Utrata władzy przez PiS w Małopolsce lub przedterminowe wybory do sejmiku – to najbardziej prawdopodobne scenariusze.
W chwili gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, nie były jeszcze znane wyniki wczorajszego głosowania w sprawie wyboru marszałka województwa małopolskiego. PiS ma tam samodzielną większość (21 na 39 radnych), ale od maja nie jest w stanie wybrać zarządu województwa. Podjęło już cztery próby – 6 maja, 17 czerwca i dwie w poniedziałek. Problemem jest kandydatura Łukasza Kmity – byłego wojewody małopolskiego, obecnie posła PiS. Władze Prawa i Sprawiedliwości forsują ją mimo sprzeciwu grupy radnych sejmikowych kojarzonych z byłą premier Beatą Szydło.
Nie chodzi jednak, jak słyszymy, wyłącznie o podziały wewnętrzne w partii. Kmita jest nielubiany w regionie, czego władze PiS mają świadomość. – Byłem za tym, by zmienić kandydata, ale prezes jest w tej sprawie nieprzejednany. Uważa, że nie wolno ustępować w takich sprawach, bo to może w przyszłości ośmielić kolejnych buntowników – tłumaczy nam jeden z czołowych polityków PiS. – To nie kandydat jest problemem, tylko postawa części radnych. Jeżeli okaże się, że władzę w sejmiku województwa małopolskiego przejmie „koalicja 13 grudnia”, to będzie dowód na to, że część radnych wybranych z listy Prawa i Sprawiedliwości sprzeniewierzyło się woli wyborców – przekonuje z kolei szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak.
Prezes Kaczyński określił wczoraj postawę grupy radnych jako „haniebną”. – To jest działanie na korzyść obecnej władzy – powiedział szef PiS.
Władze partii wydają się pogodzone z nieuchronną porażką w Małopolsce. – Dla nas w tej chwili najlepszym scenariuszem byłyby przedterminowe wybory – mówi nam członek Komitetu Politycznego PiS. Przyznaje, że konflikt jest już na tyle silny, iż nie ma szans na to, by Kmita został wybrany na marszałka. Jeszcze w czerwcu, po drugiej porażce w głosowaniu, władze partii zagroziły buntownikom konsekwencjami. Mają zostać wyrzuceni z partii i w razie przedterminowych wyborów do sejmiku nie znaleźć się na listach Prawa i Sprawiedliwości.
W tej sytuacji inicjatywę w sejmiku przejęły PSL i Koalicja Obywatelska. W poniedziałek ludowcy zgłosili kandydaturę obecnego wojewody małopolskiego Krzysztofa Klęczara, ale on również przepadł w dwóch głosowaniach, które odbyły się tego dnia w Krakowie (w pierwszym głosowaniu Klęczar otrzymał 18 głosów, Kmita – 14 głosów; w drugim - 19, a jego kontrkandydat – 16; część głosów oddano nieważnych).
Kolejna sesja sejmiku małopolskiego została zaplanowana na wczoraj, na godz. 18. Tym razem, jak można było usłyszeć od polityków PO, to oni podejmą próbę obsadzenia stanowiska marszałka. – Zgłosimy naszego kandydata – mówił nam przed południem polityk małopolskiej Platformy. – Szanse na wybór zarządu województwa są coraz większe. Uważam, że wczoraj doszło do przełomu, bo już jedna osoba dodatkowo poparła naszego kandydata. Myślę, że jeszcze kilka kolejnych rozważa pójście w jej ślady – dodawał poseł KO Marek Sowa. Ani on, ani inni nasi rozmówcy nie chcieli jednak zdradzać, kogo zamierzają zgłosić. – Przez cały czas prowadzimy rozmowy – tłumaczył nam jeden z radnych.
Gdyby i tym razem nie udało się wybrać zarządu województwa, to kolejna okazja będzie w czwartek wieczorem. Przewodniczący sejmiku małopolskiego Jan Tadeusz Duda (ojciec prezydenta Dudy) zwołał sesję na godz. 18.
Czasu na wybór zarządu województwa jest jednak mało, bo tylko do przyszłego wtorku. Zgodnie z ustawą o samorządzie wojewódzkim na wybór zarządu województwa (m.in. marszałka i wicemarszałków) sejmik ma trzy miesiące od daty ogłoszenia wyników wyborów. Ponieważ PKW podała je 9 kwietnia, to termin ten upływa 9 lipca. Jeśli do tego czasu radni nie dogadają się w tej sprawie, sejmik z mocy prawa ulegnie rozwiązaniu i będą musiały się odbyć przedterminowe wybory.
Konflikt w Małopolsce to niejedyny problem partii Jarosława Kaczyńskiego. W czerwcu PiS nie zajął pierwszego miejsca w wyborach do europarlamentu, wcześniej stracił władzę w Łódzkiem i na Podlasiu. W tej sytuacji rośnie niezadowolenie w strukturach ugrupowania. Słychać m.in. o zamiarach założenia nowej partii przez byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
Kłopot ma też Suwerenna Polska, bo jej lider Zbigniew Ziobro od kilku miesięcy walczy z chorobą nowotworową. Przeszedł już kilka operacji i nie wiadomo, kiedy wróci do zdrowia. W tej sytuacji jego współpracownicy zastanawiają się, co dalej. Część chciałaby połączenia z PiS. Niedawno z Suwerennej Polski odszedł Janusz Kowalski. Nie wszyscy jednak chcą iść w jego ślady. – Uważam, że powinniśmy zachować odrębność i funkcjonować jako niezależna partia – podkreśla jeden z byłych ministrów.
W otoczeniu prezesa Kaczyńskiego można z kolei usłyszeć, że do połączenia PiS i partii Zbigniewa Ziobry zapewne dojdzie, choć nieprędko. – Z czasem pewnie się połączymy, ale jeszcze nie teraz. Po co mamy się za nich tłumaczyć? – mówi nam polityk ze ścisłego kierownictwa PiS.
Ponieważ w ostatnich tygodniach w prokuraturze nastąpiło przyspieszenie, to posypały się zapowiedzi zarzutów dla polityków z otoczenia Ziobry. W zeszłym tygodniu Sejm zgodził się na uchylenie immunitetu byłemu wiceministrowi sprawiedliwości Michałowi Wosiowi (zakup Pegasusa ze środków Funduszu Sprawiedliwości); dziś z kolei sejmowa komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych ma się zająć wnioskiem prokuratora krajowego o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej, a także zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie innego byłego wiceszefa MS Marcina Romanowskiego (chodzi o ustawianie konkursów na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości). ©℗