Bez stymulacji rozwoju rynku elektromobilności polską branżę motoryzacyjną czekają zwolnienia – ostrzega Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Tymczasem w Polsce jak na razie mamy zarejestrowanych ok. 15 tys. samochodów osobowych z napędem w pełni elektrycznym. Dla porównania w Niemczech dzięki rozbudowanemu systemowi dopłat udało się przebić poziom 1 mln elektryków. Według Maciej Mazura z Polskiego Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) my do poziomu miliona elektrycznych osobówek być może dojdziemy w 2030 r., czyli pięć lat później niż zapowiadał Mateusz Morawiecki jeszcze jako wicepremier i minister rozwoju.

Polska jest natomiast dość mocna w przemyśle motoryzacyjnym, głównie w produkcji części na eksport. Według szacunków łącznie w tej branży pracuje prawie 400 tys. osób, z czego 255 tys. związanych jest z wytwarzaniem komponentów. W przeważającej części ta produkcja dotyczy jednak tradycyjnych samochodów spalinowych. – Nawet jeśli nie będziemy tak dynamicznie rozwijać elektromobilności jak inne kraje, to nasz przemysł motoryzacyjny bez głębokiej reorientacji będzie tracił. Wszystko przez to, że jest nastawiony na eksport – mówi Maciej Mazur.
W Polsce mamy tylko pewne nisze przemysłu na rzecz transportu zeroemisyjnego. Po pierwsze chodzi o autobusy elektryczne, które m.in. powstają w zakładach Solarisa pod Poznaniem, Volvo we Wrocławiu czy MAN-a w Starachowicach. W 2020 r. Polska wyeksportowała najwięcej autobusów elektrycznych w UE. Do tego głównie za sprawą inwestycji firmy LG Energy Solution pod Wrocławiem jesteśmy liderem w produkcji akumulatorów do elektryków. Jednak według PSPA to za mało, byśmy utrzymali wysoki poziom zatrudnienia w branży motoryzacyjnej. Organizacja wspólnie z Boston Consulting Group przygotowała raport, w którym przenalizowano różne scenariusze skutków transformacji transportu dla rynku pracy do 2030 r. Maciej Mazur twierdzi, że najbardziej realny jest scenariusz, w którym liczba zatrudnionych w tym sektorze zmniejszy się w ciągu dekady o ok. 20 tys. Wpłynie na to spadek produkcji zarówno części do samochodów spalinowych, jak i samych aut. Zachodni producenci, tacy jak Fiat czy koncern PSA, który w Gliwicach montuję opla astrę, zmniejszają lub nawet wygaszają u nas produkcję tradycyjnych aut. Wytwarzanie elektryków wolą zaś zaczynać w fabrykach w innych krajach.
Według PSPA nie ma też szans na rychłą masową produkcję zapowiadanego przez rząd polskiego samochodu elektrycznego. Spółka Electromobility Poland jak dotąd pokazała jedynie prototyp samochodu Izera. – W tym projekcie mamy permanentnie opóźnienia. Nasza wiara, że on się powiedzie, się jest coraz mniejsza – mówi Mazur.
Jak dotąd nic nie wyszło też z zapowiedzi masowej produkcji specjalistycznych pojazdów elektrycznych. Kilka lat temu rząd liczył, że przy wsparciu Polskiej Grupy Energetycznej zajmie się tym Autosan.
Według raportu PSPA i Boston Consulting Group administracja publiczna powinna szerzej myśleć o unowocześnianiu polskiej branży motoryzacyjnej. Potrzebne są m.in. zmiany w systemie edukacji na poziomie średnim i wyższym. Według prognoz w najbliższych latach zwiększy się m.in. popyt na wysoko wykwalifikowanych programistów, którzy będą wspomagać rozwój nowoczesnych technologii. Administracja powinna też wspierać przekwalifikowanie dużej części pracowników branży motoryzacyjnej. Dodatkowo same firmy muszą opracować nowe strategie rekrutacji i utrzymania pracowników, które pozwolą zatrzymać osoby najbardziej utalentowane.
PSPA uważa, że rząd powinien także postawić na bardziej atrakcyjne zachęty, który ożywiłyby rynek wewnętrzny elektryków. Dotychczasowe dopłaty nie skusiły zbyt wielu osób. Przykładowo w ramach uruchomionego latem programu „Mój elektryk” od 12 lipca do końcu sierpnia wpłynęło tylko 560 wniosków. Kwota dotacji sięga 18 750 zł, a w przypadku rodzin wielodzietnych – 27 tys. zł. Rząd nie wyklucza uatrakcyjnienia systemu dopłat.