Ujawnienie informacji o sobie w internecie nie oznacza zgody na przetwarzanie danych osobowych. Aby je udostępnić np. w nagraniu sesji rady gminy, trzeba mieć bezpośrednią zgodę zainteresowanego – uznał NSA w precedensowym orzeczeniu.

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, którego uzasadnienie niedawno opublikowano, dotyczy konfliktu dwóch wartości – dostępu obywateli do informacji publicznej i prawa do prywatności. Jest tym ważniejszy, że przepisy są bardzo ogólne i nie precyzują wzajemnych relacji między nimi.

– Jak soczewka wyrok ogniskuje w sobie problemy na styku prawa dostępu do informacji publicznej oraz prawa do ochrony danych osobowych w rozumieniu RODO. Przyczyną jest zaniechanie ustawowe, ponieważ w prawie 200 ustawach wdrażających RODO przyjętych w latach 2018–2019 nie określono relacji dostępu do informacji publicznej oraz przepisów RODO, choć wymaga tego art. 86 RODO. Tymczasem w ustawie o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 902 ze zm.) obowiązują, przyjęte jeszcze w 2001 r., konstrukcje bezpośrednio niewystępujące w RODO: prywatność osoby fizycznej oraz rezygnacja z prawa do niej – komentuje prof. Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych PAN i kancelarii Traple, Konarski, Podrecki i Wspólnicy.

Dane wciąż chronione

W sprawie rozstrzygniętej ostatecznie przez NSA chodziło o ujawnienie na nagraniu z sesji rady gminy nazwiska osoby, która pozwała tę gminę, domagając się 1 mln zł. Osobą tą był dziennikarz i przedsiębiorca prowadzący lokalny portal internetowy. Ponieważ sam wielokrotnie opisywał ze szczegółami swoje spory z samorządem, burmistrz uznał, że zrezygnował ze swojej prywatności w tej sprawie. Dodatkowo burmistrz wskazał na ważny interes publiczny.

– Myślę, że jako osoba publiczna nie będzie pan T. miał pretensji, że to mówię, no bo 1 mln zł z naszego budżetu, no to bardzo poważna suma – wyjaśniał burmistrz podczas sesji. Nagranie z jej przebiegu zostało następnie zamieszczone na platformie YouTube łącznie z fragmentami, w których wymieniono nazwisko wspomnianego dziennikarza i przedsiębiorcy.

Sam zainteresowany uznał to za naruszenie ochrony jego danych osobowych i wniósł skargę do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Ten uznał, że gmina rzeczywiście nie miała prawa zamieszczać nagrania z danymi mężczyzny w internecie, i nakazał ich usunięcie. Burmistrz zaskarżył tę decyzję do sądu administracyjnego, ale przegrał w obydwu instancjach.

Spór dotyczył interpretacji art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej (u.d.i.p.). Przepis ten z jednej strony ogranicza dostęp do informacji ze względu na prywatność osoby fizycznej, z drugiej – zezwala na niego, jeśli ta osoba sama zrezygnuje ze swojego prawa (patrz: grafika). Burmistrz gminy wskazywał, że po pierwsze, chodzi o osobę publiczną, po drugie, opisującą w internecie swój spór z gminą, co – jego zdaniem – oznacza rezygnację z prawa do prywatności. NSA uznał inaczej. W swoim wyroku zwrócił uwagę na konieczność rozróżnienia osób pełniących funkcje publiczne (ich dane nie podlegają ochronie) od osób publicznych.

„N.T., będąc znanym lokalnie dziennikarzem, w świetle przepisu art. 5 ust. 2 u.d.i.p. nie jest osobą pełniącą funkcję publiczną. Jeśli zaś określona osoba nie pełni funkcji publicznej, to informacje publiczne odnoszące się do niej i zawierające jej dane osobowe podlegają ochronie ze względu na konieczność ochrony jej prawa do prywatności, chyba że osoba rezygnuje z przysługującego jej prawa” – można przeczytać w uzasadnieniu orzeczenia z 13 lipca 2023 r. (sygn. akt III OSK 595/22).

