemia nas zmieniła. Czas lockdownu był testem dla kondycji mentalnej człowieka. Jeśli miał w sobie emocje trudne, to znalazł powód, by jeszcze wezbrały – mówi Ewa Polak. Sugeruje, by zmienić perspektywę. Jeśli szklanka jest do polowy pusta, to przelejmy płyn do mniejszego naczynia.