Imiona i nazwiska podróżnych, daty rezerwacji i trasy przelotów – m.in. te dane już niebawem będą obowiązkowo zbierać przewoźnicy lotniczy i przekazywać je służbom specjalnym oraz policji. Takie rozwiązanie przewiduje projekt ustawy o przetwarzaniu danych dotyczących pasażera przyjęty na ostatnim posiedzeniu przez rząd.
Niektórzy eksperci widzą w tym zagrożenie dla prywatności. Inni z kolei przekonują, że warto odrobinę jej poświęcić w imię większego bezpieczeństwa. Niezależnie od tego, do której oceny bliżej polskim politykom, ustawa i tak będzie musiała być uchwalona. Stanowi bowiem implementację unijnej dyrektywy z 27 kwietnia 2016 r. nazywanej potocznie dyrektywą PNR (od Passenger Name Records).
Prace nad ogólnounijnym aktem rozpoczęły się w 2011 r. Do jego szybkiego uchwalenia parły Komisja Europejska i Rada Europejska. Sprzeciwił się jednak europarlament. Uznano, że przesadą będzie to, by krajowe służby wiedziały, kto, gdzie i kiedy lata oraz czy np. zamawia posiłek halaal. Wydawało się, że pomysł upadł. Niemalże gotowy projekt dyrektywy został jednak wyciągnięty z szuflady po ataku terrorystycznym we Francji na redakcję „Charlie Hebdo”, w którym zginęło 12 osób. Głównym orędownikiem uchwalenia dyrektywy PNR był Donald Tusk. I dopiął swego.
Obowiązująca już dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie do wybrania jednej instytucji, która będzie gromadziła dane o pasażerach i nimi administrowała. Zgodnie z projektem ustawy w Polsce rolę Krajowej jednostki do spraw informacji o pasażerach będzie pełnić komórka organizacyjna Straży Granicznej.
Przewoźnicy będą jej przekazywać dane PNR dotyczące lotów do i wylotów z UE. Zebrane w ten sposób informacje będzie można wykorzystywać wyłącznie w celu zapobiegania przestępstwom terrorystycznym i poważnej przestępczości, ich wykrywania, prowadzenia dochodzeń w ich sprawie oraz ścigania.
Monitorowaniem przetwarzania danych zajmie się inspektor do spraw ochrony danych o pasażerach – to on będzie czuwał nad prawidłowością ich przetwarzania, a w przypadku naruszenia zasad zawiadomi o tym generalnego inspektora ochrony danych osobowych.
Wątpliwości niektórych ekspertów budzi to, że dane będą mogły być wykorzystywane przez służby i policję nie tylko do walki z terroryzmem, lecz także z inną poważną przestępczością.
„Zebrane i przekazane przez przewoźników informacje będzie można przetwarzać wyłącznie w celu zapobiegania, wykrywania i zwalczania przestępstw oraz ścigania sprawców m.in. terroryzmu, przestępstw skarbowych, handlu ludźmi, nielegalnego obrotu bronią i amunicją, handlu narkotykami, rozbojów czy obrotu kradzionymi pojazdami” – informuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Zdaniem Fundacji Panoptykon pojawi się najprawdopodobniej kolejny wytrych, który umożliwi funkcjonariuszom gromadzenie, przetwarzanie i wykorzystywanie zbieranych danych, do których dostęp już teraz jest szeroki.
Niektórzy jednak bronią dyrektywy PNR, a co za tym idzie również ustawy wdrożeniowej. Gdy Parlament Europejski uchwalał akt, na łamach DGP dr Aleksandra Gasztold z Katedry Nauk o Bezpieczeństwie UW przekonywała, że o własne bezpieczeństwo musimy sami zadbać, m.in. poprzez lepszą analizę danych. – Proszę sobie wyobrazić, że idzie pan z dziećmi na lotnisko. I są dwie bramki: jedna przez nikogo niepilnowana, przez którą wystarczy przejść, i druga – obstawiona ochroną, wykrywaczami metalu etc. Gdzie pan skieruje swoje dzieci? – pytała dr Gasztold.
Katarzyna Szymielewicz, prezeska Fundacji Panoptykon, uważa jednak, że logika, zgodnie z którą musimy oddać resztki wolności i prywatności za obietnicę bezpieczeństwa, prowadzi prostą drogą do autorytaryzmu i opresji.
– Żyjemy w niebezpiecznym świecie – nigdy zresztą nie było inaczej – więc musimy zaakceptować to, że zamachy i inne nieszczęścia będą się zdarzać. Nie jesteśmy w stanie ich wyeliminować, nawet jeśli zgodzimy się na podskórne czipy i pełną inwigilację. Każdy system ma słabe punkty, które posłużą odpowiednio zdeterminowanym terrorystom. Z drugiej strony ograniczenie prywatności i wolności zmniejsza nasze bezpieczeństwo wobec władzy, która może te nowe uprawnienia wykorzystać przeciwko nam – uważa Szymielewicz.
Polska ustawa powinna wejść w życie w maju 2018 r.
Etap legislacyjny
Projekt przyjęty przez rząd