Wystarczy 5 proc. mieszkańców gminy lub powiatu albo 2,5 proc. województwa, aby przeprowadzić referendum. Tak wynika z projektu nowelizacji ustawy o referendum lokalnym złożonego do Sejmu przez posłów Kukiz’15 oraz PiS.

– W społeczeństwie istnieje przeświadczenie, że mieszkańcy nie mają realnej możliwości oddziaływania na lokalne otoczenie. Jednocześnie z badań wynika, że większość Polaków chce uczestniczyć we współzarządzaniu jednostkami samorządu lokalnego. Projekt jest odpowiedzią na postulaty zgłaszane przez obywateli dotyczące konieczności udoskonalenia możliwości korzystania z mechanizmu bezpośredniego sprawowania władzy w gminach, powiatach i województwach – uzasadniają projektodawcy.
Proponują zmniejszenie o połowę liczby obywateli niezbędnych do zainicjowania referendum (z obecnych 10 proc. dla gmin i powiatów oraz 5 proc. w przypadku województw), a także zagwarantowanie jego inicjatorom sześciomiesięcznego terminu na zebranie podpisów od mieszkańców, którzy je popierają (obecnie 60 dni). Chcą też wydłużyć terminy na usunięcie braków formalnych we wniosku czy złożenie skargi do sądu administracyjnego – z 14 do 30 dni w obu przypadkach. Ponadto planowana nowelizacja umożliwi utrwalanie pracy komisji wyborczej za pomocą aparatów fotograficznych oraz kamer. Co ważne, zniesiony zostanie próg frekwencji, od którego zależy ważność referendum. Obecnie przesłanką jego wiążącego charakteru, co do zasady, jest frekwencja na poziomie co najmniej 30 proc. uprawnionych do głosowania.
– Patrząc przez pryzmat aktywności obywatelskiej w Polsce i udziału w głosowaniach, można stwierdzić, że 30-procentowa bariera nie jest łatwa do przekroczenia, szczególnie w większych miejscowościach. Słaba aktywność niektórych mieszkańców nie powinna wpływać na realizację przedsięwzięć osób społecznie zaangażowanych – argumentują projektodawcy.
Z projektu wynika również, że jeżeli referendum zakończy się rozstrzygnięciem, samorząd będzie miał tylko trzy miesiące na jego realizację.
Samorządowcy są sceptyczni wobec tych propozycji. – Obecnie liczba mieszkańców wymaganych do zainicjowania referendum nie jest żadnym utrudnieniem – komentuje Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich. – Natomiast zniesienie wymaganej frekwencji może prowadzić do absurdów. Przykładowo jedno referendum będzie pozytywnie rozstrzygało daną kwestię, ale potem zbierze się grupa przeciwników, która rozstrzygnie ją w inny sposób. To może wprowadzić chaos – dodaje.
Etap legislacyjny
Projekt nowelizacji wniesiony do Sejmu