– Nie tylko w pełni zgadzam się z tym wyrokiem, lecz także cieszę się, że zapadł, bo mamy deficyt dyskursu na temat rozróżnienia pojęć, które są podobne, ale nie tożsame, takich jak: osoba pełniąca funkcję publiczną, osoba publiczna i osoba publicznie znana, a w tej sprawie ma to znaczenie. Sąd słusznie podkreślił, że osobom znanym przysługuje pełnia ochrony prywatności w kontekście dostępu do informacji publicznej, dopóki same w sposób jednoznaczny nie zrezygnują z przysługującego im prawa – komentuje dr hab. Marlena Sakowska-Baryła, radczyni prawna i partnerka w Sakowska-Baryła, Czaplińska Kancelarii Radców Prawnych.

Konieczne uzyskanie zgody

NSA uznał, że aktywność danej osoby w internecie i to, że sama publikuje informacje na swój temat, nie oznacza rezygnacji z prawa do prywatności. Przepisy nie regulują tej kwestii, ale zdaniem składu orzekającego zrzeczenie się musi spełniać wszystkie warunki wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych wynikające z RODO (patrz: grafika). Zgoda musi więc mieć charakter dobrowolny, konkretny, świadomy i przyjmujący postać jednoznacznego okazania woli w formie oświadczenia lub wyraźnego działania potwierdzającego rezygnację z prawa do prywatności. Zgody tej nie można domniemywać na podstawie tego, że ktoś sam upublicznia informacje na swój temat w internecie.

– W mojej opinii NSA słusznie odesłał w zakresie pojęcia zgody użytego w art. 5 ust. 2 u.d.i.p. do wymagań stawianych takiemu działaniu przez RODO. Ustawodawca krajowy nie przewidział żadnych szczególnych sposobów czy wymagań odnoszących się do rezygnacji osoby fizycznej z przysługującego mu prawa do pewnego rodzaju prywatności – komentuje Piotr Liwszic, prawnik i autor serwisu Judykatura.pl.

– Organy zobowiązane do rozpoznawania wniosków o dostęp do informacji publicznej powinny więc przełożyć wdrożone już procedury odbierania zgody na przetwarzanie danych osobowych na kwestię rezygnacji z prawa do nieprzekazywania informacji o danej osobie – dodaje.

Doktor habilitowana Marlena Sakowska-Baryła również zgadza się z rozstrzygnięciem.

– To, że ktoś publikuje informacje o sobie w internecie, nie oznacza rezygnacji z prywatności wobec organu władzy publicznej w związku z udostępnianiem przez ten organ informacji publicznej obejmującej swoją treścią dane tej osoby fizycznej. Aby wskazać dane takiej osoby w informacji publicznej, musiałaby ona sama zrezygnować z prawa do prywatności w tym dostępowym kontekście – zauważa radczyni prawna.

W praktyce ta interpretacja oznacza, że jeśli organ chce udostępnić informację publiczną zawierającą dane osobowe, każdorazowo powinien występować o zgodę do samych zainteresowanych. Tylko w ten sposób zyska pewność, że nie narusza przepisów. Zdaniem niektórych ekspertów taka interpretacja może jednak w niektórych sytuacjach być zbyt rygorystyczna.

– Trudno zaakceptować, że jeżeli ktoś z własnej inicjatywy nieanonimowo wziął udział w debacie publicznej organizowanej przez organ administracji publicznej, to dodatkowo będzie wymagana zgoda tej osoby na dalsze udostępnienie ujawnionych przez nią podczas debaty danych – podaje przykład prof. Grzegorz Sibiga.

– Spory mogą być bardzo trudne do oceny, ponieważ wartością jest również wiedza opinii publicznej o sprawach dotyczących działań władzy publicznej, o których poinformowała na własnym przykładzie konkretna osoba. Akurat w rozstrzyganej przez NSA sprawie mimo wszystko zbyt daleko idące jest twierdzenie, że zachowanie skarżącego stanowiło rezygnację z prawa do prywatności, zarówno ze względu na kontekst jego aktywności, jak i charakter chronionych danych osobowych. Ponadto zbyt daleko idąca jest interpretacja, że w każdej takiej sprawie będzie wymagana zgoda w rozumieniu RODO, chociaż to najbardziej pewna dla organu władzy podstawa do udostępniania danych – analizuje prawnik. ©℗

ikona lupy />
Co mówią przepisy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe