Firma Zuckerberga przestraszyła się odpływu użytkowników do konkurencji

Obowiązywanie nowych regulacji prywatności w komunikatorze internetowym WhatsApp przesunięto z lutego na maj po to, by użytkownicy przyzwyczaili się do zmian. Plan był jasny – w ramach bliższej współpracy należących do Facebooka platform miała nastąpić zmiana w regulaminie. Dane uzyskane z WhatsAppa miały być swobodniej przysyłane do centrali, by mogły z nich korzystać w szerszym zakresie również inne należące do koncernu platformy – Facebook i Instagram. Jednocześnie dane miałyby być w szerszym zakresie wykorzystywane dla usług reklamowych. Dzięki poszerzonej archiwizacji treści reklamy mogłyby być bardziej dopasowane do preferencji użytkowników.
Teoretycznie każdy użytkownik mógłby nie zaakceptować nowego regulaminu, ale w praktyce uniemożliwiałoby to korzystanie z aplikacji. Dlatego decyzja wywołała liczne protesty zwłaszcza tych, którzy od dawna mieli wątpliwości co do polityki prowadzonej przez koncern Marka Zuckerberga. Skupiający 2 mld użytkowników komunikator przez lata uchodził za jeden z najbezpieczniejszych. I to nawet po tym, gdy w 2014 r. Facebook postanowił wykupić go za 19 mld dol. Opóźnienie zmiany regulaminu niewiele zmieni. – Decyzja jest podyktowana obawą o wizerunek, a nie trwałymi zmianami w polityce firmy. Trzeba pogodzić się z tym, że zarabianie na danych to jej model biznesowy, z którego nie zrezygnuje. Nie po to podjęto decyzję o zakupie WhatsAppa, by Facebook nic z tego nie miał. Wiarygodny dostawca usług tak ważnych dla prywatności, jak rozmowy, nie powinien planować spieniężania danych. Inaczej nigdy nie będą one w pełni prywatne – mówi Marcin Maj z portalu Niebezpiecznik.pl.
Jak dodaje, zmiana regulaminu nie oznacza jednak, że rozmowy będą jawne. – Wszystko zależy od tego, do czego wykorzystujemy aplikację. Jeśli chcemy wysyłać pozdrowienia dla znajomych, nic złego się nie stanie. Gorzej jeśli wysyłamy poufne dane, np. gdy adwokaci zechcą komunikować się w ten sposób z klientami – wskazuje Maj. WhatsApp, by zaradzić kryzysowi, informował, że rozmowy nadal są szyfrowane i niewidoczne dla nikogo poza uczestnikami konwersacji. Jednak nie zahamowało to rosnącej popularności jego konkurentów. Zwłaszcza że zmiany na WhatsAppie nałożyły się na kontrowersje związane z blokowaniem na Facebooku i Twitterze prezydenta USA Donalda Trumpa. – Choć kwestia wolności słowa i przetwarzanie prywatnych danych to osobne tematy, niewątpliwie przełożyły się one na problemy wizerunkowe – ocenia Marcin Maj.
Według danych firmy analitycznej Sensor Tower konkurencyjny Signal w tydzień po ogłoszeniu zmian przez WhatsAppa uzyskał 8,8 mln pobrań, podczas gdy wcześniej mógł liczyć na napływ 250 tys. użytkowników tygodniowo. Natłok chętnych spowodował nawet, że aplikacja borykała się w piątek z awariami, które po blisko dobie udało się naprawić. Z kolei w środę Telegram oświadczył, że przekroczył 500 mln użytkowników. Własną stronę internetową uruchomił na nowo też Parler, serwis społecznościowy zablokowany przez Apple’a i Google’a, oskarżany o podżeganie do przemocy w kontekście niedawnych wydarzeń na Kapitolu.
Miniony tydzień przyniósł problemy także innym big techom. Jak poinformował Reuters, wkrótce w USA ma rozpocząć się kolejne śledztwo w sprawie złamania przez Google’a prawa antymonopolowego. Wcześniej holenderskie media informowały, że w latach 2012–2019 koncern uniknął zapłacenia 38 mld dol. podatku w Stanach Zjednoczonych dzięki przeniesieniu części aktywów na brytyjskie Bermudy (sama spółka zaprzecza tym informacjom). Z kolei sąd federalny odrzucił apelację Apple’a w sporze z VirnetX, któremu wcześniej w związku z naruszonymi patentami dotyczącymi połączeń sieciowych zasądzono ponad 500 mln dol. odszkodowania. ©℗