Ludzie są skłonni zapłacić więcej, tylko muszą za to otrzymać coś ekstra. Sama szybsza sieć ich nie przekona - mówi Jasmeet Sethi, szef ConsumerLab, działu badań w Ericssonie.

Czy po przejściu na 5G zacznę używać smartfona inaczej?
Wiele osób zadaje sobie podobne pytania i dlatego przeprowadziliśmy badanie obejmujące ponad 30 tys. respondentów w 26 krajach. Jest reprezentatywne dla 1,3 mld użytkowników smartfonów na całym świecie, w tym 220 mln abonentów usług sieci piątej generacji. Rozmawialiśmy z ludźmi we Francji, w Niemczech, Irlandii, Finlandii, Wielkiej Brytanii, USA, Korei Południowej, Chinach, Australii...
Ominęliście Polskę.
Istotnie, musieliśmy dokonać selekcji. Ale mamy nadzieję, że po aukcji częstotliwości także w Polsce sieć komórkowa piątej generacji nabierze rozpędu. Mogą w tym pomóc nasze ustalenia dotyczące zachowań i oczekiwań użytkowników 5G oraz błędów popełnianych przez operatorów wprowadzających te usługi w innych krajach.
Wyodrębniliśmy tu pięć podstawowych elementów. Pierwszym jest niedostateczne informowanie konsumentów o tym, jakie korzyści mogą mieć z nowej sieci. W krajach, w których została ona już uruchomiona, aż 22 proc. użytkowników ma wprawdzie smartfony 5G, ale ciągle korzysta z planów taryfowych poprzedniej generacji. Z kolei 4 proc. myśli, że jest w 5G, podczas gdy ich urządzenia obsługują tylko standard 4G. Tyle samo jest osób rzeczywiście mających i aparat, i abonament 5G.
Niezłe zamieszanie.
Wszystko dlatego, że informując klientów o nowych usługach, operatorzy używają technicznego żargonu, którego ludzie nie rozumieją. To poważny błąd. Ogłaszają np.: „Mamy teraz sieć 100 MHz”. Dla przeciętnego abonenta to nic nie znaczy. Do tego dorzucają inne hasła zrozumiałe tylko dla fachowców: „ultra wideband 5G”, „extended range 5G”, „5GE”, „5G advanced”...
Chwyty marketingowe. W Polsce mieliśmy „5G ready”.
Te zabiegi wcale nie zwiększają popularności abonamentów 5G, a wręcz przeciwnie. Ludzie gubią się bowiem w powodzi niejasnych komunikatów i w rezultacie sami nie wiedzą, czy rzeczywiście mają już 5G czy nie. Albo zastanawiają się, czy ich 5G nie jest przypadkiem jakieś inne i czy ich smartfony obsługują ten rodzaj 5G, który operator tak dziwnie nazywa. Użytkownikom potrzebne są jasne, proste informacje. Nowa sieć jest dostatecznie skomplikowana bez technicznego żargonu i marketingowego zamieszania. Tym bardziej że usługi piątej generacji są najpierw wprowadzane na bazie istniejącej infrastruktury 4G (non-standalone), a dopiero potem przenoszone do samodzielnej nowej sieci (stand alone) – co wymaga też zmiany po stronie odbiorcy.
Do 5G w wersji standalone potrzebny jest nowy smartfon?
W większości przypadków wystarczy aktualizacja oprogramowania, ale nie zawsze. Kolejnym problemem jest brak informacji o zasięgu nowej sieci, przez co część abonentów nie wie nawet, gdzie szukać swojego 5G. Dlatego wszystkim operatorom radzimy: nie komplikujcie 5G.
To wróćmy do pierwszego pytania.
Osoby, które już przeszły na 5G – tzw. early adopters – rzeczywiście używają teraz smartfonów inaczej. Po pierwsze, korzystają z aplikacji, których wcześniej nie uruchamiali. Oglądają np. materiały wideo w wysokiej rozdzielczości (HD), czego w 4G nie robili ze względu na niższą prędkość i przepustowość sieci. Zamiast standardowego YouTube włączają teraz YouTube 4K (najwyższej jakości – red.). Drugą zmianą jest wzrost zainteresowania aplikacjami związanymi z graniem w chmurze i rozszerzoną rzeczywistością (AR). Ustaliliśmy, że abonenci 5G na gry w chmurze poświęcają dwie godziny tygodniowo więcej niż użytkownicy 4G. Do tego około godziny więcej przypada na AR. Podobny wzrost dotyczy też oglądania transmisji i wideo w HD.
