Z powodu rekordowych cen gazu niektórzy przewoźnicy wolą autobusy na metan trzymać w zajezdni i wozić pasażerów bardziej kopcącymi pojazdami na ropę.

Miasta, które w większym stopniu postawiły na tabor gazowy, mają teraz spory problem z powodu cen tego paliwa. Wprawdzie ostateczna wysokość rachunku zależy od kształtu kontraktu – m.in. czasu jego trwania, ale niektórzy przewoźnicy skarżą się, że za gaz płacą PGNiG nawet cztery–pięć razy więcej niż rok temu. To zaś sprawia, że koszty eksploatacji autobusów zasilanych tym paliwem znacznie przekroczyły koszty używania mniej ekologicznych pojazdów na ropę.
– Dochodzi do sytuacji, w której nowe autobusy na gaz są odstawiane i wykorzystuje się je najwyżej w godzinach szczytu. Przewoźnicy wolą maksymalnie eksploatować najstarsze autobusy na ropę, które powinny stanowić jedynie rezerwę – mówi Marcin Gromadzki z firmy Public Transport Consulting. Do takiej sytuacji dochodzi np. w Przemyślu. Łukasz Dziągwa, prezes tamtejszego Miejskiego Zakładu Komunikacji, przyznaje, że choć jego dziewięć gazowców to jedna czwarta floty, to słone rachunki za gaz skłoniły go do znacznego ograniczenia ich eksploatacji. – W styczniu 2021 r. za gaz do autobusów płaciliśmy 45 tys. zł. W styczniu tego roku dostaliśmy od PGNiG rachunek na 220 tys. zł. Zaczynamy tracić płynność finansową. Szukamy oszczędności. Gazowców staramy się używać jako rezerwy – mówi Łukasz Dziągwa. Przyznaje, że na Podkarpaciu irytacja przewoźników jest duża, bo część z nich postawiła na gaz dlatego, że tu istnieją dość duże zasoby tego paliwa. Przez długie lata były łatwo dostępne i niedrogie. Baza MZK Przemyśl znajduje się akurat nad gazowymi złożami, a rura prowadzi do samego zakładu. Szef miejskiej firmy w efekcie nie może przyjąć argumentacji PGNiG, według której nowe stawki wynikają z cen na światowych giełdach i ograniczenia dostaw z Rosji. – Nie rozumiem też, dlaczego jesteśmy traktowani jako przedsiębiorcy, którzy hurtowo biorą gaz, a nie jak detaliści, którzy mają znacznie obniżone stawki – dodaje.
Jak się dowiedzieliśmy, po niższych cenach, które przysługują klientom detalicznym, tankuje gaz przedsiębiorstwo komunikacyjne w Rzeszowie. A wszystko przez to, że ze stacji paliw, która znajduje się na terenie zakładu, mogą korzystać także indywidualni kierowcy dostawczaków czy osobówek zasilanych metanem.
Na czterokrotny wzrost cen gazu w ostatnim roku narzeka też prezes Miejskich Zakładów Autobusowych w Warszawie Jan Kuźmiński. Przewoźnik niedługo będzie miał aż 300 pojazdów zasilanych tym paliwem. Kiedy było ono niedrogie, to eksploatacja gazowców była tańsza niż klasycznych diesli. W przypadku stołecznej firmy używanie gazowców jest przynajmniej dwa razy droższe. Kuźmiński przyznaje, że w kolejnych miesiącach będzie zmuszony wystąpić do władz miasta o zwiększenie stawki za tzw. wozokilometr. W stolicy przyznają, że rosnące koszty komunikacji najpewniej wymuszą w najbliższym czasie podwyżkę cen dla pasażerów. W 2019 r. wpływy z biletów pokrywały jeszcze 38 proc. kosztów komunikacji, a w 2021 r. – 26 proc.
W sytuacji drastycznego skoku cen gazu, a także prądu, Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej zwróciła się do premiera Morawieckiego z wnioskiem o wprowadzenie mechanizmów osłonowych dla operatorów, którzy wykorzystują w transporcie pojazdy na gaz oraz na prąd. Szefowa IGKM Dorota Kacprzyk zwraca uwagę, że ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych zobowiązuje miasta do wprowadzenia w kolejnych latach coraz większego odsetka pojazdów ekologicznych. W tej sytuacji apeluje o wdrożenie takiego mechanizmu osłonowego, który przynajmniej zagwarantuje zachowanie kosztów paliwa dla pojazdów gazowych i elektrycznych na poziomie zapewniającym ekonomiczną opłacalność wykorzystania napędów alternatywnych. – Mocno poobijanej przez pandemię komunikacji miejskiej nie powinno się traktować jako podmiotu komercyjnego. Przewoźnicy świadczący te usługi powinni być – tak jak szkoły, przedszkola czy kościoły – traktowani jako odbiorcy wrażliwi. Uważamy, że powinni płacić niższe ceny – mówi Marcin Żabicki z IGKM.
Pisma izby, a także przewoźników do premiera oraz Ministerstwa Klimatu czy Ministerstwa Aktywów Państwowych na razie pozostały bez odpowiedzi. Karol Manys, rzecznik tego ostatniego resortu, powiedział tylko DGP, że zgodnie z prawem unijnym na niższe taryfy mogą liczyć tylko klienci detaliczni. Obiecał jednak, że resort przyjrzy się sprawie.
Marcin Gromadzki zaznacza, że skoro rząd znacznie obniżył akcyzę na paliwo „brudne”, czyli na benzynę, to tym bardziej powinien sprawić, by koszty używania pojazdów zasilanych czystszą energią nie były tak horrendalne.
Komunikacji miejskiej nie powinno się traktować jako podmiotu komercyjnego