Pogłębia się załamanie w przewozach autobusowych. Branża apeluje do rządu o większą pomoc.
Pandemia COVID-19 sprawia, że przewoźnikom autobusowym drastycznie spada liczba podróżnych. Największe załamanie widać na trasach dalekobieżnych. – Każda restrykcja czy wzrost zachorowań powodują, że jest mniej klientów. Jesteśmy zmuszeni ograniczać siatkę połączeń. Latem nasza branża notowała ruch na poziomie 40 proc. liczby podróżnych w porównaniu z poprzednim sezonem, ale z tygodnia na tydzień ten odsetek malał. Na to nakładają się kolejne obostrzenia, jak limit dopuszczonych do przewozu pasażerów – mówi Michał Leman, dyrektor zarządzający FlixBusa w Polsce, na Ukrainie i w krajach bałtyckich. Firma przed pandemią miała każdego dnia w ruchu 200 autobusów, na początku listopada, po kolejnych ograniczeniach, ta liczba spadła do 50. Flixbus zdecydował się całkiem zawiesić swoje połączenia w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Jednak polski oddział firmy utrzymał połączenia z Polski do Niemiec i dalej do Belgii czy Francji. – Na pewno nie chcemy zawieszać całej działalności. Potrzebujemy wszystkich partnerów i podstawowej oferty, by na wiosnę odbudować siatkę połączeń – dodaje Leman.
Dziś duże cięcia wprowadza też PKS Polonus, który oferuje dalekobieżne połączenia z Warszawy oraz kursy lokalne wokół stolicy. Przewoźnik zawiesił 75 proc. długodystansowych połączeń, w tym m.in. linie do Tarnobrzegu, Krynicy, Kudowy-Zdroju, Olsztyna, Giżycka czy Bartoszyc. Piotr Pogonowski, dyrektor zarządzający w spółce PKS Polonus, mówi, że cięcia zostały wprowadzone z przyczyn ekonomicznych.
Mniejsi i średni przewoźnicy obawiają się, że mogą nie przetrwać przedłużającego się załamania na rynku. – Sytuacja jest tragiczna, liczba podróżnych spadła drastycznie. Jest też ogromny problem w przypadku dowozu dzieci do szkół. Wygraliśmy przetargi na przewozy konkretnej liczby uczniów, a teraz gminy mówią, że będą płacić tylko za te dzieci, które muszą uczyć się stacjonarnie w szkołach. W praktyce często oznacza to, że wykupują tylko jedną piątą czy jedną szóstą biletów – narzeka Radosław Typa, właściciel firmy FASTER, która realizuje przewozy w trzech województwach: pomorskim, warmińsko-mazurskim i podlaskim.
Do tej pory w wielu rejonach Polski pozamiejski transport autobusowy bazował głównie na dowozie do szkół. Przewoźnicy mogli liczyć na stałe zlecenia. W przypadku uczniów podstawówek bilety okresowe w 49 proc. są refundowane z dotacji rządowych, a w 51 proc. przez gminy.
Piotr Rachwalski, szef słupskiego PKS-u, były prezes Kolei Dolnośląskich, uważa, że bez konkretnego wsparcia od rządu wielu przewoźników upadnie. – Oprócz samego koronawirusa do pogorszenia sytuacji transportu autobusowego przyczynił się czarny PR, w którym ostrzegano, by omijać komunikację – zaznacza. Wielu przewoźników uważa, że wprowadzone regulacje, według których w pojeździe może być zajętych 50 proc. miejsc siedzących albo 30 proc. sumy miejsc siedzących i stojących, są zbyt rygorystyczne. Powołują się na badania zagraniczne, według których w transporcie zbiorowym przy utrzymaniu odpowiednich zasad m.in. noszeniu maseczek do zakażeń dochodzi niezwykle rzadko. Niemiecki Instytut im. Roberta Kocha prześledził ponad 55 tys. przypadków zachorowań na COVID-19. Badania wykazały, że w środkach komunikacji zbiorowej doszło jedynie do 90 zakażeń (0,2 proc. całości). Rachwalski przyznaje, że w ratowaniu branży częściowo może pomóc utworzony przez rząd tzw. fundusz autobusowy, dzięki któremu zlecające przewozy samorządy mogą otrzymać 3 zł dotacji do każdego wozokilometra. Dodaje jednak, że program trzeba usprawnić: m.in. wprowadzić wieloletnie umowy dofinansowania kursów.
Przed weekendem w Warszawie odbył się protest przewoźników. Pojawiły się na nim głównie firmy działające w branży turystycznej. To w nie koronawirus uderzył najbardziej. Przyjechali jednak także ci przewoźnicy, którzy obsługują regularne połączenia. Firmy zgłosiły kilka postulatów. Po pierwsze, na wzór niemiecki, chcą wprowadzenia dopłat do autokarów – w zależności od ich klasy i poziomu emisji (im bardziej wozy są przyjazne środowisku, dopłata powinna być większa). Na wzór węgierski żądają też odroczenia rat płatności leasingowych do czerwca przyszłego roku. Przedsiębiorcy chcą także wypłaty postojowego i dalszego zwolnienia ze składek ZUS.