Ponadto co piąty respondent mający 5G stwierdził, że mniej korzysta z Wi-Fi w domu i innych lokalizacjach. Nowa sieć komórkowa uzupełnia im więc światłowód. Tym bardziej że abonamenty 5G obejmują zazwyczaj bardzo duże pakiety danych lub wręcz nielimitowany transfer.
Czy to znaczy, że 5G wypiera światłowód?
Nie wypiera całkowicie, ale znacznie odciąża domowe łącza, które zwłaszcza w pandemii muszą sprostać wielu oczekiwaniom – w zdalnym nauczaniu, telepracy i rozrywce. I spodziewam się, że wraz ze wzrostem zasięgu nowej sieci wzrośnie też odsetek osób, które będą w domu korzystać z 5G. Wymaga to jednak zwiększenia pokrycia w budynkach, co nie jest takie łatwe.
W 5G ważną lekcją dla wszystkich operatorów powinna być Korea Południowa, która komercyjnie uruchomiła tę sieć ponad dwa lata temu. Firmy telekomunikacyjne nie lansowały tam parametrów sieci, lecz skupiły się na promowaniu nowych usług dla abonentów. Dzięki temu indywidualny odbiorca wiedział, co tak naprawdę dostanie, jak przejdzie na plan taryfowy z 5G. Na innych azjatyckich rynkach – w Tajwanie, Chinach – widzimy podobne podejście. Natomiast europejscy operatorzy dopiero się tego uczą.
Namawia pan operatorów, żeby informowali ludzi o korzyściach z 5G. Czyli o czym? Co indywidualnym użytkownikom daje sieć piątej generacji?
Możliwość korzystania z usług, na które 4G jest za słabe. Wspomniałem już o rozszerzonej rzeczywistości. W 5G działają aplikacje, dzięki którym np. oglądając reklamę mebli w telewizji, może pani smartfonem „przenieść” wybrany produkt w czasie rzeczywistym do swojego mieszkania jako trójwymiarowy obraz (3D) i zobaczyć, jak się w nim prezentuje.
Widzę sofę w telewizji i przez apkę z AR ustawiam ją w pokoju?
I od razu może ją pani kupić. W 4G telefon by się od tego zagotował, ładowanie obrazu trwałoby wieki, a i tak nie miałby dobrej rozdzielczości. A to tylko jedno z wielu zastosowań rozszerzonej rzeczywistości, która jest też używana np. w grach dla wielu uczestników i współpracy zawodowej w czasie rzeczywistym. Oprócz tego mamy wirtualną rzeczywistość (VR).
Jaka to różnica?
VR unieruchamia nas w jakimś wirtualnym miejscu, w AR możemy się poruszać. W pierwszym przypadku wchodzimy do wirtualnego świata, a w drugim – wprowadzamy wirtualne obiekty do naszej rzeczywistej przestrzeni. Sami też możemy być tymi obiektami jako trójwymiarowe hologramy i np. uczestniczyć w tej formie w zebraniach.
Badanie Ericssona przewiduje, że w tym roku na 5G przejdzie co najmniej 300 mln osób. Pewnie jednak bez starań operatorów to się nie wydarzy?
Tak i dlatego ostrzegamy ich przed popełnianiem takich błędów, jak komplikowanie informacji o nowej sieci. Nawet Korea Płd. nie ustrzegła się pomyłek, bo przy starcie 5G rozbudzono tam wśród konsumentów nierealistyczne oczekiwania, np. że transfer danych będzie 20 razy szybszy. Przyspieszył, lecz nie aż tak. Tymczasem wygórowane parametry nadal są w użyciu w dyskusji o 5G w wielu krajach. Mówi się chociażby o zredukowaniu opóźnienia do 1 milisekundy.
W Polsce też to słyszeliśmy.
To niewykonalne w publicznej sieci. W 4G od wysłania danych do odebrania sygnału zwrotnego upływa 20–40 mili sekund. W 5G realistycznie możemy co najwyżej liczyć na 10–15 milisekund. Niższe opóźnienia, w granicach dwóch–pięciu milisekund, będą osiągalne w sieciach prywatnych, np. fabrycznych. Przy czym są to bardzo dobre parametry, pod warunkiem że nie rozbudzi się wcześniej wygórowanych oczekiwań.
A jakie są oczekiwania cenowe?
Nie jest tak, że od przejścia na 5G odstrasza wyższa cena abonamentu. Ludzie są skłonni zapłacić więcej, tylko muszą za to otrzymać coś ekstra. Sama szybsza sieć ich nie przekona, bo całkiem dobrą prędkość mają już w 4G. Teraz chcieliby więc czegoś więcej. I tę rolę powinny spełniać nowe aplikacje, np. 5G da mi dostęp do transmisji sportowych oglądanych z większej liczby ujęć niż w zwykłej telewizji. Płacę już za kanały sportowe, ale szansa bliższego przyjrzenia się zawodnikom i akcji na boisku do mnie przemówi. Bo szukam nowości i chcę zaimponować kolegom: że jestem na bieżąco z nowymi technologiami, mam smartfona premium i dostęp do ekskluzywnych usług.
Numer z sofą chętnie wypróbuję, ale te dodatkowe godziny spędzone ze smartfonem trochę niepokoją. I tak cały dzień wgapiamy się w ekrany.
We wszystkim potrzebny jest umiar i wierzymy, że ludzie potrafią go zachować w korzystaniu ze smartfonów. Patrząc na dane o wzroście czasu poświęconego na gry i inne aktywności, musimy też pamiętać, że na 5G przechodzą na tym etapie aktywni użytkownicy nowych technologii. Przeważnie są w wieku 35–40 lat, posługują się urządzeniami z najwyższej półki, oglądają sporo materiałów wideo i mają duże zapotrzebowanie na transfer danych.
Czyli i tak są już uzależnieni?
Właśnie. Ich życie jest zdigitalizowane i przejście na 5G jest jak wrzucenie kolejnego biegu. Dzięki temu mogą jeszcze szybciej i sprawniej robić w sieci to, co robili dotychczas, a do tego wykonywać po kilka czynności jednocześnie. Pracując, wysyłają i pobierają pliki, nie przerywając wirtualnych spotkań. A potem relaksują się, grając w chmurze w wirtualnej społeczności. Mając 5G, poświęcają na to więcej godzin. Z jednej strony można to uznać za wydłużenie czasu przed ekranem, myślę jednak, że dla wielu osób stanowi to okazję do bycia produktywniejszym, bardziej odprężonym i lepiej nawiązującym kontakty towarzyskie. W ostatecznym rachunku jest to więc kwestia indywidualnych potrzeb i znalezienia równowagi w życiu zawodowym i prywatnym.
Pan ma abonament 5G?
Tak. Tutaj w Szwecji jest to stosunkowo nowa usługa, operatorzy dopiero budują sieć piątej generacji. W mojej najbliższej okolicy jest zasięg, ale kawałek dalej już nie. Z czasem powinno się to oczywiście poprawić.
I wtedy porozmawiamy jako trójwymiarowe hologramy?
Możemy spróbować nawet dziś, jeśli ma pani dobre łącze. Taka forma spotkania online to nie tylko nowinka dla gadżeciarzy, lecz również reakcja na coraz powszechniejsze zmęczenie wideokonferencjami (tzw. Zoom fatigue). W moim zespole w pracy wszyscy koledzy mają zestawy VR i oprócz dwuwymiarowych zdalnych zebrań dwa razy w tygodniu spotykamy się w trójwymiarowej wirtualnej rzeczywistości. Gramy wtedy w paintballa i inne gry, rozmawiamy. To nam daje poczucie obecności, bycia razem. Jest prawie tak, jakbyśmy spotkali się naprawdę.
To będzie fajne, dopóki do zmęczenia Zoomem nie dojdzie zmęczenie AR i VR.
Myślę, że około roku 2026 rozszerzona rzeczywistość będzie już w powszechnym użyciu, a efekt zmęczenia nią przyjdzie w 2029 lub 2030 r. Mamy więc trochę czasu, żeby pomyśleć, co dalej. ©℗
Rozmawiała Elżbieta Rutkowska